środa, 30 listopada 2011

BabyDream - Oliwka dla niemowląt (dla mnie do włosów)

Chciałabym Wam stopniowo zacząć przybliżać poszczególne oleje do włosów, które zdążyłam już poznać i odpowiednio potestować. Pierwszym, jakiego używałam, jest oliwka dla niemowląt Babydream. Oczywiście nie jest to typowy olejek do włosów, jednak jego skład pasuje do tego celu, więc bez obaw wcierałam go w moje sianko ;)
   
  
Opis producenta:
Pflegeöl, Babydream to łagodna oliwka pielęgnująca dla niemowląt z wyciągiem z migdałów i witaminą E. Przeznaczona do codziennej pielęgnacji delikatnej skóry maluszka. W łagodny sposób oczyszcza oraz pielęgnuje. Posłuży również do delikatnego masażu.  Naturalne substancje zawarte w oliwce skutecznie natłuszczają skórę, nadając jej długotrwałą ochronę przed wysuszeniem oraz miękkość i delikatność. Łagodne wyciągi z nagietka i rumianku posiadają właściwości kojące i przeciwzapalne. W produkcie zawarta została również oliwka ze słonecznika, migdałowa, jojoba, witamina E oraz ekstrakty z nagietka i rumianku.  Przetestowana dermatologicznie. Nie uczula i nie podrażnia skóry. Posiada pH neutralne dla skóry. Bez zawartości konserwantów, oleju mineralnego, barwników, perfum.
   
Gdzie i za ile: Rossmann, ok. 6zł / 250ml
   
Skład:
     
Moja opinia:
Przede wszystkim, za olejkiem tym przemawia fakt, że składa się w zdecydowanej większości z naturalnych olejów, które mogą mieć dobry wpływ na włosy. Mamy tutaj olej z nasion słonecznika, ze słodkich migdałów, z jojoby, z rumianku i z nagietka. Do włosów polecane są zwłaszcza słodkie migdały i jojoba. 
Uwielbiam opakowania BabyDream - są przesłodkie! Te wypukłe motylki na butelkach mnie rozczulają - może później dodam ich dokładne zdjęcie, jak znajdę czas ;) Ta butelka zrobiona jest z grubego niebieskiego plastiku - nie ma niestety szans, żeby przez nią zobaczyć, ile zostało oliwki. Zamykana jest na zatrzask, a wylot jest zabezpieczony silikonowym zaworkiem-niekapkiem, dzięki czemu oliwka nie przecieka, nawet jeśli przewróci się otwarta - dobry patent przy dziecku, ale i ja lubię takie opakowania ;) Dzięki temu można wylać na dłoń odpowiednią ilość oliwki.
Sama oliwka jest dość rzadka, choć nieco gęstsza od wody. Jest bezbarwna i pachnie typowo dla kosmetyków dla dzieci - albo się ten zapach lubi, albo nie, mi akurat nie przeszkadza, wręcz przeciwnie :) Nie wydaje się jakoś strasznie tłusta, łatwo rozprowadza się na włosach. Ze zmyciem jej po kilku czy kilkunastu godzinach także nie ma większych problemów. Pozostawia włosy mięciutkie, delikatnie pachnące tym właśnie dziecięcym zapachem i mocno błyszczące :) Bardzo mi się spodobał ten efekt, to mnie ostatecznie przekonało do rozpoczęcia przygody z olejowaniem włosów :)
Jeśli i Wy macie nadal jakieś wątpliwości, polecam zacząć od tej oliwki albo wersji "fur Mama", która ma ponoć jeszcze więcej naturalnych olejków i lepszy wpływ na włosy - ja nie używałam, więc się nie wypowiem. Obie oliwki kosztują po parę złotych, więc nie będzie to drogi eksperyment ;)
   
  
 BTW, wiecie, że dziś Dzień Darmowej Dostawy?
Planujecie jakieś zakupy, albo już coś Was skusiło? :)
Mnie niestety tak - kliknęłam sobie peeling na stronie Himalaya i paletkę Sleek Original na Cocolita - ale to już mikołajkowy prezent od Ukochanego ;) Mam nadzieję, że na dziś to koniec klikania, bo konto już puste ;)

wtorek, 29 listopada 2011

Joanna Naturia - Szampon z odżywką z tatarakiem do włosów przetłuszczających się

Zdaję sobie sprawę, że szampony to jedna z rzeczy, którymi najbardziej się różnimy między sobą w kwestii upodobań, dlatego ja postawię sprawę jasno: lubię szampony ładnie pachnące i nietestowane na zwierzętach - to dwa podstawowe wymogi ;) Ten spełnia je oba, choć zamawiałam go w ciemno z Inermis.pl - jednak ani trochę nie żałuję.
   
   
Opis producenta: 
Szampon z odżywką Naturia został opracowany z myślą o pielęgnacji włosów przetłuszczających się. Nowa receptura to doskonałe połączenie składników pozwalających na delikatne oczyszczenie i jednoczesną pielęgnację włosów. Zastosowany ekstrakt z tataraku zapewnia zdrowy i piękny wygląd włosów, a czynniki kondycjonujące ułatwiają rozczesywanie i przywracają im naturalny połysk.
Tatarak – wykazuje właściwości przeciwzapalne i bakteriobójcze, ogranicza przetłuszczanie się włosów
    
Gdzie i za ile: np. Inermis.pl (stacjonarnie nie widziałam), 7,50zł / 500ml
   
Skład:
    
Moja opinia:
Jak widzicie, jest to duuuża, półlitrowa butla o ciekawym kształcie, zrobiona z białego plastiku, przez który pod światło można zobaczyć, ile szamponu zostało. Zamykana jest na zatrzask, ja mojego szamponu celowo nie domykam, bo zawsze przy otwieraniu trzeba się sporo naszarpać. Sam szampon ma postać mętnego białawego żelu (spodziewałabym się raczej bezbarwnego, ale przecież to "szampon z odżywką" ;)), jest dość rzadki, ale nie na tyle, żeby uznać to za wadę. Pachnie naprawdę ładnie, świeżo i naturalnie.
Nie trzeba użyć dużo szamponu, żeby umyć włosy - taka ilość jak poniżej wystarczy do włosów takiej długości jak moje. Pieni się bardzo dobrze, spłukuje się bez problemu. Dodam też, że jest bardzo wydajny - myję nim włosy od ponad miesiąca, codziennie, a nadal mam jeszcze ponad pół butli ;) Po umyciu włosy nie są poplątane, łatwo można je rozczesać, ładnie pachną :) Na pewno są odświeżone i czyste, choć mam wrażenie, że przy tym szamponie szybciej niż przy innych zaczynają smętnie zwisać przyklepane do głowy ;) Normalnie myję włosy codziennie i zwykle przez cały dzień mam świeże i ładnie uniesione u nasady włosy. Przy tym szamponie wieczorem już nie wyglądają tak dobrze - nie są tłuste, ale tracą na objętości.
Mimo to, w podsumowaniu napiszę, że szampon ten polubiłam ;) Mam w zapasie jeszcze jedną butlę z tej serii, wersję z algami, więc pewnie też kiedyś o niej napiszę.
   

poniedziałek, 28 listopada 2011

Stajlisz amisz... czyli jak nie upaćkać pościeli olejem z włosów?

Zapowiadałam Wam przy okazji posta o olejowaniu, że podzielę się z Wami moim patentem na spanie z olejem na głowie... 
Ręcznik na poduszce niesamowicie mnie wkurzał, nie mogłam spać.
Czapka zsuwała się z głowy, a rano poduszka była cała tłusta.
Foliowych czepków nawet nie próbowałam - szelest doprowadza mnie do szału.
Potrzeba matką wynalazku - tak oto powstał mój specjalny projekt o wdzięcznej nazwie...

Stajlisz Amisz!
  
   
Jak widać, jest to po prostu kaptur od bluzy, założony nieco inaczej ;) Wygląda to jak czepek Amiszów, prawda, że uroczo? :P Jak dla mnie, jest to najwygodniejsza forma zabezpieczenia pościeli na noc przy olejowaniu włosów. Nie przeszkadza ani trochę, w przeciwieństwie do ręcznika. Nie zsuwa się z głowy, w przeciwieństwie do czapki. Nie szeleści, w przeciwieństwie do foliowego czepka. Spokojnie pomieścimy w tym związanie z tyłu włosy. No i jest taaakie stajlisz :D Raz już listonosza nastraszyłam, otwierając mu drzwi w tym kapturku ;) 
  
Jeśli chcecie również wykombinować sobie takie cudo, nie będzie to trudne.
  
   
Bierzemy starą bluzę, możemy kupić na lumpku za 1zł bez problemów ;) Najlepsza będzie taka z większych rozmiarów dziecięcych, bo rozmiarówka "dorosła" może oznaczać kaptury, w których się potopimy. Ważne, żeby przy kapturze były sznureczki ściągające. Odcinamy kaptur tak, żeby te sznurki i tunele na nie zostały przy nim, nie na bluzie. Można sobie obszyć brzeg materiału, żeby się nie siepał, ale to już tylko od Was zależy, czy będzie Wam to przeszkadzać.
Odwracamy kaptur tak, by ściągacze były na dole, tzn. na karku i pod brodą. Bez problemu zmieścimy w to nawet długie włosy, jeśli będą jakoś związane. Ściągamy sznureczki, najlepiej najciaśniej jak się da, ale związujemy luźno, żeby nam to nie przeszkadzało pod brodą, ale jednocześnie trzymało czepek na miejscu ;) Gwarantuję, że noc prześpicie w tym spokojnie i nie zapaćkacie poduszek ;)
   
Ot, taki prosty "wynalazek", ale mi znacznie ułatwił sprawę i umożliwił olejowanie włosów na noc. Może ktoś zechce spróbować tego bajeru, jeśli nie, zawsze można pośmiać się z mojego "stajlisz amisz luku" :D
Jeśli spróbujecie, dajcie znać, jestem ciekawa, czy i u Was na pewno się sprawdzi :)

niedziela, 27 listopada 2011

Original Source - Płyn do kąpieli Mango i Macadamia

Pewnie zdążyłyście się już przekonać, że jestem wielką fanką marki Original Source. Dziś chcę Wam opisać kolejny produkt, tym razem płyn do kąpieli o zapachu mango i orzechów makadamia. Nie jest to typowy dla mnie zapach, wręcz przeciwnie, ale jednak coś mi się w nim podoba. Płyn sam w sobie jest rewelacyjny. :)
   
  
Opis producenta:
Mango i makadamia użyte do stworzenia płynu do kąpieli Original Source Mango & Macadamia to tropikalny duet specjalistów od odżywiania skóry. Kąpiel w nim to aromatyczna podróż na ciepłe plaże Karaibów. Przekonasz się o tym, gdy tylko wlejesz go do wanny i wykonasz pełne zanurzenie w pianie! Trudno nie polubić tak głęboko relaksujących wrażeń, ale wybór oczywiście pozostawiamy Tobie :) 
   
Gdzie i za ile: w Rossmannach, 10zł / 500ml
   
Skład:
      
Moja opinia:
Original Source produkuje jedne z najlepszych płynów do kąpieli, jakich używałam (choć ostatnio znalazłam jedno cudo, które pokochałam bardziej niż OS'a - ale to wyjątek ;)). Ten również plasuje się w czołówce. Zamknięty jest w zakręcanej bezbarwnej butelce, kojarzącej się z butelkami na mleko, podoba mi się to ;) Sam płyn jest gęsty, treściwy, w kolorze rozbielonego pomarańczu - dokładnie taki kolor ma sok mango :) Zapach jest trudny do opisania. Na pewno naturalny, owocowy, ale już nie taki odświeżający. Raczej słodkawy, z nutkami goryczy, które płyn zawdzięcza pewnie orzechom makadamia. 
Wlanie płynu do kąpieli skutkuje dość dużą ilością piany - nie utopimy się w niej, ale jest jej sporo ;) Tworzy się co prawda wolno, ja pomagałam jej "trzepiąc wodę" :P Utrzymuje się za to naprawdę długo - znika bardzo stopniowo, nie przyspieszają tego jakoś specjalnie nawet inne użyte w kąpieli kosmetyki - szampon czy żel pod prysznic, a przecież zwykle użycie żelu sprawia, że piana znika... Inne dziewczyny pisały, że zapach utrzymuje się na ciele - ja tego nie zauważyłam. Owszem, czuć go w czasie kąpieli, ale po wypuszczeniu wody znika. 
Podsumowując, mogę powiedzieć, że płyny OS'a zdecydowanie polecam, choć ja osobiście wolę inne wersje zapachowe - choćby moją ukochaną lawendę, której kiedyś już tu pisałam :)
   

sobota, 26 listopada 2011

TAG: Subiektywny ranking przystojniaków, a co! ;)

Rzadko bawię się w TAGi, ale ten o dziwo mi się podoba :P
Miła odmiana dla wszystkich kosmetycznych zabaw :) 

Zasady:
1.Napisz, od kogo otrzymałaś taga.
2.Wymień dziesięciu mężczyzn, których uważasz za najbardziej atrakcyjnych, a swój wybór krótko uzasadnij.
3. Otaguj dziesięć osób i powiadom je o nominacji.

Taga otrzymałam od Shazme i w pewnym sensie od Sabbathy (otagowała chętnych :P)

No to jadziem! ^^ Moi przystojniacy w większości są aktorami, w dodatku śpiewającymi, najwyraźniej mam do nich jakąś słabość ;) W niektórych przypadkach chodzi mi więc bardziej o postać, niż o samego aktora ;)

Miejsce 1: Mój Prywatny i Osobisty Pan i Władca ;)
https://picasaweb.google.com/109506135465580422716/STARFORCE2011TORUN#5651183983965531234
Nie, żeby jakieś lizusostwo (choć wiem, że to pewnie zobaczy ;)), ale gdybym go nie miała za nr 1, to przecież byłabym z Panem spod nr 2 :P
  
Miejsce 2: Joe Manganiello jako Alcide Herveaux (Czysta Krew)
http://truebloodguide.com/2010/11/23/joe-manganiello-in-vanity-fair-italy-magazine/
Facet niemalże idealny, zwłaszcza właśnie jako Alcide... Chodząca bomba testosteronu, o!
Choć bez zarostu już nawet bym na niego nie spojrzała ;)
   
Miejsce 3: Heath Ledger
http://www.kozaczek.pl/plotka2.php?idp=6813
Tego Pana już niestety nie ma na świecie, a to wielka szkoda dla kina... I dla fanek jego niesamowitego uśmiechu i spojrzenia. Zakochałam się w Patricku Veronie z "Zakochanej Złośnicy", a z każdą kolejną rolą uwielbiałam go coraz bardziej, jako Joker przeszedł sam siebie. A potem wszystko skończyło się tragicznie...
TUTAJ próbka jego muzycznych zdolności ;)
 
Miejsce 4: Johnny Depp
http://ilovejohnny.blog.onet.pl/Johnny-Depp-w-wywiadzie-dla-BR,2,ID243544771,n
Tu nie będę oryginalna, bo wiem, że Johnny pojawia się na wielu z Waszych list... No ale jak tu go nie kochać? Jest starszy od mojego ojca, a ciągle tak samo przystojny i hipnotyzujący wzrokiem :) Ja go wprost uwielbiam, zwłaszcza jako Jacka Sparrowa i Sweeney'a Todda.
TUTAJ jego popis wokalny ;) 

Miejsce 5: Hugh Jackman
http://www.fanpop.com/spots/hugh-jackman/images/3536060/title/hugh-jackman-wallpaper
Kolejne ucieleśnienie testosteronu :) Przystojny, męski, zabawny, ze świetnym głosem... Czego chcieć więcej? Podobał mi się zwłaszcza jako Wolverine, ale przyznam, że zakochałam się w nim, kiedy chyba w zeszłym roku prowadził galę Oscarów :)
TUTAJ próbka jego wokalnych możliwości :) (Śpiewa od 1:40)

Miejsce 6: Ryan Reynolds
http://www.picturesdepot.com/wallpapers/29378/ryan+reynolds+shirtless.html
Bo umięśniony słodziak też się przyda ;)

Miejsce 7: Pierce Brosnan
http://www.fanpop.com/spots/pierce-brosnan/images/20686152/title/pierce-brosnan-wallpaper-wallpaper
Bonda też nie może zabraknąć. W dodatku Bonda o niesamowitym głosie, choć bez specjalnych umiejętności wokalnych - posłuchać możecie go TUTAJ :)

Miejsce 8: James Marsters jako Spike (Buffy)
http://www.iballer.com/wallpaper/celebs/k_m/marsters/index.htm
Przyznam szczerze, że pewnie nawet bym na niego nie spojrzała, gdyby nie postać, którą gra - otóż Spike jest seksownym niegrzecznym chłopcem, który potrafi być naprawdę wredny, ale i czuły ;) Oczywiście też pokazuje umiejętności wokalne - o TUTAJ.

Miejsce 9: Will Smith
http://funatoz.com/wallpapers/Will_Smith
Sama się dziwię, że to jedyny czarnoskóry przystojniak na mojej liście, bo mam słabość do "egzotyki" ;) W każdym razie Will zdecydowanie ma coś w sobie, ma też niezły głos, ale nie będę Wam dawać linka, bo on rapuję, a to raczej nie mój typ muzyki ;)

Jednak numeru dziesiątego nie będzie, zbyt dużo jest kandydatów na to miejsce ;)

Taguję każdą bloggerkę, która jeszcze nie brała udziału w tym tagu, a ma ochotę :)

Radical - Mgiełka wzmacniająca do włosów zniszczonych i wypadających

Kilka już raz wspominałam Wam, że moje włosy zawsze ratują dwa kosmetyki - kuracja Rzepa Joanny oraz mgiełka Radicala. O kuracji już pisałam jakiś czas temu, dziś więc chciałabym przybliżyć Wam bardziej tą mgiełkę - to znany i lubiany produkt, więc większość z Was pewnie ją zna, ale nie zaszkodzi kolejna oda pochwalna, prawda? ;)
   
   
Opis producenta:
 Składniki bioaktywne zawarte w mgiełce wzmacniają włosy, hamują ich wypadanie oraz chronią przed łamliwością i rozdwajaniem. Mgiełka chroni włosy przed niekorzystnym wpływem środowiska i nadmiernym wysuszeniem spowodowanym również używaniem suszarki. Po zastosowaniu mgiełki włosy staja się wyraźnie grubsze, miękkie i jedwabiście gładkie.
Zawiera ekstrakt ze skrzypu polnego, proteiny pszeniczne, wyciąg z zielonej herbaty oraz prowitaminę B5.
   
Gdzie i za ile: Rossmann, SuperPharm, zielarskie... ok. 9zł / 200ml
  
Skład:
    
Moja opinia:
Mgiełka zamknięta jest w bezbarwnej butelce z atomizerem, który wypsikuje faktycznie mgiełkę - a nie strumień płynu, jak to bywało w przypadku niektórych produktów, o których już tu pisałam ;) Płyn ten ma konsystencję wody, jest lekko żółtawy i prześlicznie pachnie ziołami - choć wiem, że nie wszystkim może się ten zapach podobać. Ja jestem jego fanką i uwielbiam wypsikane nim włosy ;) W składzie widzimy niestety sporo chemii, ale jest też oczywiście skrzyp polny i chińska herbata, oba te składniki mają za zadanie wzmacniać nasze włosy.
W moim przypadku ta mgiełka jest zbawienna - sprawia, że włosy wypadają o wiele mniej, co same mogłyście zaobserwować, śledząc moje posty z cyklu "Na ratunek orlicowym włosom". Sprawiają też wrażenie mocniejszych i zdrowszych, choć to ostatnie niekoniecznie jest zasługą tej mgiełki. Zastosowana nawet na suche włosy, w żaden sposób ich nie obciąża, a kiedy użyję jej na mokre, tuż po kąpieli, pomaga w ich rozczesywaniu. Do tego jest szalenie wydajna - psikam się nią od dwóch miesięcy, a naprawdę mało ubyło :)
Mogę ją z czystym sercem polecić wszystkim, którzy narzekają na wypadające włosy :)
    

piątek, 25 listopada 2011

Lirene Głębokie Nawilżenie - Peeling do ciała

To już ostatni produkt z nowości Lirene, jakie mam na stanie ;) Na dziś został nam więc nawilżający peeling drobnoziarnisty - ten testowałam ja, bo ciągle szukam peelingowego ideału. Ten jest całkiem niezły, choć nie oznacza to, że poszukiwania zakończone ;)
   
   
Opis producenta:
Przeznaczony jest dla skóry suchej i normalnej, która potrzebuje odświeżenia i nawilżenia. Peeling aktywnie myje skórę, a także nawilża przywracając jej naturalną hydro-równowagę. Drobne ziarna delikatnie, ale skutecznie złuszczają obumarłe komórki naskórka. Skóra staje się aksamitnie gładka oraz na nowo odzyskuje jędrność i elastyczność i zdrowy koloryt. Zawartość składnika silnie nawilżającego skórę – Moist 24 – wzmacnia naturalną barierę ochronną skóry i ogranicza utratę wody z naskórka.
 
Gdzie i za ile: wszędzie - 14zł / 200ml
   
Skład:
    
Moja opinia:
Peeling zamknięty jest w ładnej schludnej tubie z bezbarwnymi elementami - łatwo można kontrolować, ile go zostało. Tuba zamykana jest na zatrzask, peeling po prostu trzeba z niej wycisnąć. Sam produkt prezentuje się nieźle - to niebieski żel z widocznymi sporymi drobinkami - sporymi, jak na peeling drobnoziarnisty. Drobinki te kojarzą mi się z peelingiem cukrowym. Zapach trudno mi określić, ale pachnie nieco męsko - coś jak lekko kwaskowata morska bryza? :P Mnie się podoba, bo lubię zapachy męskie i unisex ;) 
Peeling jest dość gęsty i wydajny. Wmasowywany w skórę lekko się pieni (tzn. tworzy taką gęstą, drobniutką pianę) i myje, może więc spokojnie pełnić też funkcję żelu pod prysznic. Peelinguje całkiem nieźle, choć preferuję jego czerwonego kuzyna z serii Intensywna Regeneracja - lubię takie ździeraki :) Cena muszę przyznać, że bardzo dobra, jak na taką jakość :)
    

środa, 23 listopada 2011

Synesis - Luksusowa antyalergiczna oliwka do ciała

Myślę, że ten produkt spokojnie mogę zaliczyć pod kategorię "zawód miesiąca", tak samo jak okoliczności otrzymania go. Niestety współpraca z Synesis w moim przypadku niezbyt się udała. Byłam pytana, jakie produkty chciałabym wypróbować, odpowiedziałam, że glinkę marokańską albo maseczkę miętową, bo tyle się zachwytów na ich temat naczytałam na Waszych blogach. Paczuszkę dostałam długo po tej wymianie maili, a w niej znalazłam... oliwkę do ciała - nie wiem, czy jest coś, czego niechętniej bym używała... Ale do rzeczy...
   
   
Opis producenta:
Luksusowa Oliwka posiada wyjątkowy skład. Zawiera masło pistacjowe, masło awokado, masło shea, cenny olejek z konopii siewnej, witaminę E o działaniu odmładzającym oraz dwa rodzaje ceramidów, w tym ceramidy III B, naturalnie wbudowujące się w stukturę naskórka. Dodatkowo Oliwkę wzbogacono koenzymem Q10, gwarantującym maksymalne nawilżenie skóry. Warto podkreślić, że Luksusowa oliwka nie zawiera żadnych konserwantów, dlatego może być stosowana do każdego rodzaju skóry, nawet do tej skłonnej do alergii (w szczególności polecana przez dermatologów do cery wrażliwej). Właściwości Oliwki potwierdzono licznymi badaniami dermatologicznymi , kosmetyk łagodzi podrażnienia i przyspiesza ich gojenie. Oliwka ma lekką konsystencję i bardzo dobrze się wchłania. Luksusowa oliwka antyalergiczna do ciała to produkt, który sprawdza się o każdej porze roku. Nadaje skórze wyjątkowo naturalny blask, który sprawia, że wygląda ona zdrowo, jest rozświetlona i odpowiednio nawilżona.
   
Gdzie i za ile: na Synesis.pl, 38zł / 150ml
   
Skład:
   
Moja opinia:
Przyznam szczerze, że nie znalazłam ani jednego plusa tego produktu... 
Zacznijmy od butelki - czy 'luksusowy' kosmetyk nie powinien mieć porządnej? Szklanej przynajmniej? Ta jest plastikowa, ze zwykłą zakrętką z zatrzaskiem. Kojarzy się mi i paru zapytanym przeze mnie osobom z tanią hotelową tandetą. A jakby tego było mało - przecieka, przez co cała butelka jest ciągle tłusta, bleee...
Oliwka nie ma zapachu ani koloru - szkoda. To bezbarwny płyn, trochę tylko gęstszy od wody. Jest tłusta, ale nie jakoś przesadnie. Po nałożeniu na skórę dość szybko się wchłania i... nie ma jej ani jej działania. Nic a nic nie zauważyłam, zupełnie jakbym smarowała się tłustą wodą... Szczerze mówiąc brzydzę się wszystkim, co jest tłuste i muszę to na siebie nakładać (więc wiecie, ile kosztuje mnie olejowanie włosów ;)), dlatego nie miałam absolutnie żadnej przyjemności z maziania się tą oliwką, ale dzielnie używałam jej przez jakiś czas, mając nadzieję, że zacznie dawać jakiekolwiek efekty. Nie doczekałam się.
Skład ma dość ładny, więc dwa razy spróbowałam ją nawet nałożyć na włosy - od razu mówię NIE RÓBCIE TEGO! Po jej zmyciu miałam rozczochrane poplątane siano, które nadal było tłuste - nie chciała się spłukać do końca, mimo dwóch porządnych myć. 
Podsumowując... 100 x NIE!
  
   
A Wy trafiłyście ostatnio na jakieś buble, w których nie mogłyście znaleźć zalet?
Co to było? :)

wtorek, 22 listopada 2011

Olejowanie włosów dla początkujących

   Jakiś czas temu zaczęłam olejować włosy. Już teraz widzę, że daje to zadowalające efekty, dlatego chcę Wam przedstawić parę podstawowych informacji na temat tego rodzaju dbania o włosy. :) Przyznaję, że sama jestem początkująca i opierać się tu będę na cudzej wiedzy - sama niestety jeszcze nie opanowałam tego na tyle, żeby nie korzystać ze "ściągi" ;) Kiedy wtajemniczałam się w olejowe rytuały, zauważyłam, że nie ma nigdzie dobrze zebranych właśnie takich podstawowych wskazówek - dlatego ja postanowiłam spróbować się tego podjąć :) 
       
    
Jak działają oleje?
Właściwie olejami można osiągnąć bardzo wiele, jeśli wie się, jakiego oleju w jakim celu używać. W zależności od stosowania, mogą one odżywiać włosy, nawilżać je, powodować mniejsze wypadanie czy przetłuszczanie, nabłyszczać, dodawać objętości. Tutaj sprecyzuję działanie kilku najpopularniejszych olejów stosowanych w pielęgnacji włosów:
 
 Olej kokosowy: pielęgnuje suche i łamliwe włosy. Dzięki wysokiej zawartości kwasu laurynowego łatwo wnika we włosy. Olej kokosowy zalecany jest jako odżywczo-regenerująca maska do włosów. Można także stosować go do pielęgnacji zniszczonych końcówek włosów wcierając go przed rozczesaniem mokrych włosów jako balsam. Zapobiega to uszkodzenia włosów przy czesaniu.

 
Olej z pestek winogron: ma właściwości nawilżające i wygładzające. Nadaje się do pielęgnacji włosów cienkich i słabych, może dodać im objętości.
   
   
 Olej ze słodkich migdałów: znakomita odżywka dla wysuszonych i zniszczonych włosów. Zniszczone włosy szybko odzyskają blask, staną się nawilżone i bardziej miękkie. Można chronić nim włosy także podczas pobytu na plaży, czy basenie – wystarczy posmarować nim końcówki włosów, a stworzy dla nich swoistą tarczę ochronną przed słońcem, piaskiem, wiatrem czy chlorem.
   
 Olej jojoba: charakteryzuje się bardzo wysoką zgodnością biologiczną ze skórą. Dzięki wysokiemu powinowactwu do ludzkiej skóry, łatwo jest wchłaniany przez skórę i włosy. Jojoba odżywia, zmiękcza, nawilża i natłuszcza skórę i włosy.
 
   
Olejek Amla: wyciąg z owoców amla (amalaki - agrestu indyjskiego) sprawia, że włosy stają się po nim są sprężyste, zdrowe, błyszczące. Będziesz mieć wrażenie, że włosy są odżywione od środka i mieć poczucie lepszej pielęgnacji.
    
   
Oliwa z oliwek: to nieoceniony składnik natłuszczający i wzmacniający w preparatach do pielęgnacji suchych i zniszczonych włosów oraz kruchych, łamliwych paznokci. Porządnie odżywia włosy i przywraca im zdrową kondycję.


... i wiele, wiele innych :)
   
Jakie oleje stosować?                                        
Niemal wszystkie, które znajdujemy w sprzedaży, nadają się do stosowania do włosów. Należy jednak omijać olejki eteryczne, bo to zupełnie inna kategoria ;) Przy kupnie oleju trzeba zwrócić uwagę na kilka rzeczy - po pierwsze, najlepsze są oleje nierafinowane, po drugie - zimnotłoczone. Zazwyczaj te informacje są na butelkach. Oczywiście można również kupić oleje typowo kosmetyczne, składające się z mieszanki różnych olejów - są one zwykle droższe, ale specjalnie dobrane do potrzeb włosów. Unikać jednak najlepiej takich, które w składzie mają parafinę. 
   
                                                            Czy muszą to być specjalne oleje do włosów?
Nie :) Jest sporo olejków i oliwek wśród kosmetyków do ciała, czy dla niemowląt - warto kupić i taki, jeśli ma naturalny skład, czyli niemal same oleje na liście. Ja ze swojej strony mogę tu polecić oliwkę na rozstępy Babydream fur Mama, kosztuje śmieszne pieniądze, a zawiera sporo przydatnych włosom olejów, a także olejki Alterra - ja mam "antycellulitowy" z brzozą i pomarańczą i moje włosy bardzo go lubią. Jak pisałam już wcześniej, mogą to być też zwykłe kuchenne oleje - oliwa z oliwek, olej lniany, sezamowy, z pestek winogron... -, jeśli są nierafinowane, niedoprawianie przyprawami i jeśli nie są mieszankami olejów - szukamy napisów "100%" albo "pure" :)

  
Jak nakładać oleje?                                                 
Niektóre oleje stosuje się na skalp, inne na całą długość włosów albo na same końcówki. Ja szczerze mówiąc zawsze daję jeden olej na całość - jeszcze mi to w żaden sposób nie zaszkodziło ;) Wylewamy trochę oleju do miseczki albo bezpośrednio na rękę, rozgrzewamy chwilkę między dłoniami i wcieramy we włosy. Można użyć do tego także na przykład starej szczoteczki do zębów. Masując głowę, wcieramy olej w skalp, starając się równomiernie rozprowadzić. Podobno rozgrzany olej lepiej działa, ale mi nigdy nie chce się ich podgrzewać ;) Niektóre też lepiej działają na wilgotnych włosach - trzeba to wyczuć samemu.

     
Jak długo trzymać oleje na włosach?
Ogólnie mówiąc - im dłużej i im częściej, tym lepiej :) Poleca się nawet zostawienie oleju na włosach na noc - wtedy trzeba położyć ręcznik na poduszce, spać w czapce albo zastosować mój wynalazek, o którym napiszę za kilka dni ;) Ja osobiście używam olejów na noc właściwie za każdym razem, kiedy wiem, że rano będę miała możliwość umycia włosów. Jeśli nie będę miała, a mam czas, nakładam olej po południu i zmywam wieczorem, zawsze starając się trzymać go na włosach co najmniej 5h.  

   
  Czym zmywać oleje?  
Większość szamponów zawiera tak zwane SLSy albo SLESy - są to substancje myjące, które wymywają z włosów także te zbawienne dla nich działanie olejów. W składzie znajdziemy je zwykle na drugim albo trzecim miejscu, pod nazwą Sodium Lauryl Sulfate lub Sodium Laureth Sulfate - należy ich unikać, przynajmniej przy zmywaniu olejów. Wiele dziewczyn olejujących włosy stosuje do zmywania odżywki, jednak ja jakoś nie ufam tej metodzie. Kupiłam za to bardzo tani i bardzo przyjemny szamponik dla niemowląt marki BabyDream - większość kosmetyków dla dzieci nie zawiera SLS. Szampon ten bez problemu zmywa oleje, pozostawiając włosy miękkie i ładnie pachnące. Kosztował mnie zawrotną kwotę 3,50zł :)
  

   Gdzie można zaopatrzyć się w oleje?
Oleje, które znajdują swoje wykorzystanie w kuchni, znajdziemy w każdym większym markecie - ja spory wybór znalazłam w Torimpex Trade (choć nie wiem, czy nie jest to lokalna sieć ;)). Pozostałych możemy poszukać w sklepach zielarskich - tam sprzedawcy powinni dodatkowo doradzić odpowiedni olej - albo w internetowej aptece DOZ.pl - od razu mówię, że nie ma nawet sensu pytać o nie w aptekach stacjonarnych. Mieszanki olejów, takie jak popularna Sesa, Vatika, Amla, znajdziemy w sklepach internetowych, np. Helfy.pl albo na Allegro. Ceny są bardzo różne, zależnie od oficjalnego przeznaczenia (kuchenne lub kosmetyczne), jakości, rodzaju... Krótko mówiąc, od 3zł i duuużo wzwyż ;)
   
Od czego zacząć?
Jednym z najłatwiej dostępnych, uniwersalnych i popularnych olejów jest kokosowy - i to od niego polecam rozpocząć przygodę z olejami :) Jest to jednak moja subiektywna ocena, więc jeśli gdzieś wyczytacie inaczej, nie musicie kierować się moim zdaniem ;) Sporo osób poleca na start oliwę z oliwek, ale ja nie widziałam po niej absolutnie żadnych efektów, poza poplątaniem włosów, więc... ;) Według mnie, na start przy olejowaniu włosów potrzeba odrobiny dobrego uniwersalnego oleju, konsekwencji w nakładaniu go, no i szamponu bez SLS. Z czasem same odkryjemy, jaki olej najlepiej służy naszym włosom i jak najlepiej go stosować, żeby były one najbardziej zadowolone :)
   
Co jeszcze warto poczytać?
Wizażowe wątki o olejowaniu włosów: część 1, część 2, część 3. +++ Blog Anwen +++ Helfy
   
Mam nadzieję, że mój wpis nieco rozjaśnił sprawę i zachęcił kogoś do rozpoczęcia olejowej kuracji :) W razie pytań, walcie śmiało, spróbuję odpowiedzieć, albo odeślę do prawdziwych wizażowych profesjonalistek ;)

poniedziałek, 21 listopada 2011

Under 20 Anti! Acne - Fluid antybakteryjny EffectMAXI

Tym razem napiszę parę zdań o kosmetyku, którego się nieco obawiałam. Kiedyś miałam podkład Revlonu, który faktycznie działał lepiej niż jakikolwiek krem, a przy tym dobrze sprawdzał się jako podkład, jednak to był wyjątek - większość fluidów do cery tłustej i mieszanej ma raczej kiepską opinię i akurat mojej cerze bardziej robią krzywdę, niż w jakikolwiek sposób pomagają... Do testów fluidów Under20 podeszłam więc dość sceptycznie.
   
   
Opis producenta:
Idealny do codziennej pielęgnacji skóry z niedoskonałościami.
Jeśli Twoja cera sprawia Ci problemy, potrzebujesz całodziennej pielęgnacji do cery z niedoskonałościami. Fluid antybakteryjny długotrwale matuje, nawilża i kryje niedoskonałości skóry bez efektu maski, pozwalając skórze oddychać.
Wskazania: Skóra ze skłonnością do powstawania niedoskonałości. 
Składniki aktywne: [wyciąg z aloesu + aktywny cynk]
Jak działa EffectMAXI? Fluid o lekkiej formule, która łączy w sobie 3 MAXI działania makijażu i pielęgnacji:
MAXI matowanie + MAXI krycie niedoskonałości + MAXI nawilżanie
Jak stosować? Stosuj na oczyszczoną skórę twarzy.
Skuteczność potwierdzona dermatologicznie
   
Gdzie i za ile: wszędzie, 13zł / 30ml
  
Skład: 
    
Moja opinia:
Otóż okazuje się, że fluid ten nie zrobił mi krzywdy :) 
Zamknięty on jest w zakręcanej białej tubce, niestety nieprzezroczystej, więc nie bardzo widać, ile fluidu zostało. Aplikacja też nie jest jakaś rewelacyjna, bo trzeba po prostu wycisnąć nieco produktu przez małą dziurkę - ja wolę pompki albo nawet takie wylewane podkłady ;) Jak widzicie na zdjęciu poniżej, odcienie 01 piaskowy i 02 naturalny nie bardzo się różnią. Piaskowy jest minimalnie jaśniejszy, choć i tak wydawał mi się zbyt ciemny dla mojej cery, a nie jestem trupio blada. Okazało się jednak, że ładnie zlewa się z kolorem skóry, bo nie kryje bardzo mocno, raczej wyrównuje koloryt, nie tworząc efektu maski. Przy okazji ładnie tuszuje niedoskonałości - nie sprawia, że w ogóle ich nie widać, ale na pewno czyni je mniej widocznymi. Przy używaniu kilka dni z rzędu również wysusza jakieś drobne krostki, choć ogół cery pozostawia w spokoju - nie potrzeba po nim nawilżającej bomby, choć krem jest wskazany, tak dla równowagi. 
Fluid utrzymuje się na twarzy cały dzień i niestety cały dzień go też na twarzy czujemy - bardzo tego nie lubię... Po dodaniu pudru mamy gwarancję matowej cery przez kilka długich godzin - na pewno dłużej niż z samym pudrem. 
Nie nastawiajmy się, że kosmetyk kolorowo-pielęgnacyjny poprawi nam na stałe stan cery - nie ma o tym mowy. Owszem, wysuszy krostki, choć może też podsuszyć cerę, nie liczmy, że zmniejszy łojotok czy częstotliwość tworzenia się nowych niespodzianek.
   

niedziela, 20 listopada 2011

Jesienny makijaż i zimowe zakupy ;)

Dziś będzie nieco chaotyczny post :) Byłam wczoraj z moim Panem i Władcą na zakupach, musiałam wreszcie kupić buty na zimę, bo do wczoraj latałam po ulicach w trampkach o popękanych podeszwach :D Jako, że pierwszy raz od wyjścia ze szpitala szłam "na miasto", spróbowałam wyczarować jakiś jesienny makijaż na szybko. I muszę przyznać, że jak na 5 minut roboty przy lusterku, efekt mi się bardzo podoba! Oczywiście na zdjęciach nie wszystko widać, no ale... -.-'
   
   
 I jak Wam się ten makijaż podoba?
Uwielbiam takie kolory na oczach - w ich przypadku przynajmniej jestem pewna, że pasują mi do brązowych oczu ;) Brąz, zieleń i pomarańcz zawsze są OK dla mnie ;) Tutaj użyłam podwójnych cieni Kobo - 403 Exotic Journey (obu kolorów, czyli brązu i pomarańczu), zielony cień w wewnętrznym kąciku to odrobinka złotawego szmaragdu z paletki Collection 2000 - Poptastic. Kreskę na dolnej powiece namalowałam kredką Gosh Velvet Touch Eyeliner Waterproof - Lemon Soda, a górną czarną kreskę linerem Kobo Intense Pen Eyeliner - 101 Black. Tusz to jak zwykle Kobo - Lash Modeling Mascara. Jak widzicie, zapomniałam o korektorze pod oczy (tzn. użyłam go, ale po zrobieniu zdjęć, sierota ze mnie...) i darowałam sobie podkreślanie brwi - jakoś nie pasuje mi to, przyzwyczaiłam się do moich rzadkich i prawie niewidocznych brewek ^^
Przy okazji mam pytanie do makijażowych bloggerek - jak robicie / przerabiacie zdjęcia, że jedyne kolory na zdjęciu to oko? ;) U mnie na zdjęciach zawsze wychodzi mocno różowa skóra, bardzo uwidaczniają się sińce, przez co same kolory cieni nikną... -.- Zdradźcie swoje tajemnice, ślicznie proszę! ;)
      
   
A skoro byłam na zakupach, to wróciłam z łupami. Miałam wymyślone wymarzone buty, których niestety na żywo nigdzie nie znalazłam, a nie chcę zamawiać butów z neta. Już dwa razy byłam na wyprawach "po buty" i wracałam bez butów, ale np. z nową tuniką czy kolczykami, teraz jednak zrobiło się już tak zimno, że musiałam w końcu coś kupić ;) Dorwałam wreszcie buciorki w Deichmannie, marki Graceland (lubię ich buty, bo są zwykle tanie i dobre jakościowo - zresztą ja nie potrzebuję butów na kilka sezonów, bo cóż, jestem kobietą - muszę mieć nowe co jakiś czas ;)). Kosztowały mnie 99zł i choć różnią się dość znacznie od tych wymarzonych, to i tak jestem zadowolona - są wygodne i cieplutkie, mają super sznurówki, futerko na wierzchu, grubą podeszwę, koturn i suwak - akurat te elementy są wspólne z tymi, które sobie upatrzyłam ;)
Wracając już z butami, nie byłabym sobą, gdybym nie zaciągnęła Ukochanego do Outletu, gdzie wypatrzyłam sobie czarną kardiganową bluzkę. Niestety sklep już zamykano, a ja byłam grubo ubrana, więc wzięłam bez przymierzania (a właściwie Pan i Władca wziął, bo postanowił zabawić się w mojego sponsora :D), a w domu okazało się, że jest nieco za mała. W sumie nie szkodzi, bo i tak planuję ją nosić wyłącznie rozpiętą ;) Kosztowała niecałe 40zł, jest marki Koe. 
I jak Wam się podobają moje łupy? :)

sobota, 19 listopada 2011

Lirene Głębokie Nawilżenie - Mleczko do ciała (recenzja gościnna)

Jak zapowiadałam, dziś kolejny produkt z nowej serii Lirene, Głębokie Nawilżenie. Dzisiejszy kosmetyk, czyli mleczko do ciała, testowała i zrecenzowała moja koleżanka Daria, która, jako właścicielka suchej skóry, mogła lepiej się do tego zabrać niż ja :) Oto więc parę słów od Darii:
   
   
Opis producenta:
Mleczko do ciała Lirene Głębokie Nawilżanie do skóry suchej i normalnej nawilża i pielęgnuje, dzięki specjalistycznej formule biodermalnej, która utrzymuje optymalną zawartość wody na wszystkich poziomach naskórka. Lekka konsystencja sprawia, że mleczko łatwo się rozprowadza i szybko wchłania.
Synergiczne działanie masła kakaowego oraz gliceryny zapewnia głębokie nawilżenie utrzymujące się aż do 48h*. Kompozycja masła Shea oraz hialuronianu sodu ogranicza proces parowania wody i zabezpiecza przed niekorzystnym wpływem czynników zewnętrznych. Mikrocząsteczki wchodzące w skład formuły posiadają doskonałe właściwości higroskopijne dzięki czemu poprawiają elastyczność i miękkość naskórka.
Mleczko Linene Głębokie Nawilżanie doskonale odżywia i nawilża skórę dzięki zawartości wosku z oliwek, który łatwo penetruje w głąb skóry i sprawia, że skóra jest aksamitnie miękka.
Stosowanie: Delikatnie wmasować mleczko w umytą i osuszoną skórę. Stosować 1-2 razy dziennie.
 
Gdzie i za ile: wszędzie, 13zł / 250ml
     
Skład:
   
Opinia Darii:
Mleczko do ciała Lirene nie jest produktem, który poleciłabym przyjaciółce. Mleczko jest rzadkie i wylewa się z opakowania co utrudnia nałożenie odpowiedniej ilości mleczka na ciało. Opakowanie jest jednak wygodne w otwieraniu gdyż posiada wyżłobienie idealnie pasujące do palca. Mleczko jest dość tłuste, co przy zbyt dużej ilości daje mało przyjemny efekt klejącej się skóry. Po zastosowaniu skóra ładnie pachnie i jest dość miła w dotyku, jednak efekt ten nie jest długotrwały, a przede wszystkim nie sprawia wrażenia jak gdyby skóra była intensywnie i głęboko nawilżona. Mleczko te jest zdecydowanie zbyt tłuste jak na mój gust, co zdecydowanie skreśla je z listy kosmetyków, których używam z chęcią. 
   

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...