poniedziałek, 28 lipca 2014

Douglasowe Beauty Street i moja metamorfoza...

Być może wiecie, że Douglas co jakiś czas organizuje akcję zwaną Beauty Street. Akcja polega na tym, że klientki mogą sobie zapewnić metamorfozę, tzn. makijaż, uczesanie i zdjęcia na pamiątkę. W zeszły weekend edycja tego projektu odbyła się w toruńskiej Galerii Copernicus, oto, co organizatorzy napisali na ten temat:
"Zmiana fryzury, prawidłowy dobór makijażu oraz odpowiedni zapach potrafią czynić cuda. Z tego właśnie powodu perfumerie Douglas dla każdej kobiety przygotowały wyjątkowe spotkania ze specjalistami różnych marek kosmetycznych, gdzie przejdą one kompleksową metamorfozę. Makijażyści, styliści fryzur, konsultanci ds. pielęgnacji i eksperci ds. zapachów wydobędą piękno każdej kobiety i sprawią, że w tym dniu będą się czuły wyjątkowo. Partnerami kosmetycznymi wydarzenia są: Bourjois, Clinique, Collistar, Dermika, Estee Lauder, Rouge Bunny Rouge, Givenchy. Spotkania z ekspertami danej marki są darmowe, po uprzednim zarezerwowaniu miejsca, a każda klientka może wybrać specjalistę z którym chce się spotkać. Panie biorące udział w akcji będą mogły w międzyczasie degustować się smakiem kawy Segafredo lub wina musującego Cin Cin. Na zakończenie stylizacji, każda z uczestniczek wydarzenia, która zakupi kosmetyki marek partnerujących Perfumeriom Douglas w tej akcji będzie miała możliwość wzięcia udziału w profesjonalnej sesji zdjęciowej."
źródło: http://www.mmtorun.pl/dzieje-sie/zarezerwuj-chwile-dla-siebie-douglas-beauty-street-2014
Bardzo się ucieszyłam, gdy zostałam zaproszona na tę akcję - przyznam, że gdyby nie mail od przedstawicielki Douglasa, pewnie nawet bym o niej nie wiedziała. Umówiłam się na godzinę 18:00 w sobotę i myślę, że to był błąd, bo była to już sama końcówka całej akcji, więc wszyscy pracujący przy niej ludzie mieli już absolutnie dość malowania, czesania, fotografowania. Wcale im się nie dziwię, jednak myślę, że to właśnie spowodowało, że wyszłam z Copernicusa mocno zawiedziona. Cóż, ale po kolei...

Gdy dotarłam na miejsce, zobaczyłam sporą wyspę z kilkoma stanowiskami do makijażu wystawioną przy wejściu do galerii w okolicy Douglasa, wyglądało to całkiem imponująco, przykładowo stoisko Collistar:

    
W okolicach wisiała też tablica ze zdjęciami uczestniczek (i uczestników) Beauty Street z wcześniejszych dni albo z wcześniejszych edycji - nie powiem, również i te zdjęcia nastrajały mnie bardzo pozytywnie.
 

Kiedy podeszłam i się przedstawiłam, okazało się, że właściwie nikt, z wyjątkiem jednej osoby, nie wiedział, że w ogóle byłam zaproszona i po co... Na szczęście byłam wpisana w terminarzu imprezy na konkretną godzinę, więc po chwili wyjaśnień skierowano mnie na stanowisko Clinique, gdzie miała zacząć się moja metamorfoza, oczywiście od makijażu.
 
  
Zajęła się mną bardzo sympatyczna dziewczyna, która od razu zapytała, jaki makijaż by mnie interesował. Bez większego zastanowienia odpowiedziałam, że coś ślubnego, ale mocnego (czas zacząć szukać opcji ;)). Zaczęło się od tego, że nałożono mi duże ilości podkładu, pudru, różu, korektora. Naprawdę źle czułam się w takich ilościach, bo na co dzień praktycznie nic nie używam na twarz... Makijaż oczu po lekkich korektach był całkiem ładny (perłowy biały cień w wewnętrznych kącikach, beż w zewnętrznych) - choć nie było to nic wyszukanego ani mocnego. Duży niedosyt miałam przy rzęsach, bo były tylko muśnięte tuszem, a tu akurat wolę bardziej teatralny efekt. Podobały mi się za to brwi, które zostały mocno podkreślone. Niestety nie wiem, jakie dokładnie zostały na mnie użyte produkty. Gdy już odeszłam od tego stanowiska zorientowałam się, że nic nie zostało użyte na ustach...    
 
    
Kolejnym przystankiem była zmiana fryzury, już na terenie samej perfumerii. Tu również zapytano mnie, co bym chciała, wspomniałam o prostym ślubnym upięciu. Fryzjerka od razu podważyła mój pomysł, mówiąc, że na zdjęciach znacznie lepiej wyglądają rozpuszczone włosy i zaproponowała loki. Rozumiem, że to znacznie mniej pracy, a ona była zmęczona po kilku dniach czesania, więc się zgodziłam. W efekcie w 3-5 minut zrobiono mi loki na prostownicy, przy czym straciłam pewnie połowę włosów, bo choć uprzedziłam, że bardzo mi wypadają, fryzjerka mocno je ciągnęła (robiłyście kiedyś zakręconą wstążkę na prezentach za pomocą np. nożyczek? Tu działo się coś podobnego ;)). Skończyłam więc z lokami - fryzurą ładną, choć prostą i z tego co widziałam - taką samą jak u większości klientek ;)
  
   
Ostatnim etapem były zdjęcia. Przed nimi jeszcze na szybko pomalowałam pominięte wcześniej usta moją nudziakową Celią, którą miałam w torebce. Tu też niestety musiałam tłumaczyć skąd się wzięłam, czemu chcę zdjęcia itd, naprawdę źle się z tym czułam, jakbym coś chciała wyłudzić. No nic, przesympatyczny pan fotograf porobił mi około dwudziestu zdjęć, później na komputerze już wszystkie zostały szybko obrobione (ustawienia kontrastu, światła, nasycenia itd. na jednym zdjęciu i przekopiowanie ich na pozostałe) i miałam wybrać trzy z nich. Prawdę powiedziawszy, jako że mam się za osobę wybitnie niefotogeniczną, spodobały mi się właściwie tylko dwa, dlatego też te dwa Wam pokażę:   
 

Niestety dostałam tylko 3 zdjęcia wydrukowane profesjonalnie na papierze fotograficznym w małym formacie 15x10cm z wklejonym logiem Douglasa, a gdy zapytałam o możliwość wysłania ich na maila, dowiedziałam się, że nie ma takiej możliwości (te powyżej to skany). Fotograf ze mnie żaden, ale uważam, że zdjęcia byłyby znacznie lepsze, gdyby miały odpowiednio sfocusowaną ostrość i choć drobny retusz. Były jednak robione hurtowo i "od ręki", więc pewnie trudno by to było pogodzić.
  
Może wyjdę na gwiazdorzącą marudę, ale naprawdę jestem mocno zawiedziona akcją. Tych drobnych niedociągnięć i nieprzyjemności było na tyle dużo, że zepsuły obraz całości. Szłam na tę akcję ze sporą chandrą, ale i z nadzieją, że metamorfoza poprawi mi humor, a okazało się, że pierwsze co zrobiłam w domu to zmycie grubej warstwy makijażu z twarzy i rozklejenie się ;) Bycie kobietą to ciężka sprawa, prawda?
  
Przy okazji, może macie sprawdzone sposoby na chandrę?

Uczestniczyłyście kiedyś z Beauty Street? Jakie są Wasze wrażenia?

środa, 23 lipca 2014

Isana - Żel pod prysznic Lime + Mint = Mojito

Po raz kolejny cierpię przez to, że tak chomikuję, zwłaszcza żele pod prysznic... Zakochałam się bowiem w pewnej limitce Isany o boskim zapachu limonki i mięty, po prostu cudownym zapachu mojito, a okazuje się, że była to wiosenna limitka, której NIGDZIE już nie mogę znaleźć, a bardzo chętnie zrobiłabym spory zapas! Jeśli jakaś torunianka wypatrzy ją w którymś Rossmannie, bardzo proszę o cynk ;)
Tymczasem zapraszam na recenzję :)
  
  

niedziela, 20 lipca 2014

Kilka nowych bransoletek

Jak już ostatnio kilkukrotnie zaznaczałam, wciągnęło mnie robienie bransoletek z muliny. Plecenie ich jest dla mnie niesamowicie relaksujące, poza tym uwielbiam widzieć swoje małe "dzieła" na nadgarstkach bliskich :)
Dziś pokażę Wam kilka nowych wytworów. Numer na zdjęciu to numer konkretnego wzoru ze strony Friendship-bracelets.net - zapraszam zainteresowanych :) Te z "A" na początku to bransoletki robione nieco inną metodą, tzw. alpha, na razie udało mi się rozpracować tę metodę tylko z zastosowaniem dwóch kolorów ;) 


Wybaczcie różne rozmiary zdjęć i angielskie napisy, edytowałam je na potrzeby wyżej zalinkowanej strony i niestety nie zachowałam oryginałów... Z kociego futra w bransoletkach już nawet nie będę się tłumaczyć, nic na to nie poradzę :P
Mam jeszcze kilka bransoletek, które zrobiłam na międzynarodową wymianę, ale nie powinnam ich publikować, zanim nie dotrą do nowych właścicieli ;) 
Wiecie pewnie, że uwielbiam rękodzieło, więc chętnie się powymieniam ;) Dajcie znać na maila, jeśli byłybyście zainteresowane, niezależnie od tego, co tworzycie :)

piątek, 11 lipca 2014

Dr Irena Eris ProVoke - Szminka Bright - 503 Barcelona Red

Korzystając z dnia wolnego naskrobałam dziś recenzję, do której zabierałam się już od dłuższego czasu... Otóż otrzymałam jakiś czas temu kilka produktów z nowej linii Dr Ireny Eris - Provoke. Większość z nich trafiła do mojej mamy bądź znajomych, bo nie były dla mnie odpowiednie (niebieskie cienie albo np. kredka do brwi dla blondynek), jednak zatrzymałam sobie między innymi szminkę, z którą wiązałam spore nadzieje. Kolor, który do mnie trafił to Barcelona Red z serii Bright, czyli lśniąca szminka z drobinkami. Pierwsze wrażenie zrobiła bardzo dobre, a jak poszło dalej? Poczytajcie...
  
   

wtorek, 8 lipca 2014

O żerowaniu na blogerkach - ciąg dalszy...

Hej! Winna Wam jestem ciąg dalszy historii z naszą podszywaczką... Jeśli czytacie mojego bloga i jakimś cudem nie wiecie, o co chodzi - zapraszam do poprzedniego wpisu.
Pod wpisem z 1 lipca byłyście właściwie jednogłośne - należy sprawę zgłosić na policję. Przyznam szczerze, że wahałam się, dałam więc dziewczynie warunek - miała mi do godziny 20:00 wysłać listę wszystkich adresów mailowych, na które wysłała wiadomości jako ja. Zaznaczam, że już wtedy wiedziałam o 4 adresach, na które wysłała na pewno. Najpierw dowiedziałam się od niej, że wysłała tylko 2-3 maile i już więcej nie będzie. Jasne. Drążyłam temat, dostałam listę kilkudziesięciu firm, poprosiłam jeszcze o konkretne adresy mailowe. Dostałam, również kilkadziesiąt, w tym tylko jeden z tych znanych mi. Uznałam więc, że warunek nie został spełniony. Zgodnie z Waszymi radami, 2 lipca poszłam na komisariat. Policjant, który wstępnie przyjmował zgłoszenie, sprawiał wrażenie jakbym zawracała mu głowę taką błahostką, jednak miałam dzwonić później, żeby umówić się już na konkretną rozmowę. O 19:00 wróciłam na komisariat, tym razem rozmawiałam z innym policjantem, który sprawą się zainteresował (tu pozdrawiam Pana Wojtka, który pewnie na bloga jeszcze zajrzy :P). Okazało się, że dziewczyna nie ma 12 lat, jak deklarowała, ale wcale nie jest dorosła - otóż ma ona 14 lat! W związku z tym, że jest nieletnia i że nikt finansowo na tym nie ucierpiał (o ile nam wiadomo), miałam tylko dwie opcje - babranie się z pozwem cywilnym albo zostawienie sprawy policji. Zdecydowałam się na to drugie, ponieważ zaproponowano mi odpowiednie rozwiązanie. Pan Wojtek, policjant, skontaktował się z dzielnicowym z Ustrzyk Dolnych, opisał sytuację, a pan dzielnicowy urządzi sobie pogadankę z dziewczyną i jej rodzicami. Zapamięta, że nie jest w internecie anonimowa, a jej zachowanie nie przejdzie bez konsekwencji, nawet jeśli nie będą to (NA RAZIE i TYM RAZEM) konsekwencje prawne.
Wiem, że dziewczyna starała się naprawić sytuację, co chwila podsyłała mi kolejne maile z adresami, które jej się przypomniały, przepraszała, obiecywała, że więcej tak nie zrobi itd... I co mi po tym tak naprawdę? 
W ostatnich dniach dostałam też kilka kolejnych wiadomości od firm, które dostały od niej wiadomość i zobaczyły poprzedni wpis. Dziękuję bardzo za czujność i jeszcze bardziej przepraszam za całe zamieszanie, które powstało wokół mojego bloga...
A Wam, drogie czytelniczki, dziękuję za wsparcie w tej sytuacji :)

wtorek, 1 lipca 2014

O żerowaniu na blogerkach wpis smutny

Już wczoraj zapowiadałam Wam, że dziś będę miała do poruszenia temat poważny, ale niestety średnio przyjemny. Czuję się jednak zobowiązana, by go opublikować, ponieważ może wyniknąć sporo nieprzyjemności z sytuacji, która zaistniała...
Każda z nas, blogerek, stara się poświęcić w pewnym stopniu swojemu dziecku, blogowi. Poświęca czas, pracę, czasem pieniądze, żeby blog utrzymywał pewien poziom i żeby nadal znajdowały się osoby, które chcą czytać nasze wypociny. Nawet teraz, kiedy blog zdaje się ledwo dychać, jest on dla mnie ważnym elementem codzienności, o który staram się dbać, zarówno ze względu na Was, moje czytelniczki, jak i ze względu na mnie samą - stanowi on dla mnie odskocznię od pracy i studiów. Dzięki blogowaniu sporo zyskałam - poznałam świetne osoby, dowiedziałam się ciekawych rzeczy, poznałam też produkty warte uwagi, których sama bym nie kupiła.
Okazuje się jednak, że nie zawsze blog stanowi same pozytywy. Kilka dni temu dowiedziałam się, że pewna osoba bezczelnie żeruje na moim blogu, podszywając się pod jego autorkę i wyłudzając kosmetyki od firm. Na szczęście jeden z przedstawicieli firm okazał się osobą na tyle dociekliwą, że sprawdził, czy dane z maila zgadzają się z moim blogiem i postanowił napisać na mojego właściwego maila w celu weryfikacji... Dostałam taką oto wiadomość:

Z wiadomych względów ocenzurowałam dane osobowe. Nie będę ukrywać, że po przeczytaniu tego maila strasznie skoczyło mi ciśnienie... Jeszcze mi się nie zdarzyło do tej pory w mojej blogowej pięcioletniej karierze, żeby ktoś tak bezczelnie żerował na mojej pracy. Dziewczyna w mailu podaje oczywisty opis mojego bloga (kosmetyki, pieczenie...), wykorzystuje dane, które udostępniłam (choćby imię...) i podaje własny adres pocztowy z nadzieją na otrzymanie darmowych kosmetyków! O przepraszam, nie darmowych, przecież planuje je zrecenzować na moim blogu!
Później okazało się, że takich firm było więcej... Dostałam jeszcze jednego maila, gdzie firma chciała zweryfikować adres, ponadto na FB zgłosiła się osoba, która również taką propozycję "ode mnie" dostała. Mamy więc co najmniej trzy firmy, które dziewczyna chciała oszukać...
Oczywiście napisałam na adres podany przez Pana Michała. Oznajmiłam w mailu krótko, że wiem już, że takie maile są wysyłane i że zamierzam zgłosić to na policję. Co dostałam w odpowiedzi?
 

Ręce mi opadły... W tej chwili próbuję od tej dziewczyny (dziewczynki właściwie) wyegzekwować listę wszystkich adresów mailowych, na które takie wiadomości wysłała, żebym mogła to naprostować, ale idzie to opornie. Mam jednak nadzieję, że uda nam się to załatwić...
  
Czemu właściwie napisałam tego posta? Cóż, nie, nie żeby się pożalić.
Chcę po prostu uprzedzić inne firmy, do których nie udało i nie uda mi się dotrzeć mailowo, że osoba, która pisze takie maile jak powyższy i podaje adres z Ustrzyk Dolnych TO NIE JA. Proszę także o weryfikację, z jakiego adresu maile są wysyłane, ja piszę z tego, który podany jest w zakładce kontaktowej, albo z prywatnego, opatrzonego imieniem i nazwiskiem - Dominika Kowalska.
Być może znajdą się inne blogerki, które zostały postawione w takiej sytuacji? Wiem, że kiedyś ofiarą takiego oszustwa padła również blogerka Odette Swan, TU została opisana sytuacja, jednak oszustem była inna osoba.
Co zamierzam zrobić z tą sprawą? Przyznam szczerze, że waham się. Jeśli dziewczyna, która się za mnie podawała, udostępni mi listę maili i pomoże naprostować sytuację, nie zgłoszę sprawy na policję. Jeżeli nie - wtedy trzeba będzie z tym dalej działać... Nie da się ukryć, że to, co zrobiła, jest nielegalne...
 
Co myślicie o całej tej sprawie...?

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...