piątek, 30 września 2011

STH Dermactol - Krem do rąk

Na dziś mam ostatni już produkt od Calmaderm. W przeciwieństwie do dwóch pozostałych, które w moim odczuciu były przeciętne, ten krem naprawdę godny jest uwagi. Przywrócił moje dłonie, a przede wszystkim skórki, do takiego stanu, że zmywanie paznokci nie jest już szczypiącą torturą :)
   
  
Opis producenta:
Zastosowanie: - ręce zniszczone intensywną pracą fizyczną, np. w ogródku lub przy dźwiganiu; - skóra wrażliwa na mróz i zmiany temperatury, - dłonie narażone na negatywne działanie warunków zewnętrznych np. środków czyszczących, innych kosmetyków, szorstkich powierzchni itp, - popękane i spierzchnięte usta.
Kluczowe składniki aktywne: masło shea, oliwa z oliwek, drobnoustrojowy olej pszenny, aloes
Masło shea zawiera nasycone i nienasycone kwasy tłuszczowe, witaminy E i F, prowitaminę A oraz naturalną allantoinę dzięki czemu nawilża, zmiękcza i koi podrażnioną skórę.
Oliwa z oliwek bogata w witaminy oraz niezbędne nienasycone kwasy tłuszczowe przyśpieszające regenerację tkanek pobudzając skórę do odnowy. Przeciwdziała starzeniu się, nawilża skórę zapobiegając wewnętrznej utracie wilgoci.
Drobnoustrojowy olej pszenny, jako naturalny środek zmiękczający mocno odżywia skórę w jej głębszych partiach. Jest idealny do wysuszonej i łuszczącej się skóry.
Aloes zaś łagodzi podrażnienia, chłodzi i regeneruje zaczerwienioną skórę.
Działanie: - nawilża, - natłuszcza, - regeneruje, - odżywia, - uelastycznia, - wspomaga samodzielną odbudowę komórek skóry, - zapobiega wewnętrznej utracie wilgoci, - zapobiega starzeniu się skóry.
Dodatkowe zalety: - zawiera naturalne, łatwo przyswajalne przeciwutleniacze, - zawiera witaminę E i F, - może być stosowany do warg, - produkt ma skoncentrowaną formułę, dzięki czemu już niewielka dawka zapewnia skuteczny efekt, - jest wysoko wydajny, - bardzo łatwo się wchłania, ma lekką konsystencję, łatwo się rozprowadza, - testowany dermatologicznie, - nie testowano na zwierzętach.
    
Cena: 19zł / 75ml
   
Skład: Aqua, Triticum Vulgare (Wheat Germ) Oil, Butyrospermum Parkil (Shea Butter) Fruit, Olea Europaea (Olive) Oil, Anthemis Nobilis (Chamomille) Ext., Glyceryl Stearate, Caprylic / Carpic Triglyceride, Aloe Barbadensis (Aloe) Leaf Ext., Stearic Acid, Lanolin Alcohol, Isopropyl Myristate, Methyl, Propyl, Butyl, Ethyl Paraben & Phenoxyethanol, Triethanolamine, Alpha Isomethyl Ionone, Fragrance.
    
  
Moja opinia:
Krem zawiera się w typowej tubce o pojemności 75ml, zamykanej na zatrzask, bo bardziej fachowo nie umiem tego określić ;) Jest gęsty, w kolorze lekko żółtym, zapach jest dla mnie trudny do zdefiniowania - ładny, delikatny, ale raczej chemiczny. Krem wydaje się tłusty, ale w rzeczywistości szybko się wchłania, nie zostawiając tłustego filmu - i dobrze, bo inaczej skreśliłabym go z miejsca - nienawidzę mieć tłustych rąk! Mimo idealnego wchłaniania się, czuć go na skórze przez jakiś czas - sprawia wrażenie wilgotnej, spulchnionej, jędrniejszej. :) Nie mam większego problemu z suchymi dłońmi, ale ostatnimi czasy skórki wokół paznokci miałam w tragicznym stanie - same suche zadziory. Odkąd zaczęłam stosować ten krem, skórki wyglądają znacznie lepiej. Przez jakiś czas smarowałam całe dłonie, ale jakiś czas temu przerzuciłam się na same skórki wokół pazurków - tak będzie oszczędniej ;) Choć nie wiem, czy to konieczne, bo kremik jest naprawdę bardzo wydajny. Myślę, że nie będę go stosować non stop, ale z przerwami przez jakiś czas jak najbardziej. Zwłaszcza, że jest to produkt w miarę naturalny (przemilczę te wszystkie parabeny pod koniec składu ;)) i nie był testowany na zwierzętach, co jest dla mnie bardzo ważne :)

czwartek, 29 września 2011

Essence All Eyes on Me - Multi-effect Mascara 04 Deep Green

Ciąg dalszy mojej manii kolorowych rzęs i kresek i jednocześnie ciąg dalszy moich niepowodzeń na tej linii... Będąc w Naturze, wpadłam ostatnio na kolorowe tusze, nie kojarzę żadnego innego w zielonym kolorze, więc bez wahania wrzuciłam go do koszyczka... Niestety, tak jak poprzedni "kolorowy" tusz Essence, tak i ten mnie zawiódł...
   
  
Opis producenta:
all eyes on me multi-effect maskara ma to wszystko! innowacyjna szczoteczka i unikalna formuła tuszu zapewni twoim rzęsom ekstra objętość i zapierającą dech w piersiach długość. dostępna w 3 kolorach, jest to obowiązkowy must-have sezonu!
  
Cena: 8,99zł
   
   
Moja opinia:
Najpierw wspomnę, że wygląda na to, że ten kolor został wycofany - w tej serii został czarny, brązowy i granatowy. Opakowanie tuszu jest typowe dla Essence - kolorowe, krzykliwe, przyciągające wzrok, ale mimo wszystko wygląda przyzwoicie. Przy dokładnym zakręceniu robi 'klik', lubię takie zabezpieczenia ;) Szczoteczka to zwykła włoskowa spiralka, jednak całkiem nieźle radzi sobie z rozprowadzaniem tuszu i rozdzielaniem rzęs. Co do koloru tuszu, jak widzicie, nawet na szczoteczce nie wygląda zbyt zielono... Bardzo żałuję, że nie miałam możliwości sprawdzenia tego w sklepie, ale wszystkie opakowania były zafoliowane, nie było testera... Na rzęsach tusz wygląda właściwie jak czarny - tylko raz przez moment dopatrzyłam się w nim zieleni, a mój facet upierał się, że rzęsy mam na pewno czarne. Facet wie najlepiej, prawda? ;)
Same zobaczcie, jak prezentuje się na oczach:
  
  
Jak widzicie, efekt sam w sobie jest delikatny, choć rzęsy są ładnie wydłużone i podkreślone. Ktoś widzi na nich zieleń?
Myślę, że na jakiś czas skończyła mi się cierpliwość do szukania naprawdę kolorowych tuszów do rzęs... Jeśli znacie jakiś dość tani, który naprawdę MA kolor, piszcie proszę ;) Brązy mnie nie interesują, ale chętnie 'nosiłabym' prawdziwie zielone, fioletowe albo niebieskie rzęsy ;)

Yardley London - Naturalne mydło Cytryna i Werbena

Aaaj, jak jak już dawno nie używałam typowego mydła! Już wiele lat temu przerzuciłam się na żele pod prysznic i inne tego typu cuda, dlatego w pewnym sensie przez sentyment z wielką radością przystąpiłam do testowania tego mydełka, kiedy znalazłam je na Paatal.pl :) Moja mama bardzo się zdziwiła, kiedy zobaczyła opakowanie - powiedziała "Yardley London? Jak byłam malutka to to były mydła luksusowe!" - to zaintrygowało mnie jeszcze bardziej :)
   
   
Opis producenta:
YARDLEY Lemon & Verbena mydełko do ciała z masłem shea oraz naturalnym olejkiem z cytryny.
Luksusowe mydło marki Yardley to produkt wyjątkowy.
200 letnie doświadczenie marki, a także wyselekcjonowane składniki stworzyły niezapomniane nuty zapachowe używane do wyrobu mydeł i wód perfumowanych.
  
Cena: 6,50zł / 120g (to cena na Paatal.pl, nie wiem, ile kosztuje normalnie)
  
Skład: Sodium Tallowate; Sodium Cocoate; Water (Aqua); Glycerin; Fragrance (Parfum); Cocos Nucifera (Coconut) Acid; Butyrospermum Parkii (Shea Butter) Fruit; Petrolatum; Sodium Chloride; Tetrasodium Etidronate; Sodium Silicate; Pentasodium Pentetate; Tetrasodium EDTA; Citric Acid; Talc; Yellow 11 (CI 47000); Iron Oxides (CI 77489, CI 77491, CI 77492, CI 77499); Titanium Dioxide (CI 77891)
   
   
Moja opinia:
Mydełko zapakowane jest w ładny kartonik, lubię takie "naturalne" wzory na opakowaniach, zamiast krzykliwych, kolorowych, bleh! ;) Samo mydełko ma żółty kolor, to chyba kwestia barwnika, ale i tak sprawia dzięki temu bardzo pozytywne wrażenie :) Pachnie, uwaga, niespodzianka... mydlanie! Oczywiście czuć w nim też dość mocno ziołowe nutki, choć akurat cytryny nie wyczuwam.  
Przyznam szczerze, że z początku nie wiedziałam, jak zabrać się do mycia mydłem - zupełnie wyszłam z wprawy :D Po chwili jednak cała się ładnie namydliłam i już byłam w domu :P Mydełko pieni się całkiem nieźle, dobrze oczyszcza - mi niezamierzenie posłużyło także do demakijażu - przez roztargnienie wlazłam do wanny pomalowana ;) W każdym razie jako zmywacz mejk-apu też sobie poradził całkiem dobrze. 
Po kąpieli skóra była miękka w dotyku, gładziutka, przyjemna, a po tygodniu używania go poczułam, że jest też już odpowiednio nawilżona. Myślę, że mydełko pozostanie na półeczce przy wannie jako zamiennik żelu, naprawdę przyjemnie jest umyć się dla odmiany kawałem tradycyjnego MYDŁA! :)

I na koniec dość obleśna fota... :P Tak na dowód, że się pieni, i że da się tym umyć ;)

środa, 28 września 2011

Kobo - Puder brązujący 306 Egyptian Sand

Wybaczcie dzisiejszo-wczorajszy poślizg z notką, ale nie miałam neta przez cały dzień - aż zaczęłam panikować, bo dziś o 12:00 mam rejestrację na przedmioty ;) 
Wśród moich kosmetyków Kobo znalazł się także ten puder brązujący. Wygląda elegancko, ale i niepozornie, więc w sumie dłuższy czas leżał nieużywany. Ostatnio go wypróbowałam i od tamtego czasu właściwie nie wychodzę bez niego z domu ;) Czas na parę słów o nim. 
   
  
Opis producenta:
Brązujący puder prasowany.
Jedwabisty, brązujący puder w kamieniu nadaje skórze świeży, złocisto-brązowy odcień – bez opalania. Cera sprawia wrażenie muśniętej słońcem. Idealny do rozświetlania skóry opalonej lub podkreślenia kolorytu. Polecany do twarzy, dekoltu i ramion.

Cena: 19,99 zł / 9g
  
 
 Moja opinia:
Jak już pisałam, opakowanie to czarna matowa kasetka, wygląda estetycznie i profesjonalnie. Zatrzask jest mocny, więc nie ma szans, że otworzy się sam w kosmetyczce. Na górnej części opakowania jest ładne lusterko. W samej kasetce puder wygląda na dość ciemny, na skórze jednak daje naprawdę ładny efekt - delikatne drobineczki rozświetlają twarz, a delikatnym kolorem można idealnie wymodelować jej owal. Ten odcień, 306 EgyptianSand, to jedyny w ofercie pudrów brązujących, ale myślę, że idealnie dopasuje się do większości typów karnacji - dobrze stapia się z cerą, nie tworzy brązowych plam jak niektóre bronzery (choć może to, co widzę czasem na ulicach to nie wina kiepskich bronzerów a nieumiejętnego ich używania ;)). Dodatkowym plusem jest to, że nie sypie się przy nakładaniu - sprawia wrażenie jakby mokrego, ale idealnie się rozprowadza.
Chyba nie znalazłam żadnych jego wad :) Dotychczas używany potrójny bronzer Sensique idzie w odstawkę, sorry, maleńki, twój kuzyn z Kobo okazał się mieć lepsze geny :D
   
I na koniec swatchyk konkretny ;) Jak widać, na skórze efekt jest subtelny :)
  

poniedziałek, 26 września 2011

STH Dermactol - Krem do stóp

Na początku sierpnia (i istnienia tego bloga ;)) dostałam propozycję przetestowania kilku produktów marki Calmaderm. Przedstawiałam Wam już tu balsam aloesowy, teraz przyszła kolej na kremy. Najpierw chcę napisać o kremie do stóp, bo to bardziej potrzebny mi kosmetyk. Bez zbędnych wstępów...:
   
  
Opis producenta: 
Zastosowanie: - spękana skóra na piętach i palcach stóp, - stopy cukrzycowe, - odciski, - twardy i zrogowaciały naskórek, - przesuszona skóra stóp.
Produkt przeznaczony zwłaszcza dla osób, które poszukują skutecznych rozwiązań powracającego problemu zrogowaciałej i suchej skóry stóp bez konieczności intensywnego stosowania tarek i pumeksów. Dla wszystkich, którzy dbają o zdrową i piękną skórę stóp latem oraz zimą, bez względu na wiek i płeć.
Kluczowe składniki aktywne:  masło shea, oliwa z oliwek, drobnoustrojowy olej pszenny, pantenol
Masło shea zawiera nasycone i nienasycone kwasy tłuszczowe, witaminy E i F, prowitaminę A oraz naturalną allantoinę, dzięki czemu nawilża, zmiękcza i koi podrażnioną skórę. Oliwa z oliwek bogata w witaminy oraz niezbędne nienasycone kwasy tłuszczowe przyśpieszające regenerację tkanek pobudzając skórę do odnowy. Przeciwdziała starzeniu się, nawilża skórę zapobiegając wewnętrznej utracie wilgoci. Drobnoustrojowy olej pszenny, naturalny środek zmiękczający, mocno odżywia skórę w jej głębszych partiach. Jest idealny do wysuszonej i pękającej skóry. Pantenol ma działanie lecznicze, zwłaszcza dla skóry narażonej podrażnienia.
Działanie: - nawilża, - natłuszcza, - regeneruje, - odżywia, - uelastycznia, - zapobiega wewnętrznej utracie wilgoci, - redukuje efekty starzenia się skóry. 
Dodatkowe zalety: - zawiera naturalne, łatwo przyswajalne przeciwutleniacze, - zawiera witaminę E i F, - może być stosowany do warg, - produkt ma skoncentrowaną formułę, dzięki czemu już niewielka dawka zapewnia skuteczny efekt, - jest wysoko wydajny, - bardzo łatwo się wchłania, ma lekką konsystencję, łatwo się rozprowadza, - testowany dermatologicznie, - nie testowano na zwierzętach.
  
Cena: 19zł / 75ml
  
Skład: Aqua, Cetearyl Alcohol and Sodium Cetearyl Sulfate and Sodium Lauryl Sulfate, Petrolatum, Olea Europaea (Olive) Oil, Butyrospermum Parkii (Shea Butter) Fruit, Mineral Oil, Triticum Vulgare (Wheam Germ) Oil, D-Panthenol, Methyl, Propyl, Butyl, Ethyl, Paraben & Phenoxyethanol, Lanolin, Anthemis Nobilis (Chamomile) Ext., Fragrance, Alpha Isomethyl Ionone, Triethanolamine. 
   
    
Moja opinia:
Przyznam szczerze, że nie zauważyłam jakiegoś specjalnego działania tego kremu... Opakowanie to klasyczna tubka, była na początku zabezpieczona sreberkiem i mieszkała w kartoniku - zawsze kosmetyki w oddzielnych kartonikach sprawiają wrażenie lepszych ;) Często jest to jednak niestety tylko wrażenie. Krem jest gęsty, wygląda jakby miał grudki, choć rozsmarowuje się gładko. Jest dość lekki, szybko się wchłania, pachnie delikatnie, ale niczym konkretnym. 
Kiedy zaczynałam go stosować, moje stopy były w całkiem niezłym stanie - gdybym nic nie stosowała na nie, na pewno w krótkim czasie stałyby się bardzo suche, zrogowaciałe i szorstkie. Ten krem sprawił, że pozostały takie, jak były - nie poprawił ich stanu, ale i nie pozwolił na jego pogorszenie. Można więc powiedzieć, że działa, ale nie tak dobrze, jakbym sobie tego życzyła. 
Podobnie jak w przypadku aloesowego mleczka, data ważności jest dość krótka. Nie wiem, czy wynika to z naturalności tych składników (choć sporo dziwactw w tym składzie też widzę...) czy po prostu takie "dojrzałe" egzemplarze mi się trafiły.
Podsumowując - nie jest najgorszy, ale za 19zł można kupić znacznie lepsze kremy do stóp. ;)

niedziela, 25 września 2011

Beauty UK Pearl Eyeliner - 6 Purple Haze

Już ostatnio się Wam przyznałam, jak bardzo lubię kolorowe linery i tusze do rzęs. Jakiś czas temu do mojej kolekcji dołączył fioletowy eyeliner, który chodził po mnie już od dawna - wreszcie go mam, znalazłam w sklepie Paatal.pl :) Eyeliner produkuje bardzo sympatyczna marka Beauty UK (jestem zachwycona ich lakierami), jak sama nazwa wskazuje - dostępna tylko w UK. Na szczęście Paatal.pl ściąga dla nas ich kosmetyki i rozprowadza w niskich cenach :) Dodam też, że liner ten jest nowością w ofercie Beauty UK. :)
    
  
Opis producenta:
 Płynny eyeliner z aplikatorem w postaci pędzelka. Łatwy w aplikacji, trwały.
"A unique collection of glimmering, pearlescent liquid liners that dry with a pearl like opalescence. Liquid Liners can be worn alone, or smudged together to give you unlimited options. Available in 8 shimmering shades."
  
Cena: £3.49 (na Paatal.pl - 9,60zł)
   
    
Moja opinia:
Po pierwsze - przeurocze, fikuśne opakowanie, kojarzy mi się z czymś z obrazu Salvadora Dali ;) Wygodnie się je trzyma. Aplikator nie jest jednak pędzelkiem (chyba, że bardzo zbitym i twardym ;)), a silikonowym stożkiem - to akurat minusik dla mnie, bo dużo lepiej radzę sobie pędzelkiem czy pisakiem, jednak wydaje mi się, że ten jest i tak wygodniejszy od np. Virtuala z taką końcówką, którego recenzowałam jakiś czas temu. Kolor eyelinera to baaardzo głęboki fiolet, wpadający nieco w granat, kojarzy mi się z wkładem staromodnego długopisu, wiecie, co mam na myśli? :) Na oku trzyma się dobrze, przez wiele godzin wygląda na świeżynkę, ale późnym wieczorem (zaznaczam, że makijaż zrobiony dość wrześnie rano) zaczyna się... złuszczać :D To, że schodzi wcale mnie nie dziwi, bo i tak trzyma się zupełnie nieźle, ale jeszcze żaden eyeliner nie schodził mi w ten sposób - pojedyncze kawałeczki kreski zaczynają odpadać ;) Przy zmywaniu płynem do demakijażu na waciku też są takie łuseczki. Ot, taka ciekawostka ;)
Tyle teorii, teraz trochę praktyki :)
  
 W sumie średnio jestem z tego makijażu zadowolona, mam wrażenie, że wyglądam z nim na mocno chorą albo przećpaną :D Użyłam tu paletki Sensique Oriental Dream - 129 Holi Festival, tego eyelinera oraz tuszu Kobo - Lash Modeling Mascara. Jak Wam się podoba? Co powinnam jeszcze poćwiczyć, a w czym robię postępy? ;)

sobota, 24 września 2011

Ziaja - Maska dotleniająca z glinką czerwoną

Jakiś czas temu Ziaja, jedna z moich ulubionych marek kosmetycznych, wypuściła na rynek mnóstwo nowości, między innymi serię glinkowych maseczek. Przy okazji ostatnich zakupów na Inermis.pl zaopatrzyłam się w dwie z nich - dotleniającą z glinką czerwoną i nawilżającą z glinką zieloną. Dziś chcę napisać parę słów o tej pierwszej :)
   
   
Opis producenta:
 Maseczka aktywnie rewitalizuje skórę:
- glinka czerwona energizująca - naturalny surowiec z grupy minerałów ilastych, źródło mikroelementów: głównie krzemu (około 50%), glinu (około 20%), żelaza (około 7%), potasu (4%), wapnia (3,5%) i magnezu (2,5%). Zawiera również fosfor, sód oraz mangan. Kosmetyk wzmacnia proces dotleniania komórek skóry:
brunatna alga Laminaria digitata - bogata w potas, jod i sole mineralne. Stymuluje syntezę ATP - naturalnego nośnika energii, w efekcie reguluje trzy podstawowe funkcje skóry: odżywczą, ochronną i nawilżającą.
Maseczka skutecznie łagodzi podrażnienia:
- ECO-certyfikowany olej Canola - bogaty w fitosterole, tokoferole oraz kwasy tłuszczowe. Doskonale odżywia i zmiękcza naskórek.
- ECO-certyfikowane glicerydy kokosowe - źródło NNKT bogatych w kwasy omega3 i omega6, niezbędnych do prawidłowego funkcjonowania skóry. Zapewniają wysoką efektywność ochrony warstwy lipidowej naskórka.
- prowitamina B5 - aktywnie nawilża oraz skutecznie regeneruje podrażniony naskórek.
Skład: olej canola , glinka czerwona, glicerydy kokosowe, alantoina, ekstrakt laminaria digitata
   
Cena: 1,70zł / 7ml
 
Skład: Aqua, Canola Oil, Cetearyl Ethylhexanoate, Illite, Octyldodecanol, Glyceryl Stearate, PEG-100 Stearate, Glycerin, Cetyl Alcohol, Hydrogenated Coco-Glycerides, Dimethicone, Polyacrylamide, C13-14 Isoparaffin, Laureth-7, Titanium Dioxide, Laminaria Digitata Extract, Butylene Glycol, Panthenol, Phenoxyethanol, Methylparaben, Propylparaben, 2-Bromo-2-Nitropropane-1, 3-Diol, Diazolidinyl Urea, Parfum, Linalool, Citronellol, Hexyl Cinnamal, Limonene, Citric Acid.
   
  
Moja opinia:
Maseczka zapakowana jest w pojedynczą saszetkę, w której mieści się 7ml kosmetyku - dla mnie to było na dwa dość obfite użycia, choć myślę, że za mało na trzy. Design jest prosty, nie wali po oczach, od razu widać, co w saszetce się znajduje. Wydaje się taki profesjonalny. Sama maseczka ma kremową konsystencję, dość gęstą, taką w sam raz. Kolor jest pomarańczowy - na twarzy wygląda jak wyjątkowo źle dobrany i nałożony podkład ;) Pachnie ładnie, niczym konkretnym, ale na pewno ładnie :)
Skład maseczki może nie powala na kolana, bo mamy tu też trochę świństw, i to dość wysoko (choć na opakowaniu są zaznaczone, jako zaaprobowane przez ECOCERT). Co do działania - hmm... Nie wiedziałam, czego mogę spodziewać się maseczce dotleniającej, ale wśród jej efektów nie dopatrzyłam się żadnego, który mogłabym określić jako dotlenienie. Po jej użyciu skóra była lekko zaróżowiona, miałam wrażenie, że poprawiło się w niej krążenie, odświeżyła się, trochę nawilżyła. Plusem jest to, że inne składniki na tyle "unieszkodliwiają" glinkę, że nie zasycha ona na trudną do zmycia skorupę - nawet po tych 15 minutach na twarzy ma konsystencję gęstego budyniu, który łatwo się zmywa :)

Dla podsumowania fotka dla najwytrwalszych :D
Ewalucja prosiła mnie o takie zdjęcia ostatnio ;) Starałam się robić zdjęcia makijaży z ujęciem całej twarzy, ale byłam wielce niezadowolona z efektów (dobrze wychodzę na zdjęciach z odległości 10 metrów - bliżej jestem miss niefotogeniczności :<).
    
  
Na koniec małe ogłoszenie parafialne - jeśli ktoś chce zaproszenie do serwisu o kosmetykach, w którym zbiera się punkty rozwiązując quizy, a potem wymienia je na nagrody - proszę podać maila :) Ja osobiście mogę polecić - punkty zbiera się łatwo, a nagrody są super - ja mam już od nich zestaw biżuterii i perfumy Benefit, w drodze do mnie jest tusz Rimmela :) Czekam więc na Wasze adresy e-mail :)

piątek, 23 września 2011

Essence - tusz do rzęs Colour Booster - 02 showtime

Bardzo lubię kombinować z oczami - uwielbiam kolorowe tusze i eyelinery :) Dlatego kiedy zobaczyłam ten tusz kiedyś w Naturze, chwyciłam go od razu do koszyka, bo kocham też fiolety, a akurat takiego tuszu się dotąd nie dorobiłam. Niestety, choć marka Essence jest jedną z moich ulubionych, ten produkt mnie nieco zawiódł...
   
   
Opis producenta:
Podkreśla kolor oczu i ekstremalnie pogrubia rzęsy.
  
Cena: ok 7zł / 6ml
   
  
Moja opinia:
Najpierw zaznaczę, że oficjalnie ten tusz jest już niedostępny, ale widziałam jeszcze jakieś ostatnie sztuki na Essencowych półeczkach. Opakowanie tuszu jest dość skromne, jak na Essence, bez miliona kolorów czy błyszczących elementów, dla mnie to spory plus ;) Po otwarciu opakowania i wyciągnięciu szczoteczki widzimy, że szczoteczka ta jest tradycyjna, a tusz na niej... cóż, średnio fioletowy. To taka śliwka, ale skłaniająca się niestety ku bordo. W moim przypadku to wielki zawód, bo liczyłam na prawdziwy fiolet. Postanowiłam dać jednak temu tuszowi szansę, czasem pomaluję nim rzęsy. Zdarza mu się trochę osypywać w ciągu dnia po kilku godzinach noszenia, a przy zmywaniu właściwie zawsze poza tuszem mam na waciku 1-2 rzęsy - inne maskary tego nie powodują.
Pozostaje mi więc dalej szukać dobrego fioletowego tuszu...
Możecie jakiś polecić?
   

czwartek, 22 września 2011

Avon Planet Spa - Śródziemnomorska nawilżająca maseczka do twarzy z oliwką

Jak już pewnie wiecie, jestem konsultantką Avonu. Staram się jednak obiektywnie podchodzić do jego oferty - wiem, że nie wszystko jest sens kupować ;) Do moich ulubionych serii należy między innymi Planet Spa, zwłaszcza maseczki - miałam ich już kilka, aktualnie na półeczce stoją cztery, a jedną z nich chciałabym Wam dziś przedstawić. Chodzi o śródziemnomorską maseczkę nawilżającą z oliwką :)
   
  
Opis producenta:
 Maseczka przywraca skórze odpowiednie nawilżenie, doskonale odświeża i koi, nadaje gładkość i miękkość.
 
Cena: 23,90zł / 75ml (ale często jest w promocji) 
  
Skład: Aqua, Glycerin, Butylene Glycol, Glyceryl Stearate, Triethanolamine, Zea Mays Starch, Carbomer, PEG-20 Methyl Glucose Sesquistearate, Disodium EDTA, Imidazolidinyl Urea, Hydroxyethylcellulose, Methylparaben, Parfum, Benzophenone-4, Dimethicone, Panthenol, Olea Europea Oil, Olea Europea Lear Extract, Phosphoric Acid, Alkohol Denat., Lecithin, C12-15 Alkyl Benzoate, Retinyl Palmitate, Ascorbyl Palmitate, Beta-Carotene, Helianthus Annuus Seed Oil, Tocopherol, CI 19140, CI 15510, CI 42090
    
  
Moja opinia:
Bardzo podobają mi się opakowania z linii Planet Spa - zawsze są ładne i eleganckie, kojarzą się z harmonią, naturą i prawdziwym spa, nie wyglądają 'tanio' jak połowa produktów na sklepowych półkach. Poszczególne serie, jak tu seria śródziemnomorska, mają zawsze opakowania w tej samej kolorystyce, a poza tym całe Planet Spa ma tak samo stonowaną szatę graficzną, bez zbędnych obrazków, zdjęć czy miliona haseł na tubkach. Co do samej maseczki: pachnie ona bardzo przyjemnie, tak świeżo, ma konsystencję kremowo-żelową. Łatwo rozprowadzić ją na twarzy, jest dość wydajna, bo wystarczy cieniutka jej warstwa. Na twarzy jest zupełnie bezbarwna. Lepi się trochę, więc warto zadbać o to, żeby każdy pojedynczy włos był unieruchomiony na głowie - ja osobiście dostaję szału, kiedy jakiś przylepia mi się do maseczki na twarzy ;) Najczęściej nakładam ją, kiedy wiem, że wchodzę do wanny na dłużej - przed kąpielą nakładam, a po jakichś 10-15 minutach zmywam. Maseczka nie wysycha, więc nie ma problemów z jej zmywaniem, co jest oczywiście bardzo na plus. Ładnie nawilża cerę, kiedyś o niej zapomniałam na jakiś czas, a wtedy skóra na nosie i czole, choć tłusta, szybko zaczęła się łuszczyć. Ogólnie cera po zmyciu maseczki jest jakby zdrowsza, jędrniejsza :)
Wiem, że są maseczki, które nawilżają lepiej, ale tutaj całokształt tego produktu przemawia zdecydowanie za nim. Przyjemność używania, ładne, praktyczne opakowanie, skuteczność działania... Zużyłam już dwie tubki, ta jest trzecia i zbyt szybko z niej nie zrezygnuję ;)

środa, 21 września 2011

Paleta cieni Collection 2000 - Poptastic

Dziś chciałabym Wam pokazać moją ulubioną paletkę cieni do powiek :) Dostałam ją od kumpeli wracającej z pracy w Anglii, przywiozła mi kilka brytyjskich pamiątek tego typu ;) Collection 2000 to marka dostępna właśnie tam - z tego co wiem - ale możliwe, że da się ją zdobyć na Allegro albo na Paatalu ;) W każdym razie moja paletka to Poptastic (są 3 warianty kolorystyczne, chętnie wypróbowałabym też paletkę Angelic ;)), składa się z dziewięciu bardzo żywych kolorów. Parę słów o nich...
   
  
Opis producenta:
/skopiuję po angielsku, żeby nic nie przeinaczyć ;)/
Try out the Pop-tastic! Eye Palette for a boost of colour that will bring them back with a bang! The electric blue, canary yellow and lime green pockets of pigment can be used on their own for a single burst of colour, or  blended across the eye-socket for a truly tropical treat!
  
Cena: £4.19 (około 20zł)
   
    
Moja opinia:
Jak już pisałam, to moja paletka Nr 1 :) Opakowanie jest tekturowe, leciutkie, zamykane na wbudowany magnes. Może nie brzmi to najlepiej, ale jest naprawdę solidne :) Cienie też dobrze się w niej trzymają, żaden nie jest ruchomy, po roku używania tej paletki. Można nią zrobić jakiś delikatny, jednokolorowy makijaż, albo poszaleć z różnymi odcieniami. I o dziwo, tak jak nie lubię pacynek, to ta dołączona do paletki jest całkiem wygodna :) Cienie są dobrze napigmentowane, mamy tu sześć matów i trzy iskrzące kolory - wybaczcie, ale na razie nie rozróżniam cieni perłowych od cieni metalicznych itd ;) Cienie nie osypują się, na bazie trzymają się spokojnie calutki dzień, choć łatwo je rozetrzeć, jeśli przypadkowo dotknie się powieki - ja np. nie maluję się zbyt często, więc zdarza mi się zapomnieć, że mam makijaż i przecieram oczy ;) Bez problemu zmywa się je byle płynem do demakijażu.
Robiłam tą paletką jeden z pierwszych prezentowanych tu makijaży, znajdziecie go TU.
Parę dni temu jednak dostałam swoje pędzelki do nakładania cieni, za które baaardzo dziękuję Sabb. Pędzelki te, wraz z moją "kulką" Essence sprawdziły się znakomicie - makijaż zajął mi duuużo mniej czasu niż te babrane palcami, a i efekt jest chyba lepszy ;)
Jak Wam się podoba? Będę wdzięczna za wszelkie uwagi - jak zwykle :)
  
   
Użyłam tu trzech cieni z paletki - zieleni z lewego górnego rogu na całość, limonki ze środka dolnego rzędu do wewnętrznego kącika i na dolną powiekę oraz trochę tego morsko-szmaragdowego z dolnego prawego rogu dla przyciemnienia zewnętrznego kącika i linii załamania powieki. Liner to Kobo Intense Pen Liner, a tusz to Kobo - Lash Modeling Mascara - ostatnio nie rozstaję się z tymi dwoma produktami :)

wtorek, 20 września 2011

Dr Irena Eris Spa Resort - Nektarowy krem do rąk Hawaii

Po kremie do stóp z tej serii, przyszedł czas na krem do rąk, który w przeciwieństwie do kuzyna, jest strzałem w dziesiątkę :) Spa Resort to linia ekskluzywnych kosmetyków, dostępnych jedynie w perfumeriach Douglas. Cena też jest ekskluzywna, niestety ;) 
  
  
Opis producenta:
 Pozwól poczuć swoim dłoniom rozkosz nawilżenia płynącą z nektaru egzotycznych kwiatów lotosu, lilii wodnej i bambusa. Olej z awokado głęboko odżywi skórę i zapewni jej delikatny film ochronny. Specjalne liposomy zregenerują i dodatkowo zabezpieczą skórę Twoich dłoni przed efektem fotostarzenia.
Niewielką ilość kremu nanieś na dłonie, masuj aż do wchłonięcia.
Polecany do stosowania na dzień i na noc.
  
Cena: 75zł / 100ml
  
Skład: Aqua, Glycerin, Isopropyl Isostearate, Glyceryl Stearate SE, Cetearyl Alcohol, Ceteareth-20, Persea Gratissima (Avocado) Oil, Urea, Betaine, Ethylhexyl Palmitate, Triethanolamine, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Hydrogenated Olive Oil Decyl Esters, Propylene Glycol, Sorbitol, Silica Dimethyl Silylate, Butylene Glycol, Caprylyl Glycol, Panthenol, Sodium Hyaluronate, Nelumbium Speciosum Flower Extract, Nymphaea Alba (Water Lily) Root Extract, Bambusa Vulgaris (Bamboo) Leaf/Stem Extract, Lecithin, Micrococcus Lysate, Phenoxyethanol, Methylparaben, Diazolidinyl Urea, Propylparaben, Butylparaben, Ethylparaben, Hexylene Glycol, Parfum, Hydroxyisohexyl 3-Cyclohexene Carboxaldehyde, tylphenyl Methylpropional, Limonene, CI 16035.
   
  
Moja opinia:
Tak jak w przypadku obu poprzednich kremów tej marki, tak i ten krem mieści się w wysokim eleganckim "dezodorantowym" opakowaniu z pompką. Od razu widać, że nie jest to produkt dla zwykłego śmiertelnika ;) Pompka wydobywa taką ilość kremu, która dla mnie wystarcza w sam raz na wieczorne posmarowanie obu dłoni - kiedy mam czas na pozostawienie kremu do wchłonięcia. Rano wolę dozować niecałą porcyjkę kremu. Sam krem jest średniej gęstości, łatwo się rozprowadza na dłoniach i dość szybko wchłania, nie pozostawiając żadnej tłustej warstwy - już samym tym zdobyłby moje serce. Jednak od samego początku zakochałam się w nim z innego powodu - obłędny zapach! Niesamowicie kwiatowy, nie za słodki, ale taki dość świeży - ja zapachy umiem określać jedynie kolorami, pewnie niewiele Wam to powie, bo każdy ma inne skojarzenia, ale dla mnie ten zapach jest biało-zielony ;) Naprawdę prześliczny, ba, nie pogardziłabym perfumami o takim zapachu ;) 
Wad w tym kremie się nie dopatrzyłam, choć cena naprawdę powala. Gdyby kosztował do 20zł, na pewno non stop gościłby na mojej półeczce. :)

poniedziałek, 19 września 2011

Kobo Matt Make Up - Trwały podkład matujący 101 Ivory

Ostatnio namiętnie testowałam matujący podkład Kobo - parę osób pytało mnie o niego na stronie bloga na FaceBooku. Najpierw muszę wspomnieć, że rzadko używam podkładów - wolę mieć widoczne jakieś niedoskonałości, niż podkład, po prostu źle się z nim czuję. Do tej pory znalazłam jeden, który mi odpowiadał i był to podkład Revlon Color Stay. Co do tego, Kobo, mam mieszane uczucia...
   
   
Opis producenta:
Trwały podkład matujący. Kryje niedoskonałości skóry bez efektu maski. Pochłania nadmiar sebum i kontroluje jego wydzielanie do 12 godzin. Wygładza skórę i pozostawia ją aksamitną w dotyku. Nie blokuje porów i pozwala skórze oddychać. Odporny na działanie czynników atmosferycznych.
 
Cena: 22,99 zł / 40ml
    
  
Moja opinia:
Opakowanie wygląda ładnie, elegancko, ale jest strasznie niepraktyczne - podkład jest gęsty, więc nie spływa zbyt łatwo w stronę wylotu, nie można postawić opakowania do góry nogami, bo nakrętka ma wypukłą górę. W efekcie, żeby wydobyć trochę podkładu, musimy ściskać buteleczkę do skutku - jest ona z dość twardego plastiku. Dwa czy trzy razy poskutkowało to u mnie niestety "wytryskiem niekontrolowanym" ;) - podkład wystrzelił na wszystkie strony. Opakowanie więc zdecydowanie na minus. 
Jego zawartość z kolei - plus. Ja mam odcień 101 Ivory i jest on w sam raz do mojej dość bladej cery. Podkład faktycznie matuje, nadaje taki zdrowy wygląd - skóra nie jest do końca matowa, przykrywa zaczerwienienia i krostki. Co dla mnie teraz jest ważne - nie podkreśla suchych skórek, których mam trochę, zwłaszcza na nosie. Utrzymuje się na twarzy przez cały dzień, choć po paru godzinach sebum na czole zaczyna się nieco przebijać przez podkład - wtedy w moim przypadku w ruch idą bibułki matujące i twarz jest jak świeżo wyszpachlowana :P Ja osobiście nadal jednak odczuwam dyskomfort, jak w przypadku właściwie każdego podkładu - boję się np. oprzeć głowy na dłoni, bo boję się, że na policzku zostanie ślad itd ;) Co prawda przy tym podkładzie nie zaobserwowałam żadnych smug czy przetarć po całym dniu, jakby zlał się ze skórą. 
Gdyby opakowanie było praktyczniejsze, np. z pompeczką, poleciłabym podkład z czystym sumieniem. W tej sytuacji, zdecydujcie same, czy dla Was to duża wada :)
   

niedziela, 18 września 2011

Dr Irena Eris Spa Resort - Cynamonowy krem do stóp Marocco

Dziś bierzemy pod lupę krem do stóp z linii Spa Resort. Jest to seria ekskluzywna, dostępna jedynie w sieci perfumerii Douglas. Chyba dotąd nie miałam okazji używać kosmetyku pielęgnacyjnego w takiej cenie i z tak wysokiej półki, więc do testów zabrałam się naprawdę ciekawa tego produktu (i kremu do rąk z tej serii również ;)). Co go wyróżnia spośród innych kosmetyków na rynku? A może nic? Czytajcie dalej :)
   
   
Opis producenta:
Cynamonowy aromat olejku pobudzi Twoje zmysły. Witamina E pozostawi stopy aksamitnie delikatne. Masaż stóp z elementami aromaterapii poprawi krążenie skóry i zminimalizuje efekt ciężkich nóg.
Na oczyszczoną skórę stóp nanieś odpowiednią ilość kremu, wykonaj masaż i pozostaw do wchłonięcia.
 
Cena: 75zł / 100ml
   
Skład: Aqua, Paraffinum Liquidum, Urea, Isopropyl Palmitate, Triacetin, Glycerin, Cetyl PEG/PPG-10/1 Dimethicone, Lanolin, Magnesium Sulfate, Tocopheryl Acetate, Allantoin, Cinnamomum Cassia Bark Oil, Diazolidinyl Urea, Methylparaben, Cinnamal, Coumarin. 
   
  
Moja opinia:
Jak zwykle najpierw opakowanie. To wysoka "butelka" z pompką, zamykana dość szczelną pokrywką - na pewno nie otworzy się sama. Pompka wydobywa taką ilość kremu, która w sam raz wystarcza na obie moje stopy, choć nie nakładam go grubo. Krem jest dość gęsty, ale zdaje się wtapiać w skórę od razu po nałożeniu - możecie to zobaczyć nawet na powyższym zdjęciu, na obrzeżach tej porcyjki już zaczął się wchłaniać. Niestety to wchłanianie nie jest idealne - krem zostawia tłusty film, który utrzymuje się naprawdę długo - po wieczornym posmarowaniu stóp kremem, niemal zawsze włączałam odcinek ulubionego serialu i przez 40 minut jego trwania merdałam sobie nogami poza łóżkiem, żeby nie zapaćkać pościeli - a i nawet po tym czasie stopy bywały tłuste. Jeśli chodzi o zapach, naprawdę jest cynamonowy. Cóż, ja za cynamonem nie przepadam, a ten zapach jest tak intensywny, że momentami przyprawiał mnie wręcz o mdłości ;) Po posmarowaniu stóp zawsze musiałam sięgnąć po chusteczkę nawilżaną, żeby zmyć krem z dłoni i żeby móc posmarować je kremem do rąk z tej samej serii - ślicznie pachnącym nektarowym cudeńkiem ;) Muszę jednak przyznać, że krem faktycznie poradził sobie z moimi suchymi stopami. Stały się miękkie i gładkie, wyraźnie zmniejszyła się ilość suchych skórek, których zawsze miałam sporo na piętach itd. 
Podsumowując - krem dobrze spełnia swoją rolę, ale w moim przypadku komfort używania go był wręcz ujemny. Jeśli ktoś lubi zapach cynamonu i nie przeszkadza mu długie wchłanianie, krem powinien pasować ;) No, oczywiście, jeśli ten ktoś ma możliwość wydania 75zł na krem do stóp ;)

sobota, 17 września 2011

Sensique Oriental Dream - cienie z kolekcji jesień/zima 2011 + 5 makijaży!

Pewnie już słyszałyście, że marka Sensique wprowadza teraz nową kolekcję na jesień i zimę. Kolekcja nazywa się Oriental Dream i obejmuje pięć potrójnych cieni do powiek oraz osiem kolorów lakierów do paznokci - o nich za jakiś czas napiszę na właściwym blogu ;) Dziś za to chcę Wam przedstawić cienie. Każda z pięciu paletek to ciekawe zestawienie trzech kolorów, inspirowane światem Orientu. Przyznam szczerze, że jestem bardzo mile zaskoczona ich jakością. :)
   
   
Opis producenta:
Sensique Oriental Dream. Kolekcja, która przeniesie cię do egzotycznego świata niczym z baśni 1001 nocy…
Odwiedź miasta będące perłami architektury, zachwycające przepychem ornamentów i arabeskowymi motywami roślinnymi. Miasta, w których promienie wschodzącego słońca odbijają się od złocistych kopuł wieńczących strzeliste budowle. Udaj się na przechadzkę alejkami egzotycznych ogrodów pełnych kwiatów o upajającym zapachu. Usiądź w jednej z altan ukrytych pośród bujnej roślinności i chłoń orientalny czar otaczającej cię przyrody. Zwiedź gwarne i bajecznie kolorowe targowiska pełne tęczowych, jedwabnych tkanin i kwiatów, których egzotyczny zapach miesza się z odurzającym aromatem orientalnych przypraw, aromatycznych olejków i kadzideł.
Nie czekaj. Dołącz do tego baśniowego świata…
 
Kremowe, nieperfumowane cienie do powiek o delikatnej jedwabistej strukturze, łatwe w aplikacji.
    
Cena: 8,99zł
  
  
Moja opinia:
Bardzo podobają mi się kompozycje kolorystyczne, odcienie są połączone nieco nietypowo, ale okazuje się, że świetnie współgrają na powiece. I, co mnie zaskoczyło, są mocno napigmentowane. Na powyższych swatchach każda smuga koloru to jedno maźnięcie nadgarstka palcem. ;) Są matowe, ale niektóre z nich mają delikatne drobinki, bardzo jednak nieliczne. Opakowania cieni są dobrze zamykane, na pewno nie otworzą się same w kosmetyczce. Tyle teorii, teraz nieco praktyki :D
Wiem, że te makijaże nadal pozostawiają wiele do życzenia, ale wydaje mi się, że już jest jakiś progress ;) Wasze rady są dla mnie bardzo ważne, dlatego znowu proszę Was o sugestie :)
(Weźcie proszę pod uwagę, że wszystkie cienie nakładałam... palcami - moje pędzelki są w drodze do mnie, a pacynek nie lubię używać :D Nie w każdym przypadku udało mi się dobrze rozetrzeć kolory, no ale... ;))
    
129 Holi Festival
Szczerze mówiąc, nie sądziłam, że będzie mi dobrze w takim mocnym ciemnym makijażu, ale chyba jest całkiem nieźle. ;) Użyłam tutaj całej paletki (beż jako rozświetlacz pod brwi) i czarny liner w pisaku Kobo.
    
130 Indian Blue City
Mam wrażenie, że wszelkie niebieskości w makijażu i w ubraniu to nie moja bajka - jakoś mi nie pasują. Tu również użyłam wszystkich trzech błękitów z paletki, średnio mi wyszło rozcieranie ich (palce! ;)), a na koniec dodałam kredkę Oriflame Very Me - Blue Metal.
    
131 Japanese Maple & Sky
Z tego makijażu jestem chyba najbardziej zadowolona pod względem technicznym ;) Kolory mi się podobają, ale nie na moich oczach. Wydaje mi się, że całkiem nieźle wyszło mi tu roztarcie odcieni. Poza paletką, użyłam tu również czarnego linera w pisaku Kobo.
   
132 Autumn Tuliptree
Tu z kolei przykład nieudanego rozcierania ;) Dla eksperymentu nie dodałam tu kreski, jednak brakuje jej chyba w tym makijażu. Kształt też jest nie do końca taki, jaki być powinien, prawda?
   
133 Bamboo in Autumn
Mój ulubieniec pod względem kolorystycznym ;) Specjalnie starałam się rozetrzeć mocno cienie, żeby kolory były mniej intensywne, czy mi się udało, to już oceńcie same ;) Kreskę zrobiłam eyelinerem z Avonu w kolorze Olive - niestety te linery zostały już wycofane, akurat jak się do niego przekonałam :(
    
 
No, to teraz Wasza kolej na opinie :) Czekam na Wasze uwagi, nad czym muszę popracować, co już poprawiłam, co przede mną... ;) Z góry za wszystkie dziękuję!

piątek, 16 września 2011

Dr Irena Eris Body Art - Regenerujący krem anti-aging do dłoni (recenzja gościnna)

Ten krem do recenzji oddałam mamie. Sama używałam i testowałam kremu do rąk nektarowego, również pojawi się tu na dniach recenzja. Ten trafił do mojej mamy, ponieważ ona znacznie lepiej będzie mogła ocenić jego działanie - z wiadomych względów, nie będę pisać, bo przeczyta i się obrazi ;) Tak więc mamuśka dumna ze swojej roli recenzentki używała kremu kilka razy dziennie przez ponad 2 tygodnie i teraz wspólnymi siłami zredagowałyśmy tę recenzję :) 
  
  
Opis producenta:
Olej z avocado głęboko odżywia skórę zapewniając jej delikatny film ochronny. Kombinacja wyciągów ze szlachetnych azjatyckich roślin (lotos, bambus, lilia wodna) silnie regeneruje i długotrwale nawilża. Odżywczy wosk z oliwek perfekcyjnie wygładza skórę, czyniąc ją aksamitnie miękką i delikatną. Systematycznie stosowany krem już po 2 tygodniach zapewnia znaczną poprawę stanu skóry dłoni: wygładzenie skóry – 78%*, nawilżenie skóry – 67%*, odżywienie skóry – 59%*. Krem umożliwia szybkie wchłanianie i pozostawia na dłoniach zmysłowy zapach.
Sposób użycia: Krem nakładaj cienką warstwą na oczyszczoną skórę dłoni kilkakrotnie w ciągu dnia i na noc. Polecany jest również do stosowania na noc jako maska na dłonie. Możesz wtedy nałożyć grubszą warstwę, bawełnianą rękawicę i pozostawić na noc.
* % probantek o potwierdzonej poprawie skóry w teście in vivo w Centrum Naukowo-Badawczym Dr Irena Eris 
  
Cena: 59zł / 100ml
  
Skład: uzupełnię potem ;)
  
    
Opinia Mamy:
Opakowanie jest ładne, estetyczne, choć przypomina bardzo dezodorant – zaskakujące, jak na krem do rąk ;) Posiada pompkę dozującą, która wydobywa porcję niestety zbyt dużą na jednokrotne posmarowanie rąk, dlatego trzeba przyciskać ją lekko. Zapach jest bardzo ładny, delikatny, jakby kwiatowy? Krem ma lekką konsystencję, łatwo się rozprowadza i dość szybko wchłania.. Pozostawia skórę nawilżoną i bardziej elastyczną. Nałożenie zbyt dużej ilości sprawia, że dłonie są nieco klejące (dlatego nie należy używać całej dawki z pompki – podziel się z koleżanką ;)). Coś, co czego jeszcze chętnie się przyczepię to cena - przepraszam, ile?! Nie mniej jednak, po dwóch tygodniach stosowania dłonie wyglądają na bardziej zadbane i zdrowsze. Nie pasują wręcz do reszty ciała. ;)
    

czwartek, 15 września 2011

Na ratunek orlicowym włosom! - START!

Już od jakiegoś czasu nosiłam się z zamiarem rozpoczęcia intensywnej kuracji moich włosów. Wypadałoby coś o nich powiedzieć... Przede wszystkim, odrastają po bobie, więc mają bardzo nijaką długość, marzy mi się ich zapuszczenie. Problem mam też z tzw. baby hair - drobne "młode" włoski odstające mi na całej głowie - mogę się ładnie uczesać, opanować je na chwilę (tak jak na zdjęciach poniżej), ale zaraz znowu zaczynają tworzyć mi szopę ;). Teraz dodatkowo przez zmianę pory roku, przez moje beznadziejne wyniki badań krwi i przez ogólne osłabienie, kudły lecą mi z głowy jak szalone. Każde czesanie to spora kulka włosów, które zostają na szczotce... Moje włosy zawsze były też przetłuszczające się, bardzo rzadkie i cienkie i wręcz wstyd mi iść z nimi do fryzjera. Na szczęście jakiś czas temu poznałam świetną fryzjerkę, która sama ma włosy podobne do moich i potrafi z nich zdziałać cuda, więc i z moimi sobie radzi. Przedwczoraj byłam u niej na podcinaniu końcówek, żeby lepiej i zdrowiej się zapuszczało i... zaczynamy kurację, zanim wypadną mi wszystkie!
   
Oto stan włosów tuż po fryzjerze przedwczoraj.
Długość:
z tyłu - 21,5cm       z przodu - 30,5cm
   
I efekt rozczesywania włosów po ich umyciu - weźcie pod uwagę, że moje włosy są krótkie i rzadkie, więc wierzcie mi - to naprawdę jest dużo:
        
Myślę, że co miesiąc będę wrzucać tu posta w tej formie - wygląd włosów, ich długość i ilość wypadających. Mam nadzieję, że razem zaobserwujemy jakiś progres :) Uzupełniłam moje zapasy odżywek i innych cudów do włosów, podcięłam końcówki, zdjęcia przed intensywną kuracją pocykałam, także walkę o zdrowe i długie włosy mogę już podjąć! 
Oto moi pomocnicy:
   
 Co my tu mamy i jak tego używam?
  • Ziaja - Maska Intensywna Odbudowa do włosów zniszczonych - jedna z ziajowych nowości, nakłada się ją na 3-5 minut na mokre włosy. Dopiero do mnie doszła i jeszcze nie miałam okazji używać, ale zamierzam ją stosować, kiedy będę myła włosy za dnia - po myciu nałożę maskę, przykryję foliowym czepkiem owinę ręcznikiem i po paru-parunastu minutach spłuczę.
  • Barwa - Woda brzozowa - kupowałam ją z moim TŻem i kiedy powąchał, stwierdził, że to chyba wóda brzozowa - faktycznie woda ta jest mocno alkoholowa. Używam ją wieczorem, kiedy wiem, że rano będę myć włosy. Nabieram trochę do plastikowej pipety (strzykawka czy cokolwiek z malutkim 'dziubkiem' też się będzie nadawać) i polewam lekko skórę głowy, starając się rozprowadzić na całym skalpie. 
  • Farmona - Mgiełka wzmacniająca - używałam jej już kiedyś i bardzo dobrze wspominam, dlatego teraz kompletowanie zestawu ratunkowego zaczęłam od niej. Bardzo lubię jej zapach, pryskam nią włosy tuż po ich umyciu, za każdym razem.
  • Joanna Rzepa - Kuracja wzmacniająca - jak wyżej, już raz uratowała mi włosy, teraz znowu po nią sięgnęłam. Używam jej po myciu włosów, kiedy trochę już przeschną. Zapach niezbyt przyjemny, ale da się przyzwyczaić. Podobnie jak wody brzozowej, używam jej na cały skalp, wmasowując w skórę.
  • Lorys - Nawilżająca odżywka do włosów - wielkie bydlę, którego używam od miesiąca. Tania i dobra odżywka na zasadzie maski - zawsze jak myję włosy wieczorem, czyli siedząc w wannie, nakładam ją na umyte już kudły, trzymam parę minut (akurat w tym czasie się myję żelem) i spłukuję. Dzięki niej włosy są mięciutkie i gładkie. 
  • BioGarden - Wyciąg ze skrzypu polnego i pokrzywy - chyba nie muszę tłumaczyć ;) To suplement diety, który ma za zadanie poprawić stan włosów i paznokci. Powinno się brać dwie tabletki dziennie po posiłku, ja biorę jedną, bo nigdy nie pamiętam o drugiej ;)
  • Sorbifer Durules - czyli żelazo w tabletkach... Mam pogłębiającą się niedokrwistość i niedobory żelaza, a to może dodatkowo osłabiać włosy i powodować wypadanie. Tabletki te są na receptę i prawdopodobnie będę musiała zażywać je po wsze czasy, ale umieściłam je tutaj dlatego, że fakt wypadania włosów jest dla mnie dodatkową motywacją do ich brania.
  
A Wy jak dbacie o swoje włosy? Może polecicie mi jakieś tanie, naturalne i skuteczne metody czy produkty? Chętnie poczytam o Waszych sposobach :)
Życzcie mi więc powodzenia w walce o zdrowe włosy, trzymajcie kciuki, żeby post za miesiąc faktycznie pokazywał progres! A może ktoś przyłączy się do walki? O tej porze roku naszym włosom przyda się dodatkowe wzmocnienie :)

środa, 14 września 2011

Pharmaceris T - Sebostatic Dzień - Krem przeciwtrądzikowy matująco-normalizujący

Kiedy używałam kremu-peelingu Pharmaceris T na noc, na dzień częstowałam moją cerę kremem Sebostatic Dzień, z tej samej serii. Ma on matować i normalizować, czy się sprawdził? O tym zaraz :)
   
   
Opis producenta:
Wskazania: Codzienna pielęgnacja skóry z nasilonym trądzikiem i z już istniejącymi zmianami, ze skłonnością do łojotoku, powstawania zmian zapalnych i zaskórników, przetłuszczającej się. Krem rekomendowany na dzień. 
Działanie: Zawarte w kremie Octopirox® i Tamarynda działają przeciwtrądzikowo i zapobiegają powstawaniu nowych zmian trądzikowych. Dzięki specjalistycznemu połączeniu kompleksu wyciągu z łopianu, biotyny i jonów cynku z mikrogąbeczkami o silnych właściwościach absorbujących, krem skutecznie redukuje wydzielanie serum i skutecznie matuje skórę w ciągu dnia. Glucam R o silnych właściwościach nawilżających, wygładza i przywraca skórze utraconą elastyczność i miękkość naskórka. Dzięki zastosowaniu filtrów UVA i UVB krem rekomendowany jest do stosowania na dzień jako skuteczna ochrona skóry trądzikowej. Zawiera hipoalergiczną kompozycje zapachową. 
  
Cena: 38,90zł
  
Skład: Aqua, Ethylhexyl Methoxycinnamate, Butyl Methoxydibenzoylmethane, C12-15 Alkyl Benzoate, Cetyl Alcohol, Ethylhexyl Triazone, Glycerin, Potassium Cetyl Phosphate, Titanium Dioxide, Di-C12-13 Alkyl Tartrate, Octocrylene, Dimethicone, Sodium Polyacrylate, Piroctone Olamine, Vinyl Dimethicone/ Methicone Silsesquioxane Crosspolymer, Butyrospermum Parkii (Shea Butter), Propylene Glycol, Butylene Glycol, Allantoin, Alumina, Tamarindus Indica (Tamarind) Extract, Citric Acid, Ethylhexylglycerin, Arctium Majus (Burdock) Extract, Simethicone, Zinc PCA, Biotin, Phenoxyethanol, Chlorphenesin, Parfum     
   
   
Moja opinia:
Tak jak w przypadku kremu-peelingu Sebo-Almond Peel, tak i tutaj mamy do czynienia ze świetnym opakowaniem kremu: to wysoki, twardy, plastikowy pojemnik z pompką, która umożliwia nam łatwe i przede wszystkim higieniczne wydobycie kremu. Sam krem jest bardzo gęsty, nawet to widać na powyższym zdjęciu. Co do zapachu - jest bardzo delikatny, ledwo wyczuwalny, ale nie pachnie niczym konkretnym - ot, jakaś chemiczna mieszanina. 
Krem jest dość wydajny - jedno porcja wyciśnięta przez pompkę wystarcza na połowę twarzy. Dość szybko się wchłania, ale jest wyczuwalny w dotyku przez dłuższy czas. Faktycznie matowi cerę, jednak na pewno nie do idealnego matu. Mogę mu to wybaczyć, bo puder trzyma się na nim dużo dłużej, więc efekt matu tak czy siak jest osiągnięty. Niestety, poprawy stanu cery nie zauważyłam. Nie zmniejszyła się ilość ani intensywność niespodzianek, cera się nie "odtłuściła" ani trochę. Może jednak do tego efektu należy używać tego kremu dłużej - ja stosowałam go trochę ponad dwa tygodnie. 
Podsumowując, matuje, ale lepiej zachowuje się z odrobiną pudru, ale nie normalizuje w żaden sposób. Przyznam szczerze, że nie kupiłabym go teraz sama - jest dość drogi, a nie zachwycił mnie na tyle, żeby wydać na niego tyle pieniędzy.

I na koniec małe pytanie - wolicie recenzje pisane jak dotąd, tekstem ciągłym, czy może wypunktowane plusy i minusy danego produktu? Mnie wygodniej jest tak pisać, bo są sytuacje, kiedy nie można czegoś jednoznacznie dopasować do zalet albo do wad, ale chciałabym poznać jednak Waszą opinię :) 

wtorek, 13 września 2011

Różowe rozdanie!

Oho, minął miesiąc, odkąd założyłam bloga, a już Was jest tu aż 200 :D 
To chyba najlepsza okazja do tego, żeby zaserwować Wam małe rozdanie :)
Myślę, że atrakcyjniejszą opcją są drobne, ale częste rozdania, niż jedno większe raz na rok ;)


   Co tym razem możecie wygrać?
  • Różowy lakier Delia Nr 1 - 52
  • Różową kredkę do oczu Essence Long Lasting Eye Pencil - 11 Go Wild
  • Różowy cień do powiek Virtual Klejnoty Kaszmiru - Metallic Mono 048
  • Różowo-fioletowy szal o wymiarach 160x40 cm
Czyli rozdanie trochę z jajem ;)
  
Oto, jak możecie wygrać te nagrody:
  • być moim publicznym obserwatorem (proszę o nick) i podać maila - 1 los - obowiązkowo
  • dodać mnie do swojego blogrolla (proszę o linka) - 1 los
  • polubić stronę Kosmetyczny skok w bok na FaceBooku (proszę o nick) - 1 los
  • napisać na swoim blogu notkę o tym rozdaniu, razem ze zdjęciem (proszę o linka) - 1 los
  • wypowiedzieć się w dziale "Wasze opinie, sugestie" - 1 los
  • osoby, które odzywały się tu PRZED tym rozdaniem, dostają ode mnie 1 dodatkowy los :)

Możecie więc zdobyć łącznie 6 losów. Od Was zależy, jakie szanse sobie dacie :)

Proszę o zgłoszenia w jednym komentarzu, niezależnie od tego, na ile losów się łapiecie,
najlepiej wg poniższego schematu:
  
Obserwuję Cię jako..., a mój e-mail to...
Jesteś w moim blogrollu na...
Lubię stronę na FB jako...
Napisałam o rozdaniu na...
Napisałam swoją opinię/sugestię.

Ostatni los doliczać będę sama. Zwycięzca zostanie wylosowany za pomocą stronki random.org.

ROZDANIE KOŃCZY SIĘ 30.09.2011 O 23:59!
Powodzenia! :)

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...