niedziela, 31 marca 2013

Joko - Szminka Wet Lips - J51

Może któraś z Was pamięta moje zachwyty nad szminką Joko Wet Lips jakiś czas temu. Główną jej zaletą był dla mnie kolor, mam odcień J49, TU recenzja. Teraz dorobiłam się drugiego koloru, podobnego, ale zupełnie innego ;) Jesteście gotowe na ciąg dalszy zachwytów? ;)
  
  
Opis producenta i szczegóły:
   
Gdzie i za ile: na stoiskach Joko i np. na Inermisie, ok. 24zł
 
Moja opinia:
 Opakowanie to klasyczny sztyft, czarny ze złotymi elementami. Bardzo elegancki i po prostu ładny, o prostokątnym przekroju. Jest dość solidny, choć jest prawdopodobieństwo, że wrzucony luzem do kosmetyczki może się otworzyć, mimo zabezpieczającego kliknięcia. Minusem opakowania jest dla mnie naklejka na złączeniu obu części - z jednej strony wiemy, że szminka nie była otwierana w sklepie, ale z drugiej wygląda to dość nieestetycznie. Nie da się też tej naklejki bezinwazyjnie odkleić, a wolałabym już nie mieć jej w ogóle - wystarczy mi mała naklejeczka na spodzie sztyftu.
   
  
Jeśli chodzi o kolor, dziś piszę o odcieniu J51, czyli typowym nudziaku. Ba, chyba nawet idealnym nudziaku! Jest to dość ciepły odcień beżu, całkiem nieźle kryjący, ale nie nadający ustom trupiego wyglądu, jak niektóre "nudziaki" potrafią ;) Wydaje mi się, że pasuje idealnie do mojej karnacji, to taka szminka w sam raz na co dzień :)
Trzyma się na ustach przeciętnie, ok. 3h, znika przy jedzeniu, ale jej kolor jest tak naturalny, że nie widać za bardzo różnic w kolorze, kiedy zetrze się częściowo. Nie zbiera się w "fałdkach" ust, nie podkreśla suchych skórek, ale do efektu Wet Lips jest raczej daleko. Ani wizualnego, ani praktycznego, bo nawilżenia nie zauważyłam, choć muszę przyznać, że szminka także nie wysusza ust, więc można użyć jej zamiast balsamu - nie pomoże, ale i nie zaszkodzi ustom :)
Korci mnie teraz, żeby wypróbować jakiś ciemniejszy odcień z tej serii ;) Wam ją tymczasem polecam, bo szminki Wet Lips są naprawdę niezłe :)
   
  
Pamiętacie o konkursie Joko? ;) Brać swoje kosmetyki Joko i cykać im zdjęcia! :D
Trzy zestawy nagród czekają! ;) Linka znajdziecie w pasku bocznym na górze.

sobota, 30 marca 2013

O książkach, szminkach, pieczeniu i zwierzakach...

Mam wrażenie, że te moje posty "o niczym", które publikuję co jakiś czas, są jakimś odpowiednikiem postów typu "przegląd tygodnia" na innych blogach. U mnie jest to przegląd z większego okresu, tak po prostu, żeby dać Wam znać, co u mnie słychać poza blogowaniem, choć i tak wielu z tych rzeczy dowiadujecie się na bieżąco choćby z blogowego fanpage'a na FB ;)
W każdym razie, co tam u mnie?
  
  
Przytargałam ostatnio sporo książek z biblioteki, część dla siebie, część dla mamy. Z tych powyższych przeczytałam na razie "Kochanie, zabiłam nasze koty" Masłowskiej i "Mroczny sekret" Bray. Za jakiś czas napiszę Wam parę słów o nich przy okazji naszego kącika czytelniczego ;)
  
   
Od jakiegoś czasu szukałam szminki, której odcień sobie wymyśliłam - jakiś brudny kremowy róż. Nie znalazłam nic ciekawego w drogeryjnych markach, aż w końcu trafiłam na kolor idealny w... chińskim sklepie. Szminka kosztowała aż 3zł, jest marki Baolish, która oczywiście nic mi nie mówi ;) Poza strasznie tandetnym opakowaniem jest całkiem niezłej jakości :)
  
  
Ze smaczniejszych tematów - eksperymentuję ostatnio w kuchni. Wyszukuję ciekawe przepisy, zabieram lapka do kuchni i piekę ;) Trafiłam na przepis na świetny wieniec czekoladowo-orzechowy, ale zupełnie nie szło, jak robiłam wg zaleceń. Musiałam pozmieniać sporo w proporcjach, ale i tak "coś tam" wyszło:
  
  
Moją przeróbką przepisu się niestety nie podzielę, bo szybko pogubiłam się w zmianach, jakie wprowadzałam ;) W efekcie wieniec wyszedł pyszny, ale zupełnie inny od tego, jaki miał być ;)
  
  
Po niedawnym zapaleniu krtani serwuję sobie codzienną porcję zdrowych pyszności, czyli herbata lipowa z miodem i cytryną - gardziołko mam jak nowe ;) Wiem, że smak herbaty lipowej nie do wszystkich przemawia, ale wydaje mi się, że to kwestia przyzwyczajenia, mi też na początku nie smakował, a teraz go uwielbiam ;)
  
  
Nie mogę nie wspomnieć o Missy - naszej nowej cudownej domowniczce, która na każdym kroku niesamowicie mnie rozczula. Jest po prostu przeurocza, niezależnie od tego, czy śpi, czy zrzuca z szaf porcelanę ;) Uwielbia spać wtulona we mnie, np. wzdłuż mojego uda, jak siedzę przy lapku - tak jak na zdjęciu powyżej. Czyż nie jest przesłodka? :)
  
   
A Tymon w sumie nie gorszy! Na zdjęciu powyżej śpi z moim 6-letnim bratem, oczywiście obaj w poprzek łóżka, a jakże ;) Kiedy mały był chory, Tymon ciągle z nim leżał, będąc żywym okładem z kota. Co prawda możliwe, że to dlatego, że mały miał dużą gorączkę, a Tymon się o niego grzał, ale ćśśś, trzeba wierzyć w kocią bezinteresowność ;)
  
  
No a jak już wspomniałam o kotach, to muszę wspomnieć też o Lady, żeby się nie obraziła. Aktualnie dokazuje z Missy i Tymonem, gonią się w trójkę, dopóki Lady nie ma dość - wtedy na nie warczy, a koty zmieniają się nagle w koty norweskie (czyt.: napuszają się jak tylko się da) i czmychają po kątach ;)
Istny dom wariatów, ot co ;)
   
Większość z Was jest pewnie w wirze przygotowań do świąt (ja notkę też na raty piszę), jak Wam idzie? :)
  
PS: Jak Wam się podoba nowe menu podstron na górze bloga?

piątek, 29 marca 2013

Lirene - Mleczko oczyszczające do demakijażu twarzy i oczu

Zazwyczaj do demakijażu używam płynów micelarnych, ewentualnie zwykłych płynów do demakijażu. Nigdy nie przepadałam za to za mleczkami, choć ostatnio postanowiłam wypróbować jedno z nich. Przygoda ta nie była nieprzyjemna, ale chyba jednak nadal wolę płyny ;) Zapraszam do recenzji :)
   
  
Opis producenta:
   
Gdzie i za ile: wszędzie, ok. 12zł / 200ml
  
Skład:
   
Moja opinia:
Opakowanie mleczka to zwykła dla Lirene wysoka i płaska butelka, biała z motywami srebrnymi i fioletowymi. Design jest ładny, minimalistyczny, dla mnie w sam raz. Zamknięcie butelki to zatrzask, całkiem praktyczny w użyciu, zwłaszcza, że jest płaski, dzięki czemu pod koniec opakowania możemy postawić je do góry nogami.
Mleczko jest białe (serio!) i dość rzadkie. Pachnie ślicznie - kwiatowo i delikatnie, mogłabym wąchać i wąchać :P Wadą dla mnie jest jednak to, że mleczko bardzo szybko wchłania się jakoś w wacik i w skórę, przez co jest bardzo niewydajne - przy "zwykłej" ilości na waciku okazuje się, że przetrzemy czoło, a na resztę twarzy nie starczy, bo wacik będzie jak suchy. Może to cecha mleczek ogółem, ale mi to nie odpowiada.
  
  
Wielką zaletą tego mleczka jest za to fakt, że nie jest tłuste, nie zostawia filmu, jak niektóre inne. Po jego użyciu twarz jest w dotyku taka, jak posmarowana lekkim kremem, nawilżona i gładka.
Oczywiście najważniejszym aspektem mleczka jest jego zdolność do zmywania makijażu. Tu muszę przyznać, że radzi sobie całkiem dobrze, porównywalnie do moich ulubionych miceli. Makijaż znika, a zamiast niego pojawia się dodatkowo uczucie nawilżenia cery, a także ukojenia w zaognionych miejscach - ważny fakt dla męczących się z trądzikiem, bo niektóre płyny do demakijażu mogły powodować pieczenie ranek, a tu mamy wręcz przeciwnie.
Czy polecam? Jeśli ktoś lubi mleczka - zdecydowanie. Ja mimo wszystko wolę płyny micelarne, więc przy nich zostanę, ale to mleczko także zużyję do końca z przyjemnością :)
    
  
Czego używacie do demakijażu? :)

czwartek, 28 marca 2013

Poznajcie Missy :)

Część z Was śledziła uważnie nasze kocie perypetie - kiedy w końcu zdecydowaliśmy się na drugiego kota, nic nie szło jak trzeba... Mieliśmy wszystko ustalone do adopcji, a w ostatniej chwili okazało się, że z jakichś powodów adopcja do skutków nie dojdzie - i tak trzy razy, z trzema młodymi kotkami... W pewnym momencie mieliśmy dość szukania, poddaliśmy się, przynajmniej na jakiś czas. Wtedy właśnie odebrałam SMSa od kuzynki, właścicielki Fundacji KOT, o treści "Hej. Znaleźliście już sobie kota? Bo mamy cudowną trzykolorową, niespełna roczną słodzinę do wzięcia od zaraz". Co tu dużo mówić...
Poznajcie Missy :)
  
  
Okazało się, że jest to kotka, która żyła na ulicy. Została złapana przez Fundację do sterylki i miała być wypuszczona znowu na ulicę (raz, że dzika, a dwa, że w Fundacji jest "przekocenie", proceder sterylizacji kotów na wolności to dodatkowa działalność Fundacji), na szczęście Lidka przypomniała sobie o nas :)
Malutka przyjechała do nas we wtorek wieczorem. Od początku ani trochę nie bała się ani Tymona, ani Lady, ani zgromadzonego wokół niej tłumu. Była tylko zaciekawiona tym całym chaosem. Po otworzeniu transportera, żwawo z niego wyskoczyła i od razu zaczęła zwiedzanie pokoju.
   
  
Pierwszą noc spędziła zamknięta w moim pokoju, żeby nieco dawkować jej wrażenia i żeby nie narazić ją na nieprzyjemne spotkania z resztą zwierzyńca. Nie muszę chyba mówić, że tej nocy prawie nie spałam?
Na początku mała była przeurocza, bo od razu wtuliła się we mnie, zaczęła mruczeć i się łasić, zupełnie nie jak kot z ulicy. Spała sobie na moich kolanach, cały czas z załączonym "motorkiem", a ja się rozpływałam w zachwytach nad nią :)
  
   
Oczywiście nie obyło się bez sesji zdjęciowej:
  
   
Problemy zaczęły się w momencie, kiedy uznałam, że czas spać - wtedy mała uznała, że wcale nie ;) Zaczęła zwiedzać cały mój pokój, łącznie ze wszystkimi szafami, kątami, zakamarkami i punktami wysokościowymi, nie była chyba tylko na lampie :P Oczywiście prawie nie zmrużyłam oka, ale i tak wybaczam jej wszystko, bo rano razem trochę odespałyśmy ;)
  
Jeśli chodzi o jej relacje z Tymonem i Lady... 
Z Lady zaprzyjaźniły się od razy, choć Lady nieco się jej boi ;) Nie było jednak żadnego prychania, warczenia czy uciekania, raczej zwykła ciekawość, co mnie zaskoczyło, bo bałam się, że Missy jako kotka z ulicy może bać się psów.
Z Tymonem nie było tak łatwo. Jak na dumnego kocura przystało, na początku był strasznie oburzony przybyciem małej. Prychał na nią z daleka, wręcz darł się i warczał (w końcu wychowywał go pies ;)). Wrogie nastawienie to mało powiedziane. Drugiego dnia siedział daleko od nas i obserwował Missy. W pewnym momencie ta zupełnie bez strachu do niego podeszła i położyła się przed nim na grzbiecie. Chyba uznał po tym, że nie musi z nią rywalizować o dominację, bo wrogość zniknęła, pozostała raczej niechęć ;) Teraz już jest niemal dobrze między nimi - co chwila się obwąchują, chodzą za sobą, jedzą sobie nawzajem z miseczek i nie robią o to problemów, korzystają z jednej kuwety. Pewnie jednak poczekam jakiś czas, zanim zobaczę ich na przykład śpiących razem ;)
Zresztą zobaczcie, jaka jest między nimi różnica:
         
    
Wybaczcie jakość tych zdjęć, są robione telefonem.
Widać tu jednak, jak ogromny jest Tymon przy Missy. Ona jest już właściwie dorosła, raczej nie urośnie już za dużo, a Tymon i tak jest od niej ze 3 razy większy. Różnica jest też oczywiście w wieku (Tymon ma 9 lat, ona rok), więc i w zachowaniu, ale teraz widzę, że Tymon przy niej znowu zachowuje się jak młode kocię, w tej chwili na przykład gonią się i "pacają" lekko łapkami, tak zupełnie bez agresji :) Serducho rośnie, bo bałam się, że się nie dogadają...
     
OK, uciekam ich pilnować, bo ich zabawa zaczyna skutkować stratami materialnymi :P
  
Bardzo dziękuję wszystkim, którzy śledzili nasze kocie perypetie i trzymali za nas kciuki! :*

środa, 27 marca 2013

Luksja - Płyn do kąpieli Blueberry Muffin

Kooocham długie, gorące i pachnące kąpiele, zwłaszcza zimą. Logicznym jest więc, że zawsze mam spory wybór kosmetyków do kąpieli. Ostatnio moje serce zostało po raz kolejny podbite, kiedy Luksja stworzyła cztery słodkie płyny do kąpieli - jagodowego muffina, cytrynową tartę, karmelowe wafle i wiśniowe ciasto. Właściwie wszystkie zapachy (poza wiśnią, której z zasady nie lubię ;)) bardzo mi się podobały, ale zdecydowanie wygrywał jagodowy muffin, więc to on wylądował w moim rossmannowskim koszyku. To była miłość od pierwszego wejrzenia ;)
  
  
Opis producenta:
   
Gdzie i za ile: np. Rossmann, 9zł / 1000ml
  
Skład:
   
Moja opinia:
Płyn dostajemy w dużej litrowej butli w dość charakterystycznym dla Luksji kształcie - ogólnie mówiąc, prezentuje się ona świetnie, ma ładną grafikę z muffinem, fioletowy kolor (a jakże!) i złotą zakrętkę. Jest nieco ciężka, ale praktyczna, bo wylot butli jest odpowiedniego rozmiaru, łatwo dozować ilość płynu, który wlewamy do wanny. 
Płyn również ma fioletowy kolor w dość neonowym odcieniu, jest średnio gęsty i co najważniejsze - obłędnie pachnie! Nawet bez opisu i obrazków wiedziałabym, że mamy tu jagody i biszkopt, świetne połączenie, baaardzo smakowite, a jednocześnie w jakiś sposób świeże :)
  
  
Płyn jest dosyć wydajny, bo nawet mała ilość tworzy sporą pianę. Przy normalnej dawce piany i zapachu jest duuużo, ale niestety obie te rzeczy są średnio trwałe, bo zanikają po ok. 15 minutach. Wystarczy to jednak na szybką relaksującą kąpiel z odrobiną odmaczania się ;) Nie zauważyłam, żeby płyn robił coś poza pianą - nie wpływa na stan skóry, nie zmiękcza znacząco wody, nie barwi.
W sumie nie mam o nim nic więcej do napisania - jest to bardzo przyjemny i tani produkt, który umili nam kąpiel, ale nie zrobi nic więcej. Dla mnie zdecydowanie warty zakupu :)
  
  
Używałyście któregoś z nowych płynów Luksji? :)

wtorek, 26 marca 2013

Gwiazdorzymy z Under Twenty!

Jak już Wam pisałam, wczoraj byłam na evencie organizowanym przez genialną Anię z Under Twenty.
Celem eventu było chyba dopieszczenie blogerskiego ego, co się udało ;) Byłyśmy malowane, czesane, a na koniec strzelono nam profesjonalne sesje zdjęciowe :)
  
W evencie udział wzięły Oleśka, Siouxie, Sauria, BlackDresses, AgataMaNosa i ja.

Makijaże wykonywała na nas Ania Orłowska, część zdjęć wykonał Dariusz Bres - niestety nie wiem, jak nazywał się drugi fotograf :( 
  
Czas na porcję zdjęć :)
  
Zaczynamy oczywiście od demakijażu i oczyszczenia twarzy :)
Teraz specjalistki zajmują się tym, żeby zrobić ze mnie nowego człowieka :)
A mają do tego cały arsenał! :)

I efekty sesji :)
  
Zbioróweczka z głupimi minami też musi być :D
Kulisy sławy :P
Wiem, nikogo nie zasłoniłam i wcale się nie pokopałyśmy :P
I jeszcze ostatnie poprawki z Oleśką :)
 
Koniec zdjęć, nie będę Was więcej straszyć ;)
Mogę tylko powiedzieć, że bawiłam się po prostu ŚWIETNIE i był to zdecydowanie najciekawszy event z tych, na których byłam :) Bardzo spodobało mi się malowanie mnie i ogólne dopieszczanie, spełniło się jedno z moich małych próżnych marzeń ;) Baaardzo dziękuję Ani, specjalistom i dziewczynom-blogerkom za wspaniały wieczór :)
  
Jak Wam się podoba "nowa" ja? ;)

poniedziałek, 25 marca 2013

Technic Vintage - Balsam do ust Long Island Iced Tea

Wiecie już, że jestem maniaczką mazideł do ust - zarówno pielęgnujących, jak i kolorowych.
Wiecie też, że uwielbiam herbatę, w każdym wydaniu.
Mogłyście też zauważyć, że lubię motywy vintage.
Dlatego więc kiedy zobaczyłam gdzieś w necie balsam do ust Technic z serii Vintage, o zapachu mrożonej herbaty, w ślicznej puszeczce, moje oczka po prostu zalśniły i włączył mi się tryb "CHCĘ!" ;) Chciałam no i mam, niestety jestem nieco zawiedziona... Dlaczego? Poczytajcie.
  
  
Opis producenta i skład:
   
Gdzie i za ile: kosmetykomania.pl, 9zł / 15g
    
Moja opinia:
 Tym, co na pewno mnie nie zawiodło, jest opakowanie. To śliczna puszeczka z obrazkiem w stylu vintage, bardzo przyjemnie wyglądająca - aż się uśmiecham, gdy na nią patrzę :) Otwiera się łatwo, ale nie otworzy się sama w torebce, więc pod tym względem jest naprawdę super. Jest średnich rozmiarów, może mniej poręczna niż mały sztyft, ale na pewno zmieści się do kieszeni, jeśli nie mamy nic przeciwko słoiczkowym mazidłom do używania "w ruchu". Ja osobiście mazidła w tej formie wolę używać w domowym zaciszu, a moim w miarę higienicznym patentem na nie jest nabieranie ich wierzchem paznokcia.
  
  
Pierwszym zawodem w tym balsamie był zapach. W ogóle nie kojarzy się z niczym herbacianym, bardziej z jakimiś chemicznymi landrynkami, nic ciekawego... Drugi zawód to konsystencja - bardzo zbita i twarda. Średnio wygodnie nakłada się na usta, bo trzeba go wręcz w nie wgniatać, choć po chwili mięknie pod wpływem ciepła. 
Najważniejszą rzeczą jest działanie, ale i tu nie mamy fajerwerków... Nawilżenie jest średnie, a dodatkowo mam wrażenie, że balsam zapycha skórę w okolicach ust - pewnie to wina parafiny na pierwszym miejscu w składzie... Dalej jest wosk pszczeli, który uwielbiam w mazidłach do ust, ale na pierwszym miejscu!
Na ustach jest raczej niewidoczny, może co najwyżej dawać lekki połysk, jak właściwie każdy balsam.
Jako weteranka w kwestii balsamów do ust piszę wprost - trzymajcie się od niego z daleka! Jest masa znacznie lepszych mazideł w podobnych cenach...
   
    
Miałyście już jakieś produkty Technic? A może próbowałyście balsamów z tej serii?
   
Od razu uprzedzam, że z kontaktem ze mną dziś będzie ciężko (łącznie z odpisywaniem na komentarze), bo cały dzień spędzam w pociągu / w Warszawie / z Ewalucją / na warsztatach makijażu Under Twenty (oczywiście będzie relacja :)) / znowu w pociągu :) Obym nie zamarzła na dworcu, czekając w nocy na powrotny pociąg ;)

niedziela, 24 marca 2013

KONKURS - Zabierz Joko na spacer!

  Hej ho! Mamy kolejny etap blogowania za sobą - stuknęło właśnie 800 tysięcy wyświetleń, a dziś prawdopodobnie dobiję do 1500 obserwatorów, co jest dla mnie ogromnym sukcesem - baaardzo Wam dziękuję, że śledzicie bloga, czytacie moje wypociny. Szczególne ukłony oczywiście w stronę tych, którzy czasem coś również skrobną w komentarzu i dadzą znać, że faktycznie mam dla kogo pisać - dziękuję!
To również okazja, żeby ruszyć z konkursem - co Wy na to? :D
   
 
Konkurs będzie nieco inny niż dotychczasowe, ale o tym zaraz. Zacznę od tego, co Was pewnie najbardziej interesuje, czyli oczywiście nagrody ;) Otóż będą 3 zestawy nagród ufundowanych przez firmę Joko. Każda z Was ma szansę na jeden z nich. Najpierw może przyjrzyjmy się poszczególnym zestawom :)
 
    
ZESTAW NR 1:
  • Bronzer-puder spiekany Mineral Powder J06
  • Puder prasowany Natural Effect J10
  • Potrójne cienie prasowane J350
  • Satynowe cienie do powiek Night in Venice J217
  • Tusz do rzęs Pump Your Lashes Deep Blue
  • Lakier do paznokci Find Your Color J133 Fruit Desert
  • Pędzel do pudru nr 3
      
ZESTAW NR 2:
  • Mineralny podkład Supernatural J122 Beige
  • Mineralny puder prasowany J02
  • Podwójne cienie prasowane J209
  • Satynowe cienie do powiek Night in Venice J214
  • Błyszczyk Double Therapy J91
  • Lakier do paznokci Find Your Color J125 Rose Bloom
  • Pędzel do różu nr 4
      
ZESTAW NR 3:
  •  Lekki podkład Cashmere Finish J153 Golden Beige
  • Puder prasowany Natural Effect J13
  • Satynowe cienie do powiek Night in Venice J214
  • Satynowe cienie do powiek Night in Venice J215
  • Satynowe cienie do powiek Night in Venice J216
  • Szminka Wet Lips J49
  • Lakier do paznokci Find Your Color J123 Pearl Moon
  • Pędzel do cieni nr 2
   
A co trzeba zrobić, żeby je wygrać?
Cyknąć zdjęcie. Tak tak, bierzecie dowolny kosmetyk Joko, jaki macie w swojej kolekcji i robicie mu zdjęcie w ciekawym otoczeniu, może na spacerze albo ze znanym miejscem w tle, ogranicza Was tylko wyobraźnia :) Moim warunkiem jest to, żeby widać było, że kosmetyk jest Joko, fotomontaży nie uznaję.
Dwa pozostałe warunki to polubienie fanpage'a Joko na FB (klik) oraz bycie publicznym obserwatorem mojego bloga :)
Zdjęcie wysyłacie mi na maila - szczegóły zaraz, w oficjalnym regulaminie :) 

Regulamin konkursu:
 Informacje ogólne:
  1. Organizatorem konkursu jestem ja, autorka i właścicielka bloga "Orlica o wszystkim i o niczym".
  2. Nagroda sponsorowana jest przez firmę Joko.
  3. Konkurs trwa od dnia 24.03.2013 do dnia 06.04.2013, godz. 23:59.
  4. Wysyłając mi swoje zdjęcia automatycznie zgadzasz się na ich publikację na moim blogu.
  5. Jeśli nie masz skończonych 18 lat, musisz mieć zgodę rodzica lub opiekuna na udział w konkursie.
  6. Konkurs nie podlega przepisom Ustawy z dnia 29 lipca 1992 roku o grach i zakładach wzajemnych (Dz. U. z 2004 roku Nr 4, poz. 27 z późn. zm.)
  7. Biorąc udział w konkursie automatycznie akceptuje się regulamin i jego warunki.
Warunki wzięcia udziału w konkursie:
  1. Warunkiem jest publiczne obserwowanie bloga poprzez GFC...
  2. ... oraz polubienie fanpage'a Joko na Facebooku.
  3. Każdy uczestnik może wysłać tylko jedno zgłoszenie
  4. Zdjęcie powinno mieć max. 800px, nie może być fotomontażem, musi być na nim widoczne logo marki Joko (na kosmetyku), a Ty musisz być autorką (lub autorem ;)) zdjęcia.
  5. Aby wziąć udział w konkursie należy przesłać zdjęcie na maila polishpolishaholic@gmail.com, w tytule pisząc "Konkurs Joko - *Twój nick*". W treści maila powinny znaleźć się też takie informacje jak:
  • nick, pod jakim mnie obserwujesz na blogu, 
  • imię i nazwisko, pod jakimi lubisz fanpage Joko na Facebooku albo link do swojego profilu,
  • numer nagrody, którą chcesz wygrać, najlepiej podaj dwa, na wypadek, gdyby osoba przed Tobą na podium wybrała ten sam - napisz np. "Wybieram zestaw 1, a jak nie będzie to 2" ;)
  • Jeśli prowadzisz bloga, możesz również podać mi jego adres, to tak z ciekawości ;)
UWAGA, WAŻNE - jeśli po przesłaniu swojej pracy, w ciągu 24h nie dostaniecie ode mnie potwierdzenia jej otrzymania, to znaczy, że praca nie doszła. Spróbujcie z innego maila albo skontaktujcie się ze mną, a coś wymyślimy :)
 
Wyłonienie zwycięzców i wysyłka nagród:
  1. Zwycięzcy zostaną wybrani przeze mnie, ale opublikuję wszystkie zgłoszenia.
  2. Zwycięzcy zostaną wyłonieni w ciągu 72h od zakończenia konkursu oraz powiadomieni mailowo.
  3. Wysyłka nagród jest możliwa tylko na terenie Polski - jeśli mieszkasz za granicą, w przypadku wygranej paczkę mogę wysłać do Twojej rodziny w Polsce.
   
Ode mnie to tyle - teraz czekam z niecierpliwością na Wasze prace! :)
Życzę więc kreatywności i powodzenia ;)

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...