Cienie, o których dziś Wam napiszę trafiły do mnie w dość losowy sposób - dostałam je do recenzji, ale współpraca okazała się nie taka, jak oczekiwałam, bo nie wybrałam sama, tego co będę testować, a dostałam "to, co było" - i bardzo mi z tego powodu przykro, bo duże nadzieje pokładałam w tej współpracy. Wyszło jak wyszło, a ja pokornie biorę się za recenzję dwóch cieni z różnych bajek.
Opis producenta:
Cienie prasowane - to aksamitna masa cieni na delikatnej skórze Twoich powiek. W składzie zawierają cząsteczki naturalnego minerału miki, stanowiącego uwolniony krzemian potasu, sodu, żelaza, manganu, glinu, fluoru i litu.
Gdzie i za ile: drogerie Hebe, sklep internetowy, 8zł / wkład 2g
Skład:
Moja opinia:
Cienie, które dostałam to wkłady do paletek, a paletki marki Madame Lambre są naprawdę godne uwagi - piękne, drewniane, baaardzo urokliwe. I drogie, oczywiście ;) Na razie więc wolę wpakować cienie do paletki magnetycznej i tu warto wspomnieć, że wkłady NIE pasują do paletek Kobo czy Inglota - są nieco większe. Dostajemy je w kartonikach, ale nie są one praktyczne, mnie wygodniej jest od razu przepakować do paletki. Na kartonikach mamy nr cienia i skład, co ważne dla niektórych - ja go analizować nie będę, bo jak może już wiecie - potrafię analizować tylko naturalne ekstrakty :P
Mam tu dwa kolory, zupełnie z innych beczek. Nr 2 to typowy rozświetlacz, perłowo-cielisty o lekko różowym połysku. Nr 26 to ciemny granato-fiolet. Oba mają piękne tłoczenia z logo marki, które kojarzy się też z pewną inną marką, ale nie sądzę, żeby to był efekt zamierzony ;) Tłoczenie w każdym razie jest śliczne.
O ile rozświetlająca dwójeczka przyda mi się na co dzień, o tyle drugi kolor wydał mi się zupełnie nie mój - za mocny, zbyt granatowy, a mnie we wszelkich niebieskościach jest zwyczajnie nie do twarzy ;) Szczęście w nieszczęściu - okazało się, że cień strasznie znika przy rozcieraniu. Próbowałam zrobić makijaż, używając tylko tych dwóch cieni, martwiłam się, jak rozmyję granicę tego granatu, ale niepotrzebnie, bo na powiece, przy rozcieraniu, zupełnie stracił na intensywności. Jest to raczej wada cienia, ale w tym przypadku zadziałała na jego korzyść. Wiecie, że nie jestem mejk-ap-artist, ale zobaczcie, co wyszło z połączenia tych dwóch cieni:
Możliwe, że bardziej doświadczone dziewczyny wyciągną z niego więcej - ja nawet nie próbuję. Wystarczy mi ta fioletowa "mgiełka" nad okiem. Dodam, że cienie nie osypują się, ale są bardzo miękkie, więc łatwo nabrać ich za dużo i "rozbabrać" cały wkład. Tłoczenie też szybko niestety znika.
Na powiekach utrzymują się poprawnie, choć nie rewelacyjnie, na bazie zaczynają się rolować po ok. 6-7 godzinach.
Podsumowując - szkoda, że nie miałam możliwości sprawdzić bardziej "moich" kolorów. Pozostaje mi iść do Hebe i wybrać coś samemu ;) Na podstawie tych dwóch cieni mogę powiedzieć, że nadają się do codziennego, delikatnego makijażu, raczej nie sprawdzą się u fanek intensywności. Oczywiście inne kolory mogą być lepsze pod tym względem.
Macie jakieś produkty Madame Lambre? Co w nich lubicie (poza opakowaniami <3), a czego nie? :)
Opis producenta:
Cienie prasowane - to aksamitna masa cieni na delikatnej skórze Twoich powiek. W składzie zawierają cząsteczki naturalnego minerału miki, stanowiącego uwolniony krzemian potasu, sodu, żelaza, manganu, glinu, fluoru i litu.
Gdzie i za ile: drogerie Hebe, sklep internetowy, 8zł / wkład 2g
Skład:
Moja opinia:
Cienie, które dostałam to wkłady do paletek, a paletki marki Madame Lambre są naprawdę godne uwagi - piękne, drewniane, baaardzo urokliwe. I drogie, oczywiście ;) Na razie więc wolę wpakować cienie do paletki magnetycznej i tu warto wspomnieć, że wkłady NIE pasują do paletek Kobo czy Inglota - są nieco większe. Dostajemy je w kartonikach, ale nie są one praktyczne, mnie wygodniej jest od razu przepakować do paletki. Na kartonikach mamy nr cienia i skład, co ważne dla niektórych - ja go analizować nie będę, bo jak może już wiecie - potrafię analizować tylko naturalne ekstrakty :P
Mam tu dwa kolory, zupełnie z innych beczek. Nr 2 to typowy rozświetlacz, perłowo-cielisty o lekko różowym połysku. Nr 26 to ciemny granato-fiolet. Oba mają piękne tłoczenia z logo marki, które kojarzy się też z pewną inną marką, ale nie sądzę, żeby to był efekt zamierzony ;) Tłoczenie w każdym razie jest śliczne.
O ile rozświetlająca dwójeczka przyda mi się na co dzień, o tyle drugi kolor wydał mi się zupełnie nie mój - za mocny, zbyt granatowy, a mnie we wszelkich niebieskościach jest zwyczajnie nie do twarzy ;) Szczęście w nieszczęściu - okazało się, że cień strasznie znika przy rozcieraniu. Próbowałam zrobić makijaż, używając tylko tych dwóch cieni, martwiłam się, jak rozmyję granicę tego granatu, ale niepotrzebnie, bo na powiece, przy rozcieraniu, zupełnie stracił na intensywności. Jest to raczej wada cienia, ale w tym przypadku zadziałała na jego korzyść. Wiecie, że nie jestem mejk-ap-artist, ale zobaczcie, co wyszło z połączenia tych dwóch cieni:
Możliwe, że bardziej doświadczone dziewczyny wyciągną z niego więcej - ja nawet nie próbuję. Wystarczy mi ta fioletowa "mgiełka" nad okiem. Dodam, że cienie nie osypują się, ale są bardzo miękkie, więc łatwo nabrać ich za dużo i "rozbabrać" cały wkład. Tłoczenie też szybko niestety znika.
Na powiekach utrzymują się poprawnie, choć nie rewelacyjnie, na bazie zaczynają się rolować po ok. 6-7 godzinach.
Podsumowując - szkoda, że nie miałam możliwości sprawdzić bardziej "moich" kolorów. Pozostaje mi iść do Hebe i wybrać coś samemu ;) Na podstawie tych dwóch cieni mogę powiedzieć, że nadają się do codziennego, delikatnego makijażu, raczej nie sprawdzą się u fanek intensywności. Oczywiście inne kolory mogą być lepsze pod tym względem.
Macie jakieś produkty Madame Lambre? Co w nich lubicie (poza opakowaniami <3), a czego nie? :)
Z tego co widzę na zdjęciach to pigmentacja jest słabiutka. Zostanę przy Inglocie :D
OdpowiedzUsuńNa swatchu na dłoni nie jest źle, ale kompletnie znika przy rozcieraniu.
Usuńszkoda bo nr 26 jest bardzo w moim guście :D
UsuńW moim też, jak już prawie zniknie po roztarciu :P
Usuńja mam nr 3
OdpowiedzUsuńpodobny do 2, bardzo go lubię, napigmentowany jest bardzo dobrze ;)
Dwójka też zachowuje się na oku znacznie lepiej niż 26 :)
UsuńSłaba pigmentacja, nie skusiłabym się, w podobnej w sumie cenie mamy cienie Inglota o dużo lepszej jakości. :)
OdpowiedzUsuńI porównywalne Kobo ;) Tzn. porównywalne do Inglota ;)
UsuńSzkoda, bo wizualnie w opakowaniu prezentują się świetnie!
OdpowiedzUsuńMoże medalion zrobić z nich? :P
UsuńNa ręce ok, ale na oczku wyglądają słabiutko, szkoda...
OdpowiedzUsuńNa oku było też OK, dopóki nie roztarłam.
UsuńNumerek 2 bardzo mi się spodobał :)
OdpowiedzUsuńDo dziennych makijaży idealny :)
Ale też takich wszędzie sporo ;)
Usuńoj coś słabe te cienie...
OdpowiedzUsuńDwójeczkę sobie chętnie zostawię, ładnie rozświetla :)
UsuńBardzo delikatne;)
OdpowiedzUsuńMoże aż za bardzo ;)
UsuńTen jasny jest bardzo ładny ;] Za to ciemny też nie moja bajka :D
OdpowiedzUsuńA mogłam dostać brązy i zielenie... :P
UsuńJak tylko ta marka pojawiła się w naszym poczciwym Hebe, to miałam ochotę lecieć i wykupić cały stand. Mój entuzjazm nieco opadł, jak zobaczyłam cenę bambusowej paletki... Dla mnie to jakaś abstrakcja :D. A najgorsze jest to, że nie mają jakiegoś tańszego odpowiednika, a panie w drogerii mówią, że można sobie spokojnie trzymać w tym plastiku, że to w niczym nie przeszkadza...?!
OdpowiedzUsuńMoże to głupie i dziwne, ale jeśli coś jest niepraktyczne w użyciu i nie mogę tego trzymać po ludzku, w palecie lub innym, stabilnym opakowaniu to dla mnie się nie nadaje.
Nie byłoby problemu, gdyby cienie miały standardowe wymiary, ale musieli się wybić z dodatkowymi dwoma milimetrami średnicy :/
UsuńLogo jakże luksusowe ;D /E
OdpowiedzUsuńTia, chcieliby :P
Usuńja ich jeszcze nie spotkałam
OdpowiedzUsuńStacjonarnie są tylko w Hebe.
Usuńszkoda ze tak lipnie z pigmentacją
OdpowiedzUsuńW każdym razie w przypadku tego nieszczęsnego fioletu ;)
UsuńŁadne kolorki !
OdpowiedzUsuńTo za mało ;)
UsuńMnie kolory się podobają :) Ale jakoś niespecjalnie umiem się malować ;)
OdpowiedzUsuńNie podoba mi się za to pudełeczko, wydaje się niepraktyczne, bo przy moim szczęściu pewnie po otwarciu blaszka z cieniem by wyleciała :D
Ten kartonik jest w ogóle nieporęczny, bo wkład w plastikowym opakowaniu trzeba wręcz wciskać do niego, a samo plastikowe nie ochroni cienia dostatecznie...
UsuńPrawie w ogóle niewidoczne - minus dla nich!
OdpowiedzUsuńAno, choć nie wiem, jak inne odcienie się zachowują.
UsuńPodoba mi się ten fiolecik, ten pierwszy kolorek nie bardzo :) Też uwielbiam ich opakowanie, jeśli jednak chodzi o samą jakość produktów...oj tutaj nie jestem zbyt zadowolona. Muszę napisać o,którymś kosmetyku od nich :) Dobrze,że mi przypomniałaś ;)
OdpowiedzUsuńChętnie poczytam!
UsuńMam już zaplanowane kilka postów,ale myślę,że coś da się przełożyć, więc spodziewaj się na dniach :) Najprędzej w poniedziałek :)
UsuńOK, daj znać :)
UsuńFaktycznie pigmentacja nie jest zbyt rewelacyjna, ale mimo wszystko przy delikatnym makijażu sprawdzają się bardzo dobrze:)
OdpowiedzUsuńO, masz jakieś ich cienie?
UsuńTe tłoczenia są przepiękne, aż żal używać! :)
OdpowiedzUsuńDokładnie, a już pierwsze użycie spłyca te tłoczenia...
UsuńDla mnie zbyt delikatne ;)
OdpowiedzUsuńNo z nimi nie poszalejesz ;) Ja lubię delikatne makijaże, ale bez przesady.
UsuńWłaśnie pokazałam na blogu swój konkursowy zestawik od L'ambre. Znalazł się w nim także Twój cień nr 2, całkiem przyzwoity. Nie spodziewałam się że ten beż będzie opalizował na fioletowo. :)
OdpowiedzUsuńJa się kiedyś przejechałam, jak taki właśnie rozświetlacz okazał się mieć mocny zielony połysk, czego w sztucznym świetle nie widziałam, potem mnie znajoma uświadomiła, że jakoś dziwnie to wygląda :P
UsuńJakoś słabo z pigmentacją choć fiolecik mi się spodobał na ręce :)
OdpowiedzUsuńNiestety na oku już aż tak dobrze się nie da, nawet jeśli chcesz pominąć rozcieranie ;)
Usuńnie miałam niczego jeszcze z tej firmy. Cienie, rzeczywiście mało napigmentowane.
OdpowiedzUsuńMam jeszcze dwa lakiery i korcą mnie szminki... Także pewnie będzie tu więcej recenzji tej marki.
UsuńPigmentacja słaba, ale muszę przyznać, że jestem zachwycona efektem. W naturalny sposób podkreśla brąz oka ;)
OdpowiedzUsuńFiolety zazwyczaj mi pasują, choć wolę bawić się z bardziej bezpiecznymi zieleniami i brązami ;)
UsuńMam dwa kolory z Lambre, bardzo podobne /a przez mój leniwy tyłek nie wstanę i nie sprawdzę numerków/ i trzymam je w szkatułce tejże marki. Co do wyglądu - też nie sądzę, aby efekt był zamierzony, no bo po co? Jest ładnie tak jak jest i ja się nie czepiam. Cienie mi odpowiadają, uzyskuję nimi podobny efekt jak Ty /no zgoda, tak idealnej kreski stworzyć nie potrafię/ i mi się podoba - u Ciebie jeszcze bardziej :)
OdpowiedzUsuńZ tą kreską nie przesadzaj - mi też nie zawsze wychodzi ;)
Usuńprzepiękne wytłoczenie. a i kolory całkiem ładne. :)
OdpowiedzUsuńPrzynajmniej w opakowaniach :P
UsuńTak się składa, że mam te dwa cienie:-)
OdpowiedzUsuńI jak Tobie odpowiadają?
UsuńKolory faktycznie ładne, ale na oku nie wyglądają już zbyt dobrze... Obawiam się, że ten fiolecik może bardziej przypominać podbite oko :P Są ładniejsze do dziennego makijażu :D
OdpowiedzUsuńNa pewno istnieją dla mnie bezpieczniejsze kolory :P
Usuńoj nie tylko dla Ciebie :D
UsuńGorzej by chyba wyglądało, gdyby fiolet faktycznie był intensywny na oku ;)
Usuń