Pisałam Wam już wczoraj, że zaczynam traktować moje włosy bardziej naturalnymi metodami pielęgnacji, poczynając od ziela o uroczej nazwie kozieradka. Jego zadaniem dla włosów jest pohamować ich wypadanie i ukoić podrażnioną skórę głowy. Pomyślałam, że może dołączycie do mnie w moich kozieradkowych bojach, kiedy nieco przybliżę Wam temat - wiem, że był już poruszany na kilku włosowych blogach, ale nie wszystkie z Was je czytają, więc w tym wypadku nie zaszkodzi wtrącić swoich pięciu groszy ;) Dodam tylko, że cała wiedza, jaką tu zawrę, pochodzi z innych blogów czy stron internetowych.
Zacznę może od tego, czym jest ta cała kozieradka?
Jest to roślina z rodziny bobowatych, aktualnie hodowana głównie dla nasion, które stanowią surowiec o wielu właściwościach leczniczych. Nasiona kozieradki są pozyskiwane ze względu na dużą zawartość śluzu polisacharydowego (jego zawartość przekracza nawet 40%). Poza tym nasiona zawierają tłuszcze, saponiny steroidowe, w tym pochodne diosgeniny i estry saponin z białkami (np. fenugrekina). Ponadto w surowcu obecne są białka roślinne, śladowe ilości olejków eterycznych, flawonoidy, cholina, lecytyna, witaminy PP, F, D i alkaloid trygonelina.
Zastosowanie lecznicze:
Wewnętrznie: Kozieradka działa wzmacniająco na organizm. Stanowi
źródło łatwo przyswajalnego białka i tłuszczu roślinnego. Polecana jako
środek wzmacniający dla rekonwalescentów i sportowców. Stosowana także w
celu łagodzenia stanów zapalnych błony śluzowej przewodu pokarmowego.
Ponadto jako środek poprawiający trawienie, regulujący wypróżnianie oraz
łagodzący nieżyty górnych dróg oddechowych (łagodzi kaszel).
Zewnętrzne: Wspomagająco przy leczeniu wrzodów,obrzęków, ropnego
zapalenia skóry, zapalenia naczyń chłonnych, tkanki łącznej, czyraków.
Kozieradka łagodzi stany zapalne skóry, działa zmiękczająco i
powlekająco.
Kozieradka ma także zastosowanie w kosmetyce, ja skupię się dziś na tym, co może ona zrobić z naszymi włosami. Jak już pisałam, głównym celem jej używania jest zahamowanie wypadania włosów. Często wynika ono z tego, że skóra naszego skalpu nie jest w najlepszej kondycji - podrażniona, łuszcząca się, przesuszona. Kozieradka powinna pomóc to naprawić - ogólnie mówiąc: poprawić stan skóry głowy i tak na chłopski rozum - usadowić cebulki włosów bezpiecznie i solidnie w ich mieszkach ;)
W tym celu musimy udać się do sklepu zielarskiego albo apteki i zakupić nasiona kozieradki:
Nie jest to duży wydatek - zależności od sklepu i marki, saszetka taka kosztować będzie 2-3 zł - taniutko :) Najlepiej kupić nasiona niezmielone, ale są one trudno dostępne, więc poradzimy sobie też z tymi rozdrobnionymi - jak moje. Różnica polega chyba tylko na łatwości odcedzania ;) Ze swojej strony polecam dwie firmy, którym od zawsze ufam pod względem ziół (a swego czasu mocno siedziałam w temacie ziołolecznictwa) - Kawon i Flos.
Rozdrobnione nasiona po przesypaniu do szczelnego pojemnika prezentują się tak:
Lepiej nie trzymać ich w otwartych papierowych saszetkach, bo zapach mają bardzo intensywny, poza tym mogą w ten sposób utracić swoje właściwości ;) Ja w tym celu zaadaptowałam stary plastikowy słoik po peelingu do ciała.
Właśnie, co do zapachu... Może on być kluczową wadą dla wielu z Was, ponieważ kozieradka pachnie zupełnie jak przyprawa Maggi - intensywnie, kulinarnie, wręcz... rosołowo. Mnie osobiście ten zapach nie przeszkadza, ale wiem, że nie wszyscy chcą kojarzyć się znajomym z domowymi obiadkami... we włosach ;) Oczywiście nie dotyczy to osób, które zdecydują się używać kozieradki tylko przed myciem włosów.
A jak właściwie używać tej kozieradki?
Ja pozwoliłam sobie skorzystać z przepisu, który podała
Kascysko [klik], czyli używać jej w formie wcierki do skalpu. Sypiemy łyżeczkę nasion do szklanki, zalewamy 3/4 szklanki wrzątku, przykrywamy spodkiem i czekamy, aż się zaparzy. Później odcedzamy napar przez sitko albo gazę, jeśli nasiona mamy mocno zmielone. Nic jednak nie szkodzi, jeśli w gotowej miksturze znajdą się jakieś drobniuteńkie farfocle.
Oczywiście miksturę możemy ulepszyć, dodając olejki eteryczne czy cokolwiek używamy do wcierania - ja jednak ograniczam się do "czystego" naparu. Przelewam go do buteleczki i voila, mam magiczną miksturę!
Mikstura jest mętna, intensywnie żółta i pachnie nadal Maggi, choć nieco słabiej. Wygląda jak sok pomarańczowy :)
Jeśli nie mamy buteleczki z aplikatorem, warto zaopatrzyć się w plastikową pipetę - można je dostać w aptekach czy sklepach z półproduktami kosmetycznymi. Ja właśnie w ten sposób aplikuję wcierkę na skalp:
Alternatywą są np. buteleczki po rzepowej kuracji Joanny czy po toniku Novoxidyl - tzn. takie z wąskimi aplikatorami.
Napar aplikujemy na skalp w dość sporych ilościach - tyle, ile nasza głowa jest w stanie przyjąć ;) Jeśli zamierzamy za kilka godzin umyć włosy, można zaszaleć bardziej, w przeciwnym wypadku raczej bym uważała. Kozieradka nie obciąża włosów, wręcz ponoć unosi je u nasady, choć u siebie jak na razie tego nie zaobserwowałam. Wynika z tego, że można ją zastosować po umyciu włosów, bez obaw o widoczne ślady na głowie, ale jest jeden mankament - zapach. Między innymi dlatego dla mnie znacznie wygodniejszą opcją jest nakładanie większych ilości kozieradki na kilka godzin (przynajmniej jedną) przed myciem włosów - napar zdąży wchłonąć się i zadziałać, a my ze spokojnym sumieniem będziemy mogły zmyć z głowy ten zapach rosołu ;)
Napar możemy trzymać w lodówce około trzech dni, a po tym czasie lepiej zrobić nowy, bo prawdopodobnie nie zdążymy go zużyć.
Warto też zaznaczyć, żeby przed pierwszym użyciem zrobić na wszelki wypadek próbę uczuleniową.
Mam nadzieję, że zdołałam zamieścić tu wszystkie potrzebne informacje, jeśli czegoś Wam tu brakuje, piszcie śmiało w komentarzach.
Za jakiś czas, pewnie przy okazji marcowej włosowej aktualizacji, dam Wam znać, jak idzie kuracja, a tymczasem możecie śledzić, czy faktycznie jestem systematyczna - na górze bloga znajdziecie zakładkę "
Jak dbam o włosy? - DZIENNIK" - jak łatwo się domyślić, wpisuję tam na bieżąco, czym traktuję moje włosy. Postaram się, by kozieradka znajdowała się tam każdego dnia :)
Dołączycie do mnie w "kozieradkowym klubie wielkich nadziei"? ;)