Jako, że już prawie 3 tygodnie (taaak, to bardzo duży sukces jak dla mnie ^^) regularnie ćwiczę, uznałam, że dobrze będzie wesprzeć działanie ćwiczeń jakimś kosmetykiem. Sięgnęłam więc po krem Avon Anew, który od paru miesięcy leżał na półce smutny i osamotniony ;) Dziś napiszę Wam o nim parę zdań :)
Opis producenta:
Zaawansowany kosmetyk, który działa jak zabieg liftingujący, nadając skórze jędrność i wyszczuplający sylwetkę. Nowy krem tworzy napinającą siateczkę w oparciu o ShapeWear Technology*, dzięki czemu pomaga ujędrnić powierzchnię skóry oraz pobudza produkcję kolagenu i elastyny, widocznie uelastyczniając skórę oraz stymuluje produkcję włókien skóry przez co wzmacnia łączność między jej warstwami, poprawiając jej jędrność w 4 strategicznych miejscach:
1. na brzuchu 2. na pośladkach 3. na biodrach 4. na udach
Zaraz po zastosowaniu pozostawia uczucie napięcia i ujędrnienia skóry.
1. na brzuchu 2. na pośladkach 3. na biodrach 4. na udach
Zaraz po zastosowaniu pozostawia uczucie napięcia i ujędrnienia skóry.
Gdzie i za ile: u konsultanki Avon, cena regularna to 85zł / 150ml, ale zwykle można kupić za o wiele mniejszą kwotę :)
Skład: niestety musiał być na kartoniku, który wyrzuciłam, w necie też nie mogę znaleźć...
Moja opinia:
Przyznam szczerze, że w życiu bym tego kremu nie kupiła sama z siebie - cena jest dla mnie powalająca. Dostałam go jednak jako jakiś prezent dla konsultanki od Avonu i zaczęłam używać. Z początku mi się nie spodobał, ale potem zaczęłam zauważać efekty :) Ale po kolei.
Opakowanie to srebrno-biała tuba, zamykana na zatrzask i na tym zatrzasku stawiana. Jej pojemność to 150ml, czyli właściwie dość mało, zwłaszcza, za taką cenę, ale to uroki "luksusowych" kosmetyków. Sam krem ma dziwną, nieco ciągnącą się konsystencję, jest średnio gęsty i ma miodowy kolor. Zawiera też złote drobinki, co dla mnie jest raczej wadą - smaruję się nim zwykle po ćwiczeniach i specjalnie muszę lecieć do łazienki, żeby zmyć z dłoni te drobinki, bo doprowadzają mnie do szału :P Krem może też nieco pobrudzić bieliznę. Zapach jest przyjemny, nie pachnie niczym konkretnym, ale na pewno nie śmierdzi.
Co do działania - po posmarowaniu nie ma niestety efektu schłodzenia czy rozgrzania skóry - niestety, bo lubię ten efekt, mam wtedy wrażenie, że kosmetyk działa od razu ;) Owszem, czuję, że skóra jest bardziej napięta, ale i tak brakuje mi tego chłodzenia/rozgrzewania. Krem rozprowadza się łatwo, wchłania dość szybko. Przy regularnym stosowaniu, przy regularnych ćwiczeniach, naprawdę można z jego pomocą osiągnąć porządne efekty. Już po tych 3 tygodniach czuję, że boczki są mniejsze, cellulit zniknął prawie całkowicie (ale mój ma taki urok, że znika równie łatwo, jak się pojawia ;)). Zaznaczam tylko, że nie uwierzę, że jakikolwiek kosmetyk dostępny dla "zwykłych śmiertelniczek" jest w stanie poprawić nasz wygląd bez jakichkolwiek ćwiczeń.
Podsumowując, krem polecam, choć może nie w takiej cenie, jaką oferuje producent bez promocji - jest stanowczo za wysoka. Tak czy siak, krem sprawdzi się super, stosowany jako wsparcie do ćwiczeń. :)
Pokazuję jeszcze moje "plany czytelnicze" na najbliższe dni. "Zapiski (pod)różne" Martyny Wojciechowskiej już przeczytałam i muszę Wam powiedzieć, że zakochałam się w jej sposobie pisania. Na pewno w najbliższym czasie sięgnę po kolejne jej powieści. Teraz zaczęłam czytać "Wampira z M-3" Pilipiuka i tutaj już nie jest tak kolorowo - Pilipiuk już dawno spoczął na laurach i zaczął pisać dla pieniędzy (nawet sam tego nie krył, miałam przyjemność (?) przeprowadzać z nim wywiad), ale nie spodziewałam się, że upadnie tak nisko jak przy tej książce... Szkoda.
Co Wy teraz czytacie?
I jeszcze jedno pytanie. Wiem, że blog robi się coraz mniej kosmetyczny, że pojawiają się kolejne serie - "I jak tu go nie kochać...?" i "Może herbaty?", ale co powiedziałybyście, gdybym na dodatek od czasu do czasu publikowała jakieś banalne przepisy na wypieki? :) Uwielbiam piec, wykombinowałam nawet parę własnych przepisów, chętnie czasem bym się czymś podzieliła :)
ciekawe książki :) Ja teraz czytam na przemian ,,Była sobie dziewczyna'' i ,,Gomorrę'', to ostatnie do mojej pracy na uczelni. Jestem jak najbardziej za przepisami :)
OdpowiedzUsuńCzytałam Pilipiuka tego, ale niestety... Pomimo mojej miłości do wampirów to było takie 'na siłę'. Całą sagę Oko Jelenia za to przeczytałam z naprawdę dużą przyjemnością :)
OdpowiedzUsuńkrem znam z widzenia, w katalogu. książek nie miałam okazji czytać, swoją drogą chętnie bym coś przeczytała. :)
OdpowiedzUsuńCiasta mniaaam , czekam na posty w tym temacie :)
OdpowiedzUsuńbardzo lubię książki Martyny są świetne czaję się na przesunąć horyzont
OdpowiedzUsuńPaulina, nie masz problemów z czytaniem dwóch książek na raz? ;) Mnie zawsze fabuła tak wciąga, że nie mam w głowie miejsca na inną ^^
OdpowiedzUsuńCalliope, no niestety, mam bardzo podobne wrażenie... A Oka Jelenia nawet nie próbowałam czytać na razie :P
One_LoVe, chwilka na poczytanie w ciągu dnia zawsze się znajdzie, ja obecnie czytuję głównie na przystankach, w oczekiwaniu na autobus ;)
Invierno Beauty, OK, więc jutro już pewnie opublikuję pierwszy "wynalazek" ^^
eskafloreska, witam w klubie jej fanek, ja muszę przeczytać "Kobietę na krańcu świata"! <3
mam nadzieje że masz przepis na bardzo słodkie i dietetyczne ciasta:D
OdpowiedzUsuńEwalucja, o ile ciasto francuskie i jabłka są dla Ciebie dość dietetyczne to tak ;D
OdpowiedzUsuńuwielbiam Pilipiuka! :) "wampir z m-3" oczywiście stoi w mojej biblioteczce już dawno przeczytany ;)
OdpowiedzUsuńVilandre, a poznałaś go osobiście? Zmieniłabyś zdanie pewnie ;) Jego pierwsze opowiadania o Wędrowyczu były świetne, a teraz już coraz gorzej, coraz bardziej na siłę i dla kasy...
OdpowiedzUsuńZafona polecam:) szkoda że ja nie mam wcale czasu czytać:(
OdpowiedzUsuńKamyczku, właśnie wiele osób już mi o nim mówiło, więc pożyczyłam książkę od znajomego, a moja mama wykombinowała jeszcze skądś "Grę Anioła", będzie co czytać ;)
OdpowiedzUsuńCo do tego kremu z Avonu to wydaje mi się, że u Ciebie efekt ujędrniania jest w głównej mierze zasługą ćwiczeń ;))
OdpowiedzUsuńBello, no niewątpliwie, ale tutaj pisałam o tym odczuwalnym natychmiast ujędrnieniu i napięciu. Zresztą takie kremy bez ćwiczeń nic nie dadzą, a przy ćwiczeniach poprawią tylko i utrwalą efekty, więc nie ma co się oszukiwać, większość tego, co udaje się w takiej sytuacji osiągnąć to kwestia ciężkiej pracy przy ćwiczeniach, a nie działania z zewnątrz, takimi specyfikami. ;)
OdpowiedzUsuń