Jeszcze kilka dni temu przy okazji wpisów o przeprowadzce pisałam Wam, że tęsknię strasznie za moimi kotami, Tymonem i Missy, które zostały w domu rodziców. Pisałam też, że pogodziłam się już z myślą, że w najbliższym czasie kota mieć nie będę ze względu na natłok obowiązków. Cóż, najwyraźniej jednak mój los jest na stałe związany z kocim, bo bez kota przeżyłam dokładnie 8 dni, potem pojawił się... Melkor.
Tak, właśnie - Melkor jest kotem. Ba, moim kotem. A jak do tego doszło?
Zacznę może od anegdotki. Kiedyś mój Ukochany powiedział, że jeżeli już będziemy mieć kiedyś kota, będzie on czarny i będzie miał na imię Melkor. Ogólnie jednak był dość przeciwny zwierzakom w domu.
W środę wieczorem, zmęczona po pracy (aż musiałam zwolnić się wcześniej, i dobrze się stało!), odebrałam telefon od Mamy. Powiedziała, że moja siostra, Zuzia, znalazła na budowie jakiegoś zmaltretowanego kota i przywiozła go do domu. Oczywiście w domu rodziców zostać nie mógł, dwa koty, pies, świnki morskie to już aż nadto zwierzyńca, zwłaszcza, że nie wiadomo, co ów nowy kot miał na sobie i w sobie. Dlatego mama zadzwoniła do mnie. Gdy powiedziała, że mają młodziutkiego czarnego kociaka, który jest ranny i wymaga opieki, od razu spojrzałam na Ukochanego i spytałam Mamy, czy kot przypadkiem nie ma na imię Melkor. Oczywiście potwierdziła, więc Ukochany nie miał argumentów - padło hasło "OK, przywieźcie go!" :)
Po jakimś czasie kot był u nas, okazało się, że faktycznie trzeba go jak najszybciej zawieźć do weterynarza. Szybko poszukaliśmy takiego, który przyjmowałby o tej godzinie (było ok. 21) i pojechaliśmy. Dopiero u weta mogłam zobaczyć kota w pełnej krasie. Okazało się, że faktycznie jest młodziutki, ale nie tak, jak myślałyśmy - ma około roku. Jest czarny z białymi skarpetkami i krawacikiem, a wzdłuż grzbietu ma pasmo długich rudych włosów - jest po prostu przepiękny! Dodatkowo ma ogromne łaputy (większe od Tymona, który jest żbikiem!), więc będzie z niego duuuże kocisko. Pani doktor stwierdziła, że to przynajmniej w połowie kot norweski :) To tyle niestety, jeżeli chodzi o dobre wiadomości. Kot był cały w ranach i strupach, skakało po nim mnóstwo najróżniejszych pasożytów, miał straszne zapalenie spojówek. Od razu dostał trzy zastrzyki, w tym antybiotyk, został odrobaczony, przebadany pod każdym kątem.
Wróciliśmy z nim do naszego nowego mieszkanka. Od razu było widać, że choć to dziki kot, lgnie do ludzi. Łasi się, chce być głaskany, ciągle mruczy, kładzie się na plecach, chce być głaskany po brzuszku. Właściwie nie opuszcza nas na krok, a jak trzeba go było zostawić samego na kilka godzin - było widać, że się stęsknił, że się bał... Nie trzeba chyba dodawać, jak bardzo jest wygłodniały. Rzuca się na jedzenie wręcz panicznie, musimy uważać, żeby go nie przekarmić
Aktualnie jest w fazie wychodzenia na prostą. Mniejsze rany mu się już goją, z większymi gorzej, ale ma na to jeszcze czas... Codziennie trzy razy stosuję u niego maść do oczu, żeby poradzić sobie z zapaleniem spojówek, już jest pewna poprawa. Dziś jedziemy do kontroli do weterynarza.
Największe rany ma na głowie nad oczami i na karku. Nie wyglądają one najlepiej i szczerze mówiąc nie mogę się doczekać tej kontroli u weta, żeby dowiedzieć się więcej, cóż to takiego i co z tym robić, bo Melkor zostawia krwawe plamy, gdzie tylko się zdrzemnie...
Jak widzicie, chyba nie jestem stanie mieszkać bez kota i koci świat o tym wie, dlatego przysłał mi swojego przedstawiciela, który postawił moje mieszkanie na głowie - znowu. Nie śpię po nocach, bo kot płacze i bryka, ale nie szkodzi - MAM KOTA ;)
Zainteresowane dalszymi losami Melkora? :)
Jest piękny! Życzę mu szybkiego powrotu do zdrowia.
OdpowiedzUsuńNa pewno wiesz - takie trzepanie uszami i drapanie się po nich do dość często spotykana choroba. Łatwa w leczeniu? Mój działkowy kot nienawidzi podróży samochodem i obcych ludzi, a nabawił się tej przypadłości i będę musiała zabrać go do weta :(
Te rany przy uszach to raczej jakaś choroba skóry, a nie wydrapane... Ale dziś wszystko się okaże :)
UsuńTego typu rany mogą być spowodowane świerzbowcem. W każdym razie jakikolwiek pasożyt na ciele niedokarmionego i zaniedbanego kota może powodować jeszcze silniejsze i rozleglejsze objawy. Dlatego teraz może być tylko lepiej ;) Antybiotyki, maści i przede wszystkim dobra opieka zdziała cuda :) Życzę Melkorowi wszystkiego najlepszego :) powrotu do zdrowia. Patrząc na te dłuższe włosy to faktycznie przypomina się norweski leśny. Czasem taka nietypowa mieszanka kocich raz rozkwita dopiero później, zwłaszcza po odkarmieniu, więc możesz spodziewać się cudnego kota :)
UsuńWłaśnie możliwe, że jednak świerzbowiec... Druga opcja to alergia pokarmowa, więc pozostaje dokładnie obserwować ;)
UsuńW takim razie życzę Wam długiego wspólnego życia :) Niech Melkor zdrowieje i dobrze się chowa :)
OdpowiedzUsuńDziękujemy! :)
UsuńCzekam na dalsze wieści o kocie :)
OdpowiedzUsuńJak już się go wyleczy to będzie naprawdę śliczny kocurek!
Ba, przepiękny! :)
Usuńpiękny kotek! szkoda,że tak się musi nacierpieć,ale oby jak najszybciej doszedł do siebie :) czekam na dalsze info o jego losach :)
OdpowiedzUsuńDzięki, na pewno dam znać :)
UsuńO tak... każdy kociolub wie, że życie na bezkociu to udręka. Melkor jest cudny - piękna kicia!! Faktycznie te rany na głowie wyglądają nieciekawie - trzymam kciuki żeby się szybko zagoiły :)
OdpowiedzUsuńI tak jestem dumna, że wytrzymałam 8 dni ;)
UsuńGrunt, że koszmar się skończył ;P Nie no - nie mogę się napatrzeć na to zdjęcie jak kicior leży na plecach i jest gilany XD
UsuńI pomyśl, że to było ok. pół godziny po pierwszym wypuszczeniu go z transportera :P
UsuńWow! Znajdki mają to do siebie, że są mega czułe. Nie mówię że pozostałe zwierzaki są złe ale po prostu miałam uratowanego kota i żadna istota na świecie tak nie kocha jak kot wdzięczny za ciepły kąt i żarło :)
UsuńDokładnie, widać, że one to doceniają i serducho rośnie :)
UsuńJest faktycznie piękny, ale niestety zaniedbany i doświadczony przez los. U Ciebie czuje się jak w kocim niebie, więc wyzdrowieje szybciej niż myślisz :)
OdpowiedzUsuńOby, oby... Dam Wam znać :)
Usuńjaki cudny! ja niestety nie moge miec kota bo wlasciciel nie pozwala;( ale jak juz bede miala swoje mieszkanie to kot bedzie. moj maz jest kociazem bo 20 lat z kotami mieszkal bo rodzice mieli hodowle persow. mysle ze w koncu jak bedzie kot to nie skonczy sie na jednym haha;)
OdpowiedzUsuńtrzymam kciuki za Melkora, bedzie dobrze, dawaj znac co z nim;)
U nas pewnie też prędzej czy później pojawi się drugi, ale ćśś, bo Ukochany i tak jest w lekkim szoku jeszcze ;)
UsuńTeż mam tak, ze zawsze na mnie trafi jakiś kot. Mam nadzieję, że nie ma świerzbu...
OdpowiedzUsuńTo już sprawdzone, nie ma :)
UsuńJa tak przygarnęłam 3 znajdy. Istne szaleństwo, kasy mnóstwo idzie, ale są we mnie zakochane i ja w nich :)
OdpowiedzUsuńAle trzy na raz?! Wow!
UsuńJa już niestety (a może stety?) wydałam na leki i wyprawkę sporą część wypłaty...
Jaki śliczny :) u dziadków był kot bardzo podobny do niego, ciemnoszary też z takim krawacikiem i białymi łapskami (nie mogę tu napisać "łapki" bo miał szerokości dwóch palców u dłoni, całkiem sporych palców ;) ) był ogromny, nigdy nie widziałam większego kota i wąsiska jak u Piłsudskiego ;)
OdpowiedzUsuńBędzie dobrze, na pewno wyzdrowieje :)
PS. Właśnie wróciłam z na dworu gdzie pilnowałam czterech, miesięcznych kociaków sąsiadów przybiegły za mamą przez siatkę ;)
No Melkor też na pewno nie ma "łapek", muszę cyknąć jakąś fotkę na dowód kiedyś ;)
UsuńWymiziaj ode mnie te maleństwa! :)
Czekam na dalsze wieści... Życzę Wam powodzenia i słodkiego wspólnego życia :) Jest cudny... Ah, żeby i mnie los podarował kota... najlepiej takiego, który nie może uczulić ;) ehhh
OdpowiedzUsuńMoże sfinks? ;)
UsuńI pewnie na tego się w końcu zdecydujemy, ale bardzo bym chciała uratować jakieś biedactwo :( Jednak przy tak silnej alergii mojego Ukochanego jest to po prostu niemożliwe...
UsuńNo to faktycznie nieprzyjemna sytuacja... Pozostaje mieć nadzieję, że wkrótce ktoś mądry wymyśli sposób na zwalczenie alergii :)
UsuńAlicja - Sfinksy nie pomogą jeśli jest się uczulonym na białko z kociej śliny (a tak zazwyczaj jest) rozważ lepiej Syberiany :) Te koty nie mają w ślinie białka, które jest najczęstszym alergenem. Najlepiej byłoby przejść się do maluchów i sprawdzić jak się reaguje na kontakt z kotem :) no i dobrze zbadać samą przyczynę alergii :)
UsuńCiekawe co też z niego wyrośnie? Może pantera ;)
OdpowiedzUsuńSądząc po łaputach - czarny tygrys :D
UsuńCzekam na wpis po wizycie u weterynarza Trzymam kciuki :)
OdpowiedzUsuńNa pewno napiszę tu w komentarzach przynajmniej :)
UsuńBoże kochany biedny kotek, dobrze że Ciebie spotkał na swojej drodze.
OdpowiedzUsuńNie tylko mnie, ale i moją siostrę, mamę i Ukochanego :)
UsuńDobra z Ciebie duszyczka - tak z dnia na dzień zaopiekować się takim samotnikiem z ranami! :) Czekamy na dalsze losy ;)
OdpowiedzUsuńPewnie każda z Was by to zrobiła, gdyby miała możliwość :)
Usuńbiedactwo :( dobrze że trafił na taką panią jak Ty :)
OdpowiedzUsuńnie mogę się doczekać kiedy wstawisz za jakiś czas fotki zupełnie zdrowego kociaka :D
Pewnie za jakieś 2-3 miesiące będzie już pięknym kocurkiem :)
UsuńMelkor jest piękny :)
OdpowiedzUsuńNie da się ukryć, a będzie jeszcze piękniejszy! ;)
UsuńPiękny, życzę mu powrotu do zdrowia :)) daj znac co weterynarz powiedział :D
OdpowiedzUsuńNa pewno dam, dziękujemy :)
UsuńSzkoda kociaka bo widać że jest strasznie schorowany ,ale trafil na dobry dom i wspaniałych ludzi więc napewno szybko wroci do zdrowia :) !Jest śliczny:)
OdpowiedzUsuńOby, oby, teraz powinno być już tylko lepiej :)
UsuńBiedaczek :( Ale masz dobre serce, więc na pewno wszystko z nim będzie ok :)
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy same serce mu pomoże, ale na pewno zrobię co w mojej mocy ;)
UsuńJakie biedactwo! Dobrze, ze do Was trafił. Czekam na dalsze losy.
OdpowiedzUsuńZa jakiś czas napiszę, na co wyrósł, a jeszcze dziś dam znać co u weta :)
Usuńwariatka, faktycznie masz kota:) Ale za to jak się to fajnie czytało, aż miło.
OdpowiedzUsuńkoty do Ciebie lgną:)
To ja lgnę do kotów ;) Ten zwierzęcy magnetyzm... ;)
UsuńZawsze tak jest, że jak się jest kociarzem, to koty same się znajdują :) Już teraz mimo skaz cielesnych jest piękny a jak się odchrapie będzie zapierał dech w piersiach :) Trzymam kciuki :) Norweg to moje marzenie, może kiedyś :)
OdpowiedzUsuńTeż zawsze marzył mi się norweg, ale nigdy też nie zamierzałam kupować kota, skoro tyle jest sierotek na ulicach. Trafiło mi się :D
UsuńMa kociak farta, że ktoś go znalazł i postanowił mu pomóc. Mam nadzieję, że kotek szybko zapomni o wszystkich złych chwilach.
OdpowiedzUsuńPamiętam jak w czerwcu jechałam po malucha odratowanego z działek, a wróciłam z dwójką - nie miałam serca rozdzielać rodzeństwa. :)
Oczywiście czekam na dalsze losy tego słodziaka ♥
No i dobrze, że z dwójką! :D Moim zdaniem powinno sie mieć co najmniej dwa koty, bo jak gdzieś czytałam - kłotopów tyle samo co z jednym, a radości duuużo więcej :D Orlica tez powinna za jakiś czas znaleść drugiego <3
UsuńJako posiadaczka dwóch kotów potwierdzam :).
UsuńJa też potwierdzam, przecież w domu rodzinnym dwa zostawiłam ;)
UsuńNa razie zostaje jeden, ale już nie będę nic deklarować, bo jak znam życie, w końcu trafi jakaś kolejna sierotka do zgarnięcia ;)
dużo zdrówka dla kociaka! Świetne imię:)
OdpowiedzUsuńImię to tylko i wyłącznie inwencja Ukochanego :P
UsuńZdrowia dla kociaka, rany szybko się zagoją a on nie mógł trafić lepiej, kochasz koty i na pewno dacie mu kochający dom:)
OdpowiedzUsuńDziękujemy :)
UsuńNa razie wygląda na strasznie zabiedzonego, ale kurczę, juz sobie wyobrażam jak będzie fantastycznie piękny jak sie wyliże :D Dużo zdrowia dla Melkora, daj znać później jak Wam idzie :)
OdpowiedzUsuńOj, sama się nie mogę doczekać, jak wydobrzeje i będzie cudny, nawet jeśli będzie miał zeza, na co wszystko wskazuje :P
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJeżeli ma domieszkę krwi norwega to będziesz miała towarzyskiego i gadatliwego kota. Moja kicia ma podobne korzenie i charakter całkiem "norweski". Dobrze kocina trafił, będzie miał rajskie życie!!
OdpowiedzUsuńTowarzyski i gadatliwy to dwa z trzech słów, którymi bym go teraz opisała, trzecie to głodomor :P
UsuńCzekam na ciąg dalszy!;) Coś czuję że ja bym wytrzymała niewiele dłużej od Ciebie:D Choć moja wypięła się ostatnio na większość rodziny i faworyzuje moją siostrę to nie wyobrażam sobie domu bez niej! Wciąż jesteśmy na etapie namawiania taty na 2 kota, ale ciężko to idzie :P
OdpowiedzUsuńTu nie ma co namawiać, przynieście po prostu jakąś znajdę ;)
UsuńCo tam znajdę! My już mamy zarezerwowaną piękność u znajomej, której się urodziły cudaki :D Jak się mieszka z samymi babami to się ma problem :D
UsuńCudne, kochane zwierzątko <3
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że wkrótce wyzdrowieje całkiem i będziecie już tylko długo i szczęśliwie :)
Dziękujemy! :)
UsuńBiedny kotek :( Na pewno będzie miał u Ciebie raj i szybko wydobrzeje!
OdpowiedzUsuńDzięki za miłe słowa :)
UsuńPewnie, że chcę wiedzieć co dalej i trzymam za młodego kciuki.
OdpowiedzUsuńJeśli on tak lgnie do ludzi i nie boi się mieszkania, to może był przez jakiś czas kotem domowym?
Myślę, że wtedy byłby wykastrowany i nie taki wygłodniały - tzn. dom powinien mu się już kojarzyć w regularnymi posiłkami, a on tu nadal wariuje, jak wie, że cokolwiek z jedzeniem się dzieje, już nam raz porwał pół kilo parówek ze stołu, jak zakupy rozpakowywaliśmy ;)
UsuńKochany zwierzak, dobrze że trafił do Ciebie :)
OdpowiedzUsuńDobrze dla nas wszystkich, przyda nam się "synek" ;)
UsuńZdrówka Melkorowi :)) Na pewno u Cb szybko dojdzie do formy. Pozdawiam :)
OdpowiedzUsuńDzięki za wiarę :)
UsuńJest przepiękny ! Świetnie, że się nim zaopiekowaliście. Ja też nie potrafię przejść obojętnie obok chorego zwierzaka ;)
OdpowiedzUsuńJeśli ktoś potrafi to tylko mu współczuć ;)
UsuńCudowny! :)
OdpowiedzUsuńWiemy! :P
UsuńBiedny, super, że macie takie dobre serce i o niego dbacie! Na pewno pod taką opieką szybko dojdzie do siebie :)
OdpowiedzUsuńOby, oby... Na razie lepiej nie jest, ale to dopiero początek.
UsuńJaka fajna historia! Świetna! ;-)
OdpowiedzUsuńKociak zresztą też - życzę mu dużo zdrowia! Szczęściarz z niego, że na Was trafił.
W sumie to trafił na moją siostrę, a później się już potoczyło ;)
UsuńA ja całe życie bez zwierzoli :) Pewnie dzieć się upomni jak podrośnie i będziemy mieli zwierza :)
OdpowiedzUsuńCałe całe? Nie umiem sobie tego nawet wyobrazić :D U mnie zawsze był pełen dom zwierząt :)
UsuńTrzymam kciuki za Maluszka :)
OdpowiedzUsuńJa od miesiąca dokarmiam w połowie dziką kotkę. Przychodzi do mnie na taras o określonych porach na jedzenie, ale nie da się pogłaskać. Czasem da się dotknąć, kiedy podaję jej szyneczkę:D Mój ogród traktuje jak swój, a wczoraj przyprowadziła do mnie dwójkę swoich dzieci, na oko ok. 2 miesięcznych kotek. Jedna się trochę boi, za to druga, przesłodka, daje się wziąć na ręce :)
Super! Nie myślałaś o przygarnięciu małej? :) Zima idzie, kotom coraz ciężej będzie samopas...
UsuńBiedna kizia mizia :( Życzę zdrówka!
OdpowiedzUsuńDziękujemy! :)
UsuńAleż jest śliczny! Bidulinek takie rany ma... Zapytaj weta czy może nie warto byłoby kupić Alumi-Sprayu na te rany:
OdpowiedzUsuńhttp://www.fionka.pl/produkt-13516.html
Moja sznaucerka została kiedyś zaatakowana przez malamutkę i miała sporą ranę na grzbiecie - bardzo pomogło! Oczywiście wetem nie jestem, ale może warto :).
Podpytam, dzięki :) Ale szczerze mówiąc, nie sądzę, żeby to mogło pomóc, bo te rany to albo pasożyt albo alergia :(
UsuńZapytać nie zaszkodzi :D
UsuńPomiziaj go ode mnie :*
Przepiękny ten twój tygrysek bardzo dobrze się stało ze trafił na Ciebie. Zdecydowanie maluch powinien z tego wyjśc ale trzeba troszkę powalczyc. Mój czarnuch to istny terrorysta ale nie wyobrażam sobie żeby mi jego zabrakło :) Także ja trzymam za Was kciuki i czekam na dalsze wieści :)
OdpowiedzUsuńWalczymy, walczymy, póki mam na to kasę i siły ;)
UsuńFantastyczny kocur. Oby kocie endorfiny pomogly mu szybciej wyzdrowiec :)
OdpowiedzUsuńTeraz ma założony kołnierz i te endorfiny gdzieś wyparowały... ;)
UsuńBiedny kotek :( Dobrze, że się nim zaopiekowaliście :)
OdpowiedzUsuńNie mieliśmy wyboru, miał na imię Melkor :P
UsuńMój umarł w zeszłą sobotę i jest tak strasznie pusto bez niego :(
Usuńboziu jaki on jest piękny *.*
OdpowiedzUsuńA jaki będzie! :D
UsuńDobrze, że trafił na Twoją rodzinę, dobrze, że nim się zajęliście. Nie wiadomo co mogło by go spotkać na ulicy.
OdpowiedzUsuńOby teraz było już tylko lepiej!
Musi być lepiej, musi! :)
UsuńKocham koty i dobrze Cię rozumiem. Co do ran, to podobne (w linku zdjęcia) miał felek - kot ktorym sie opiekowalam http://www.aniamaluje.com/2012/11/felek.html
OdpowiedzUsuńdobre jedzenie , spokoj i nadmanganian potasu - Felka nie dalo się złapac w transporter, wiec wet "zaocznie" kazal kupić nadmanganian w aptece (ok 7 zl) ma postac tabletek, rozpuszczasz to w wodzie i tym przemywasz kotu ranke. Szybko się wygoiło :)
Trzymam za Was kciuki! :)
Dzięki, też podpytam o to weta, czy w jego przypadku się to sprawdzi :)
UsuńJak najbardziej! Będę czekać na każdy post o jego historii.
OdpowiedzUsuńSama wzięłam kotka co prawda nie z ulicy, ale urodzonego w lutym w przemarzniętej opuszczonej hurtowni, osłabionego i chorego i wiem jak miłość do takiego kota rośnie w ciągu jednej sekundy!
Jestem pewna, ze dobrze się nim zaopiekujecie. Powiem Ci, że lubię Cię od dawna, ale za tego kota... Uwielbiam Cię i ubóstwiam! Ludzie ratujący zwierzęta są moimi faworytami!
A kot jest piękny, jak się wykuruje koniecznie musisz pokazać go w całości :)
Koniecznie pochwal się swoim kotem! :)
UsuńDziękuję za miłe słowa :*
Cudnie! Kolejne zwierzę uratowane :) Do nas w niedzielę też przypałętał się nowy domownik, maluszek (nawet 6 tygodni nie ma), sam jeszcze dobrze jeść nie potrafi. Na szczęście nikt mu wcześniej nie zrobił krzywdy... Pogłaskaj Melkora ode mnie tam gdzie lubi najbardziej :) Niech zdrowieje! :)
OdpowiedzUsuńTakie maleństwo... *.*
UsuńŚwietnie, że go wzięliście, taki maluch pewnie nie przeżyłby zimy...
Oj biedny kotek :( ja mam półrocznego kotka w domu, który 2 miesiące temu spadł z dachu (3 piętro) i przez to musiała przejść 2 operacje :( ale juz jest ok:) właśnie śpi na moim brzuszku i co chwile dopomina się zebym nie brała ręki spod jej główki :)
OdpowiedzUsuńO kurczę, to też musiałaś pewnie nad maleństwem trochę się postresować i trochę łez wylać... Też wymiziaj :)
UsuńJejku, ale słodki jest...biedaczek przeszedł wiele, ale widzisz - teraz będzie miał cudowny dom i zapewne dużo miłości. Bardzo się cieszę, że go przygarnęłaś, bo sama kocham koty i marzę, by mieć jednego..na razie nie ziści się moje marzenie, u narzeczonego są 2 yorki, poza tym mam chomika, Lucyferka, no i nie każdy chce kota :(. Może kiedyś na mojej drodze los postawi takiego kociaka i też będę się mogła nim zaopiekować. Mam nadzieję, że Wasz kot niebawem będzie w pełni zdrowy, a ranki się zagoją..Trzymam kciuki!
OdpowiedzUsuńPogłaskaj go od mnie. Zapraszam do mnie http://naszezycieiinspiracje.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńTeż kocham koty. Mam dwa, jeden ma swój charakter- to w niej kocham najbardziej), a drugi to taka "maskotka", może siedzieć godzinami na kolanach. Uważaj z gumkami do włosów. Moja Lilka dwa lata temu połknęła takową i prawie się przekręciła, bo weterynarze nie widzieli jej na zdjęciu (myśleli, że to część jelita) i w ostatniej chwili ją odratowali. Przeszła operację z częściowym usunięciem jelita, ponad 2 miesiące nie mogła normalnie jeść tylko papki. Na szczęście wszystko się dobrze skończyło, ale lepiej chować gumki do włosów,można oszczędzić kotu nerwów i bólu, a sobie stresu i pieniędzy. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńP.S. Miło się czyta takie informacje,że ktoś o dobrym sercu przygarnął kociaka w potrzebie, dał mu dom,ciepłe miejsce do spania, pełne miski i miłość.
Niech się dobrze chowa! piękny jest ;) moja też przygarnięta z ulicy, ale wcielony z niej szatan GRR.
OdpowiedzUsuńJak się Kocurek czuje? Zdrowieje? Piękny jest, uwielbiam duże koty ale jeszcze mi się taki nie trafił, same przeciętne jeśli chodzi o wzrost, za to w liczbie 4 ;-)
OdpowiedzUsuńJasne, pisz o kiciusiu, słodziak <3
OdpowiedzUsuń