W mojej serialowej serii postów pisałam już o sitkomowej komedii "Two Broke Girls" i o historyczno-kostiumowej siekance "Spartacus", na dziś więc mam coś z zupełnie innej beczki - "Glee". Serial ten jest, a przynajmniej był popularny ostatnimi czasy, więc pewnie większość z Was go kojarzy. Był jednym z moich ulubionych, teraz niestety trochę się popsuł, ale o wszystkim zaraz, zapraszam do czytania :)
![]() |
http://studentsforliberty.org/blog/2011/05/18/glee-drama-dancing-and-libertarian-values/ |
Co to takiego?
Przede wszystkim - musical. Glee to po angielsku po prostu chór, dlatego mamy tu do czynienia z grupką młodych ludzi, prezentujących swoje wersje znanych utworów. To serial przede wszystkim dla młodzieży, ale znam sporo dorosłych osób, które "Glee" oglądały i im się podobało ;) Producentem jest Fox.
O czym to?
Bohaterami serialu są nastolatkowie, będący częścią chóru szkolnego. Nie jest to jednak chór w tradycyjnym tego słowa rozumieniu - nie śpiewają, cóż, chórkiem pieści religijnych czy patriotycznych na szkolnych akademiach, a przedstawiają utwory bardzo współczesne - czasem są to pozycje z bieżących list przebojów, czasem odkopują klasykę rocka czy Beatlesów. Każda z tych osób jest na swój sposób odmieńcem - mamy tu geja, żydówkę, kaletę, czarnoskórą grubaskę, Azjatkę-jąkałę... Do nich siłą zostaje ściągnięty rozgrywający drużyny futbolowej, gwiazda szkoły, który niekoniecznie chce się zadawać z takimi "dziwolągami", ale na swoje nieszczęście ma świetny głos ;) Każdy sezon serialu to jeden rok szkolny i droga chóru przez mękę, którą tworzy im Sue, trenerka chearleaderek, która ich nienawidzi, oraz przez kolejne etapy zawodów, w których biorą udział.
Co w tym takiego?
Jako fankę musicali ujęło mnie oczywiście przede wszystkim to, że bohaterowie śpiewają, zwykle naprawdę bardzo dobrze. W serialu jest wiele naprawdę wzruszających momentów, wiele rozśmieszających do łez i wiele smutnych. Warto mieć przy sobie chusteczki ;) Podoba mi się to, że obserwujemy dojrzewanie bohaterów, który od pierwszego odcinka do bieżącego przeszli wielkie metamorfozy, pokonali wiele zakrętów w życiu i spotkało ich sporo pięknych i sporo strasznych chwil. Widać też zmiany w ich umiejętnościach wokalnych. Każdy z nich jest inny, ma swoją bardzo wyrazistą osobowość, którą podkreślają odpowiednio dobranymi utworami - do każdej sytuacji, w której się znajdą, potrafią znaleźć piosenkę, która odzwierciedla ich emocje - to jest właśnie piękne dla mnie. Obserwujemy jak rodzą się (i umierają) między nimi uczucia, jak zmieniają się ich relacje. Ciekawe jest też to, że chyba nie ma postaci, którą przez cały serial da się lubić - każdy ma swoje "gorsze chwile".
Co psuje obraz?
Cóż, wg mnie i wielu innych fanów serialu, całość straciła urok, gdy główni bohaterowie trzech pierwszych sezonów kończą szkołę i idą na studia. Wtedy nasz "kontakt" z nimi się kończy bądź po prostu rzadziej pojawiają się w serialu, za to w grupie chóru pojawiają się nowe postaci - już nie tak ciekawe i nie tak wyraziste, co powoduje, że cały czas tęsknimy za pierwotną "obsadą".
Teraz napiszę coś, co może być spoilerem, ale było już tak nagłośnione, że pewnie większość zainteresowanych o tym słyszała. Mianowicie 13 lipca 2013 umarł Cory Monteith, jeden z głównych aktorów, grający Finna Hudsona, czyli tego rozgrywającego, o którym już wspominałam. Stało się to w momencie, kiedy wszystko z jego postacią zaczynało się układać - wszystko wskazywało na to, że spędzi resztę życia z Rachel, drugą z głównych bohaterów, że wreszcie ma plany na przyszłość, jego postać była uwielbiana, zarówno za charakter, jak i za niesamowity głos, który wykształcił się porządnie dopiero pod koniec. Zmarł nagle, okazało się również, że w życiu prywatnym miał brać ślub z Leą Michele, grającą właśnie Rachel. Scenarzyści "Glee" musieli zabić go także w serialu. Przyznam szczerze, że mocno to przeżyłam. Nie wiem, czy opłakiwałam Finna czy Cory'ego, ale na pewno była to ogromna strata dla serialu, który od tego momentu nie był taki sam. Aktorzy zrobili sobie wtedy przerwę z nagrywaniem, a kiedy powrócili powstał odcinek poświęcony Finnowi. Widać było po wszystkich, że ich łzy nie są grą aktorską, a to, jak zmarniała i schudła Rachel nie mogło być zagrane. Przeryczałam calutki odcinek.
Jakieś ciekawostki?
W serialu występuje także gościnnie sporo artystów, jak choćby Ricky Martin, Britney Spears, Olivia Newton-John, Idina Menzel, czyli piosenkarze, jednak są tu też osoby, po których śpiewu byśmy się raczej nie spodziewali - Sarah Jessica Parker, Gwyneth Paltrow, Neil Patrick Harris, Kate Hudson. Ich występy naprawdę robią wrażenie :)
Kwestie techniczne?
Każdy odcinek trwa około 40 minut. Dotychczas nagrano pięć niepełnych sezonów (do trzeciego na pewno warto oglądać) po 22 odcinki. Obecnie można go oglądać oczywiście w internecie, a w telewizji leci na FoxLife codziennie o 8:30.
Tym razem zamiast zdjęć z serialu pokażę Wam kilka moich ulubionych utworów w wykonaniu Glee:Kilka klipów:
(jeden z pierwszych utworów w serialu, mam do niego niesamowity sentyment)
(kilka utworów, warto obejrzeć całe, najlepsze od 2:30)
Oglądałyście kiedyś Glee? Jeśli tak, koniecznie podzielcie się swoimi ulubionymi momentami i wykonaniami utworów :)