Obiecałam Wam ten przepis pewnie z rok temu... Skomponowałam go sama, po swojemu, więc może nie wszystkim pasować, bo to kaloryczne, bo to zbyt czekoladowe, bo to za dużo spulchniaczy, bo to niezdrowe. Nie szkodzi, bo wiecie co? To najlepsze muffinki, jakie zdarzyło mi się robić, zawsze wychodzą i zawsze są pyszne :)
Od kiedy się przeprowadziłam robiłam je już w nowym mieszkanku ze trzy czy nawet cztery razy i zawsze kompletnie zapominałam o robieniu zdjęć "krok po kroku", jak to zwykle publikowałam w moich przepisach, ale myślę, że poradzicie sobie i bez tego, co? ;)
Zacznijmy od składników. Będziemy potrzebować:
- 1,5 szklanki mąki
- 1 szklanka cukru
- 2 łyżeczki proszku do pieczenia
- 0,5 łyżeczki sody oczyszczonej
- cukier wanilinowy - ile kto lubi, ja daję całe opakowanie
- 2 czubate łyżki kakao
- 100g czekolady - albo pokruszona tabliczka albo w formie wiórków lub groszków
- 1 szklanka mleka
- 100 ml oleju
- 1 jajko
- powidła śliwkowe (lub inny dżem lub marmolada, co kto lubi)
To porcja na około 15 muffinków.
A teraz po kolei...
1. Suche składniki (mąka, cukier, kakao, soda, proszek do pieczenia, cukier wanilinowy) dokładnie mieszamy w jednej misce, razem z pokruszoną czekoladą albo wiórkami bądź groszkami. Możemy zostawić trochę czekolady do późniejszego przyozdobienia wierzchu muffinków.
2. Mokre składniki (mleko, olej, jajko) mieszamy w drugiej misce, dokładnie "rozbełtując" jajko.
3. Łączymy nasze składniki i mieszamy je łyżką, bez użycia miksera.
4. Po uzyskaniu gładkiej konsystencji przelewamy ciasto do papilotek wyłożonych na formie - nalewamy ok. 2/3 pojemności, bo to jeszcze nie koniec zabawy.
5. Na wierzch w każdej papilotce dajemy trochę powideł śliwkowych - ok. pół łyżeczki do herbaty. Jeżeli powidła pójdą na dno - nie szkodzi, nie wpłynie to na smak.
6. Wkładamy formę na 20 minut do piekarnika nagrzanego do 200 stopni Celsjusza.
7. Po wyjęciu czekamy chwilę, żeby muffinki ostygły (i przy okazji nieco klapnęły...), po czym dekorujemy je z wierzchu pozostałymi kawałkami czekolady albo czymkolwiek zechcemy.
8. Staramy się odpędzić domowników od talerza, żeby każdy miał okazję chociaż spróbować ;)
Muffinki wychodzą mocno czekoladowe, słodkie, przepyszne, te powidła zupełnie zmieniają ich smak, zwłaszcza, jeżeli goście nie spodziewają się w nich nadzienia ;) Ważne jest też, że robi się je bardzo szybko, więc sprawdzą się nawet przy okazji nieplanowanej wizyty gości ("Ooo, hej! Wejdźcie, za pół godziny będą muffinki!" ;)).
Spróbujecie? ;)
pysznie wyglądają! będę musiała wypróbować za jakiś czas :) ja wczoraj upiekłam szarlotkę :D
OdpowiedzUsuńAle mi ochoty na te muffinki narobiłaś :)
OdpowiedzUsuńŚwietny przepis, na pewno niedługo zrobię ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję za przepis - najczęściej robiłam zwykłe czekoladowe muffiny, następnym razem dodam do nich śliwkowych powideł :) Na parapetówkę będą idealne!
OdpowiedzUsuńDaj znać, jak wypróbujesz! :)
UsuńWyglądają bardzo efektownie.
OdpowiedzUsuńAle bym wciągnęła taką muffinę do kawy :)
OdpowiedzUsuńWyglądają przepysznie! Zapiszę przepis :)
OdpowiedzUsuńpięknie Ci wyrosły <3
OdpowiedzUsuńWyglądają przepysznie ;)
OdpowiedzUsuńO mniaaaam, czekolada i śliwki (albo powidła) to świetne połączenie:). Dawno nie piekłam i nie jadłam babeczek.
OdpowiedzUsuńNo to do roboty! ;) Koniecznie daj znać, jak wyszły!
UsuńMmmm, wyglądają apetycznie!
OdpowiedzUsuńale smakowite, uwielbiam muffinki
OdpowiedzUsuńBardzo lubię takie szybkie przepisy na coś pysznego :)
OdpowiedzUsuńMniam, mniam, trzeba zrobic w weekend! :)
OdpowiedzUsuńJak ze śliwka to ja poproszę. Pysznie wyglądają.
OdpowiedzUsuńW sumie to z powidłami... :P
UsuńOj kusisz :D
OdpowiedzUsuńJak będę kiedyś w Toruniu to koniecznie wpadnę do Ciebie na muffinki :D
Zapraszam ;)
UsuńŚliwki nie dla mnie, ale czekoladowe muffinki uwielbiam!!! :D
OdpowiedzUsuńOstatnio polubilam się z czekoladowymi czy kakaowymi wypiekami. Szczególnie jasne muffiny mi jakoś nie do końca pasują.
OdpowiedzUsuńA moim ulubionym nadzieniem jest banan z nutellą i takie właśnie ostatnio zrobiłam.
I jak tam się podoba pieczenie na swoich włościach?
Żeby były bardziej wyrośnięte dobrze jest mieszać składniki (już po połączeniu suchych i mokrych) tylko widelcem, pozostawiając grudki. Czytałam, że wtedy nie zaburza się tak bardzo sieci glutenowej, więc ciasto będzie bardziej pulchne, czyli mocniej wyrośnie. I ja już po wyłączeniu piekarnika zostawiam je jeszcze w środku na jakieś 7-10 minut, żeby nie przeżyły tak wyraźnego szoku termicznego, podczas wyjmowania z tych 200 o C do temperatury pokojowej.
OdpowiedzUsuńYummy :D
OdpowiedzUsuń