Nie mam dziś może czasu na dłuższy wpis, ale na pewno zdążę opowiedzieć Wam pewną anegdotkę!
Jakiś czas temu w moje łapki wpadł balsam do ust Palmers o zapachu mięty i czekolady. Z miejsca go pokochałam wielką miłością - był dobrej jakości, pięknie pachniał, po prostu zakochałam się :) Jedyną jego wadą była forma aplikacji - tubka, ale mogłam to znieść. Nasz związek rozwijał się i kwitł, gdy pewnego nieszczęśliwego dnia okrutny los postanowił nas rozdzielić...
Byłam pewna, że zgubiłam go w Warszawie, długo opłakiwałam stratę... Jako, że zdążyłam opublikować jego recenzje, gdzie wspomniałam, że go zgubiłam, dostałam wkrótce wiadomość od przedstawicielki marki Palmers, która w przesympatyczny sposób napisała, że nie chce, bym dalej była w żałobie, więc wyśle mi nowy egzemplarz, w sztyfcie dla odmiany. Oczywiście bardzo się ucieszyłam! Wkrótce otrzymałam paczkę i miłość ożyła - nawet większa, bo wersja w sztyfcie podobała mi się nawet bardziej. Nowy balsam towarzyszył mi nawet w pracy, gdzie ciągle stał na moim biurku. I tym razem szczęście nie trwało długo, bo pewnego dnia wróciłam do domu i ze zgrozą zauważyłam, że balsam zniknął.
Uznałam, że najwyraźniej nie zasłużyłam na zaszczyt posiadania balsamów do ust Palmers, skoro tak ode mnie uciekają. Nie powiem, tęskniłam! Ba, nawet planowałam kupić kolejny, w końcu do trzech razy sztuka.
Dziś jednak postanowiłam zrobić porządek w torebce. Odkryłam, że w bocznej zapinanej na zamek kieszonce jest w dziura! Włożyłam w nią dłoń i okazało się, że w podszewce jest sporo ukrytych skarbów. Co wyjęłam?
Cóż, koniec końców bajka ma szczęśliwe zakończenie, a torebka wędruje do śmietnika - nie dość, że zdradliwa menda, to jeszcze dziurawa, mocno zniszczona i... zasikana przez kota :x
Miałyście takie sytuacje, że gubiłyście rzeczy, które ciągle były przy Was? ;)
Mam go w wersji czekoladowo-wiśniowej i tez kocham baaardzo :) Jest pyszny!
OdpowiedzUsuńmiałam identyczną sytuację z dziurą w torebce :D też znalazłam tam sporo, a najwięcej drobniaków i po przeliczeniu wyszła dość pokaźna sumka :P
OdpowiedzUsuńhaha uśmiałam się :P ale skarbów sporo wyciągnęłaś z torebki :) teraz przynajmniej masz 2 a nie jeden balsam do ust :)
OdpowiedzUsuńNo proszę ile fantów :D
OdpowiedzUsuńA to Ci psikus nie powiem też miałam kiedyś taką torebkę :)
OdpowiedzUsuńTeż mam taką dziurę w podszewce torebki. Najgorzej gdy mi tam klucze wpadną. :)
OdpowiedzUsuńNiezłą kopalnię skarbów miałaś ;)
OdpowiedzUsuńTa pomadka Palmer'sowa mnie kusi, fajnie, że jest wersja w sztyfcie, będę na taką polować :)
Ja miałam podoba historie z błyszczykiem do ust. Nosiłam go w kurtce w kieszeni i tez myślałam, ze pewnego dnia zgubiłam, bo go tam nie było... kilka miesięcy później znalazłam go w torebce :)
OdpowiedzUsuńhehehe mam identycznie ;p
OdpowiedzUsuńOh, więc nie tylko ja tak mam? Dobrze wiedzieć ;p
OdpowiedzUsuńHaha, rozbawiłaś mnie :) Jasne, że mi się to zdarza. Najczęściej właśnie z balsamami do ust, zimą kupuję ich na potęgę bo każdy gdzieś się zawieruszy a o tej porze roku używam ich najwięcej. Wiosną zaczynam je odnajdywać i mam sporą kolekcję na następny sezon :) podobnie jest z gumkami do włosów i wsuwkami :)
OdpowiedzUsuńNie wiem o co chodzi tym kotom?
OdpowiedzUsuńZ sikaniem? ;)
UsuńKiedyś miałam tak w kurtce tez odkryłam zaginione skarby :)
OdpowiedzUsuńNa osiemnaste urodziny dostałam od babci kolczyki. Gdzieś na wyjeździe włożyłam je do kieszonki w torebce, a gdy chciałam je założyć znalazłam tylko jednego kolczyka. Byłam na siebie zła nie dlatego, że były ze złota i z kamieniem, ale one miały swoją historię. Babcia dała mi coś, co należało przez lata do niej i przekazała mnie. Nie miałam odwagi się do tego przyznać. Wyrzucałam sobie, że nie szanuję prezentów. Po paru miesiącach okazało się, że kieszonka ma drugie dno. Oprócz kolczyka znalazło się sporo gumek do włosów, drobnych pieniędzy i pomadki do ust. Już nie wkładam biżuterii byle gdzie :)
OdpowiedzUsuńNiezłe przygody :D
OdpowiedzUsuńTeż miałam kiedyś taką przygodę z torebką, chociaż trochę zachomikowanych drobnych się potem znalazło.
OdpowiedzUsuńPrawie jak Bagaz ze Swiata Dysku :D
OdpowiedzUsuńHahaahaha... Tego się nie spodziewałam!
OdpowiedzUsuńAle przyznam, że sama kiedyś mój ulubiony błyszczyk (jak jeszcze je lubiłam, w latach gimnazjum) też znalazłam w dziurze, ale w płaszczu z kolei xD
Ja kiedyś byłam przekonana, że zgubiłam portfel wraz z dokumentami. Nawet chodziłam po osiedlu w poszukiwaniu gagatka. Okazało się, że zguba wpadła do dziury, która pojawiła się w kieszeni płaszcza.
OdpowiedzUsuńAch te zdradliwe torebki ;)
OdpowiedzUsuńAle jest plus! Koniecznie musisz kupić nową! :D
Ba, już kupiłam, mus to mus :P
UsuńUśmiałam się przy tej anegdotce która jest swojego rodzaju recenzją :D
OdpowiedzUsuńJa ostatnio strasznie długo szukałam pilota od telewizora - odsuwałam nawet meble i zaglądałam do łazienki... W końcu, rozhisteryzowana, poszłam poskarżyć się tacie. Nawet nie musiał wejść do pokoju, by zobaczyć, że zguba leży sobie na środku mojego biurka, nie przykryta ani nie osłonięta czymkolwiek.
OdpowiedzUsuńhahaha dobra anegdota :) ale nosiłaś torebkę zasikaną przez kota? ;p
OdpowiedzUsuńNo coś Ty, smród taki, że nie ma opcji ;) Wczoraj rano zasikał, dlatego musiałam ją opróżnić i znalazłam tę dziurę w kieszonce ;)
UsuńOj, nie raz tak miałam :D Ale czasami się nawet cieszyłam, jak zgubiłam pomadkę nagietkową z Alterry i się znalazła cholera jedna, no! :D
OdpowiedzUsuńAż sprawdzę czy nie mam dziury w torebce, może i ja coś fajnego znajdę :D
OdpowiedzUsuńJa jeszcze nie miałam takiej torebki :D Ale faktycznie, z Twojej to niezła menda była :D
OdpowiedzUsuńNie miałam jeszcze takiej " zdradliwej " torebki ;)
OdpowiedzUsuńZ takimi dziurami to same nieszczęścia...
OdpowiedzUsuńNie raz dziura w torebce podkradała moje rzeczy :] Kot się poznał na Twojej i załatwił ją na cacy :]
OdpowiedzUsuń