Myślę, że większość z Was pamięta post, w którym pisałam o kocie, który trafił do mnie z ulicy. Niewtajemniczonych zapraszam do lektury O TU.
Streszczę szybko - kot został nazwany Melkor, zadomowił się bardzo szybko, a jeszcze szybciej podbił serce moje i Ukochanego. Niestety, trafił on do nas w bardzo kiepskim stanie - cały był w ranach, miał chore oczy, przerzedzone futro... Pisałam Wam wtedy, że dam znać, kiedy coś się ruszy w jego sprawie.
No i się ruszyło :)
Po publikacji poprzedniego wpisu pojechałam z Melkorem do weterynarza, tym razem innego. Okazało się, że kot ma strasznego świerzbowca i trzeba było zastosować serię zastrzyków na odrobaczanie - byłam więc stałym gościem w klinice weterynaryjnej, nie wspomnę nawet, ile kasy w niej zostawiłam... Pani doktor zaleciła kotu noszenie plastikowego kołnierza (zgadnijcie, ile kosztuje taki kawałek plastiku?) ze względu na koszmarne rany na głowie, które ciągle rozdrapywał. Chyba nie muszę dodawać, że Melkor nie był tym zachwycony...
Musiał nosić kołnierz przez dwa tygodnie. Strasznie się męczył, nie mógł normalnie jeść (w końcu się zlitowaliśmy i zdejmowaliśmy mu to do jedzenia), obijał się o wszystko, ogólnie strasznie zmarkotniał. Kiedy wreszcie mogliśmy pozbyć się kołnierza, Melkor znowu odżył i od razu był radośniejszym kotem.
Po całej serii zastrzyków i leków, Melkor ma się już całkiem dobrze.
Jego sierść wygląda o niebo lepiej, jest mięciutki, puchaty, kudłaty i lśniący, pod futerkiem nie wyczuwa się już strupów, coraz mniej się drapie. Nabrał też ciałka - ważył 3kg, gdy do nas trafił, teraz prawie 5kg ;) Jest strasznym przytulasem:
Jak na kota przystało, uwielbia się też bawić - kartonami, sznureczkami, piłeczkami... Po prostu typowy mały psotnik, którego nie da się nie kochać, zobaczcie same:
Jedyne, nad czym jeszcze pracujemy, to jego oczka. Nadal ma mocne zapalenie spojówek i wysunięte powieki, do tego lekkiego zeza, choć z tym raczej już nic nie da się zrobić. Moja Mama śmieje się, że to nasze "zezowate szczęście" ;)
I na koniec małe zestawienie "przed i po" - robi wrażenie, skoro to niecałe 4 tygodnie, co? :)
Melkor pozdrawia mrauśnie! :)
hehe, jaki śmiesznik :) Miał szczęście w nieszczęściu :) Dużo lepiej wygląda!
OdpowiedzUsuńTrafił w dobre ręce - miał dużo szczęścia. Śliczny jest i widać, że pełen energii <3 Cudowny kociak :) Oby i z oczkami mu się poprawiło.
OdpowiedzUsuńWidać znaczna poprawę! I jakie on ma piękne długie futro :)
OdpowiedzUsuńBycie pół-norwegiem zobowiązuje :D
Usuńto ostatnie zdjęcie jest genialne :D
OdpowiedzUsuńjakie to wspaniałe uczucie widzieć zmianę, jaka zachodzi w zwierzaku, gdy znajdzie odpowiedni dom, opiekę i dużo miłości :)
To mina pod tytułem "No k*wa serio?" :D
UsuńWidać różnicę :) Dobrze się nim zajęłaś :)
OdpowiedzUsuńJaki przystojniak :D
OdpowiedzUsuńWidać, że ma się już o wiele lepiej. Bardzo się cieszę :)
Jest cudowny. Zgadzam się z poprzedniczką, miał niesamowite szczęście że trafił właśnie do Was!
OdpowiedzUsuńŚwietny jest ;)
OdpowiedzUsuńJa ostatnio zostawiłam u weta 150 zł, za wizytę i operację gruczolaka u mojej szczurzynki. Do tego musiałam dojechać dwa razy do Wrocławia i z powrotem.. Ale czego nie zrobi się dla swojego zwierzaka :) Zwłaszcza, że pojechałam do świetnego specjalisty od gryzoni i zwierząt egzotycznych.
Teraz zajmuję się 3 miesięczną kocią znajdą równocześnie szukając kocurkowi dobrego domu. Jak nie znajdę to go przezimuję i zostanie ;)
Dużo zdrówka dla Melkora :)
Jak za operację to i tak niewiele... Ja za jeden zastrzyk płaciłam po 50zł, a było ich kilka i to tylko część wydatków przy leczeniu...
UsuńAle piękny zezolek :D Na pierwszym wygląda, jakby był czymś bardzo zniesmaczony :D Moja Bianka ostatnio miała krwiaka na uszku, musiała mieć zrobiony zabieg, a potem nosić bardzo długo opatrunki, na szczęście już jest zdrowa, chociaż uszko lekko zdeformowane. Dla mnie jest z takim innym uszkiem nawet śliczniejsza, uwielbiam takie małe "defekty". Dużo zdrówka dla Melkora!
OdpowiedzUsuńWidzę, że podobnie rozumujemy :)
UsuńTymona kocham za jego nierówne źrenice, Missy za nacięte ucho, a Melkora za tego zeza :D
słodki jest!
OdpowiedzUsuńwygląda o wiele lepiej :) ja ze swoją kotką też się najeździłam ostatnio po weterynarzach bo okazało się, że ma tasiemca :( biedny zwierzak. Leczenie kota jest czasochłonne i niestety do tanich nie należy :( a szkoda bo może gdyby ceny byłe inne, to więcej ludzi decydowałoby się na posiadanie zwierzaka. A tak to już jest, że jak go mamy, to trzeba liczyć się z kosztami i to niemałymi.
OdpowiedzUsuńdobrze trafił :D, szczęściarz z niego :D niech mu się wiedzie :D i rośnie duży, zdrowy i puchaty!
OdpowiedzUsuńWidać, że już ma się o wiele lepiej :) Szczęściarz z niego!
OdpowiedzUsuńw dobre rece trafil! slicznie teraz wyglada
OdpowiedzUsuńTo dobrze, że kotek wychodzi na prostą :)
OdpowiedzUsuńJa za taki "kawał plastiku" w marcu płaciłam ok 10zł u weterynarza dla mojej Morelki (suczka, ok 6kg, więc mała jest) :)
Ja dałam 20zł...
UsuńMój "kawałek plastiku" kosztował 15 zł. Mała miała go 15 minut na sobie po sterylizacji. Nosiła tylko ubranko w kropki (30 zł).
UsuńWzruszyłam się czytając historię Melkora. Pamiętam pierwszą część.
Moja koteczka została znaleziona pod śmietnikiem. Jej rodzeństwa nie udało się uratować. Jest z nami ponad 4 lata. Też miałam z nią trochę przejść (przewlekła biegunka, nie jadła, miała niecałe 3 tyg).
Super, że Was spotkał na swojej drodze;)
OdpowiedzUsuńdobry dom to podstawa :)
OdpowiedzUsuńpomiziać od mnie! :D
Kotek piękny . Znam to ile kosztuje leczenie świerzbowca, no , ale czego się nie robi dla zwierzaków;)
OdpowiedzUsuńPiękny jest! A zez dodaje mu uroku :D
OdpowiedzUsuńDuzo lepiej już wyglada ;)
OdpowiedzUsuńSzczęściarz. Oby więcej kotów można było tak nazwać...
OdpowiedzUsuńŚliczny kocur :) widać, że wychodzi na prostą :)
OdpowiedzUsuńWidać, że dobrze trafił, aż się serducho raduje :)
OdpowiedzUsuńTak naprawdę nie wiadomo, kto w czyje łapy trafił - Melkor w Wasze, czy Wy w melkorowe ;) Bo jeśli chodzi o mnie, to nie mam najmniejszych wątpliwości, że to ja wpadłam w kosmate łapska po uszy - i wcale nie chcę z nich wyłazić;) Po naszym domu stąpa bezgłośnie 40 kocich "nóżek"...
OdpowiedzUsuńPozdrowienia dla Was i Melkora:)
Jaki kochany, wierze, że dużo kasy poszło na leczenie ale odpłaci się Wam ogromną miłością :*
OdpowiedzUsuńSuper że do Was trafił :) Mój labrador też swojego czasu musiał nosić kołnierz. Biedny cały czas się o framugi obijał. Pozdrowienia dla Melkora ! :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wszystko zmierza ku dobremu :)
OdpowiedzUsuńFajnie, że już z nim lepiej :) Coraz ładniejszy się robi!
OdpowiedzUsuńmiło, że są jeszcze ludzie którzy potrafią pomagać tym, którzy sami sobie nie poradzą i nie mają jak poprosić innych. Mówie tutaj o zwierzetach. To, że wzięłaś go pod swój dach, wydałaś na niego mnóstwo pieniędzy u weterynarza i kochasz go to przywraca wiarę w ludzkość :) zawsze mogłaś kupić zdrowego kotka, małego, uroczego, który nie miałby problemów zdrowotnych. Sama znalazłam zostawionego na stacji beznzynowej pieska... i teraz chowa się u mnie ;)
OdpowiedzUsuńKochana, jesteście wspaniali! Łza się w oku kręci gdy patrzy się na zdjęcia przed i po. Oby zwierzak pięknie się Wam chował!
OdpowiedzUsuńZezowate szczęście to bardzo dobre określenie :) Jest różnica, ogromna :) Brawa na stojąco się należą za czas i cierpliwość :)
OdpowiedzUsuńŚwietny kotek :) bardzo się cieszę, że trafił pod Twoje skrzydła :)) Melkor to inspiracja z Tolkiena, czy przypadek? :)
OdpowiedzUsuńJak najbardziej inspiracja - Ukochany to tolkienowy fanatyk, ja też bardzo lubię. :)
UsuńJak czytałam Twój post, to po prostu łezka mi się w oku zakręciła i czułam taką radość, że są jeszcze ludzie, którzy mają takie złote serce dla kotów. Może to śmieszne, ale ja jestem straszną kociarą i po prostu mam ochotę ryczeć, jak ktoś robi krzywdę zwierzęciu lub przechodzi obojętnie obok jego cierpienia. W ogóle denerwują mnie tacy, co albo uznają koty rasowe (bo te dachowce niby brzydkie są), albo nie ciepią kotów z niewiadomych przyczyn... Pięknie się zajęłaś ze swoim ukochanym Melkorem (urocze imię :D), na pewno odwdzięczy się Wam miłością i będzie Was rozbawiał swoimi harcami. To jest naprawdę bezcenne. Odnośnie tej "trzeciej powieki" najpierw pomyślałam, że kicia może być odwodniona, ale przy takiej cudownej opiece jaką zapewniacie to niemożliwe. Może to taka uroda kotka? Ja też mam "znajdę" z ulicy, 6 lat temu moja siostra przyniosła mają szarą kocinkę do domu, od razu podbiła nasze serce i postanowiłyśmy ją przygarnąć. Była taka wygłodniała, wcinała z ręki co jej się dało. :) Generalnie Sara (tak ma na imię) prowadzi śpiący tryb życia, jest strasznym niejadkiem (jak widać, kot też może nim być :D) i uwielbia pieszczoty - jak się długo jej nie głaszcze, to sama chodzi za nami i miaukiem się dopomina. :D Śmiejemy się, że to moja córka, mojej siostry córka, mojej mamy córka i mojego chłopaka córka. Btw, Twój kociak jest śliczny! <3
OdpowiedzUsuńglamdiva.pl
Przepiękny ten kotek, dobrze że go odratowaliście <3
OdpowiedzUsuńjak cudownie czytać takie pozytywne posty....kotek wygląda jak nowy, daliście mu nowe życie i cudowny dom:)
OdpowiedzUsuńTaka poprawa w 4tygodnie?! Tylko pogratulować! Świerzbowiec to wredny pasożyt, nawet po jego wytępieniu rany goją się i zarastają futrem stopniowo. A tu proszę - w tak krótkim czasie kot wygląda świetnie :) Moje wyglądały dobrze, dopiero choroba: koci katar w nich się rozwijał. Miały "odmianę" z zapaleniem spojówek a nie kaszlem. Wyleczyłam je zastrzykami po 2 miesiącach dopiero.
OdpowiedzUsuńWzruszające jak cudownie zaopiekowałaś się tym maleństwem - wyrósł na ślicznego kociaka ;).
OdpowiedzUsuńPrawdziwa dusza z ciebie czyli najwspanialszy człowiek świata.
OdpowiedzUsuńRóżnica naprawdę widoczna.
OdpowiedzUsuńI już sobie wyobrażam jak mięciutkie jest jego futerko.
Koty kochają kartony- można im kupić tunele i inne zabawki, ale i tak nie ma to jak karton czy reklamówka. Jakaś większa torebka czy mała torba podróżna to też fajne miejsca- wybierane czasem zamiast legowiska.
Wspaniałe serca macie. Dbajcie dalej, zapalenie spojówek to ciężka choroba. Mojego Luiza zabrała mi choroba - zwyczajny koci katar, okazał się na tyle niebezpieczny, że 3tyg zastrzyków i 3operacje nie pomogły. Trzymam kciuki za zdrowie! Niech dochodzi do siebie jak najszybciej :)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie widać ogromną poprawę ja osobiście jestem w szoku. Widać że kocurek ma siłę o to by walczyć a coś o takowych zabawach z kartonami to ja wiem mój dziadyga to jak tylko wyczai jakikolwiek karton czy reklamówkę to już nie mam życia. Ale teraz za to grzecznie śpi koło mnie a ja się szykuję do pracy :)
OdpowiedzUsuńZmiana jest ogromna! Kot wygląda już zdrowo i przede wszystkim jest szczęśliwy! Jeszcze troszkę i już w ogóle będzie jak nowy! :)
OdpowiedzUsuńZmiana widoczna, stanowczo, teraz kotek wygląda zdrowo i piękny jest - ta sierść - cudowna!
OdpowiedzUsuńPiękny Melkorek, miau szczęście że do Was trafił.
OdpowiedzUsuńPozdrowieństwa
Monique i 5 ogonkow :)
Od razu widać że jest mu już lepiej.Ja z siostrą w tamtym roku przygarnęłysmy kotkę,także ma uszkodzone oko ale to juz nie do wyleczenia,świerzb okropienstwo nawet nei wiedziałam że tez go ma,musze jej wyleczyć te nieszczęsne uszka:(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam wilebicielkę kotów;)
Świetnego masz kota :D
OdpowiedzUsuńZdjęcie na którym wystaje mu łapka z kartonu bardzo mnie rozczuliło. Malutki słodziutki zgrywus? :)
OdpowiedzUsuńNajbardziej lubię u Ciebie właśnie posty o kotach. Jesteś wspaniałą osobą. Dopiero dzisiaj trafiłam na post o akcji dla Fundacji Kot. Daj znać na blogu, albo facebooku jeśli będziesz myślała nad kolejną wizytą z prezentami. Chętnię się włączę. Fajnie zobaczyć na co rzeczywiście zostały przekazane pieniądze :)
OdpowiedzUsuńPieniądze możesz wysłać do fundacji, tamte rzeczy ostatnio przekazane były dostarczone mi jako prezenty dla Fundacji, nie jako pieniądze :) Pomoc tam zawsze się przyda, zachęcam do obserwowania ich strony na FB :)
UsuńNo nieźle go 'doprowadziłaś do ładu i składu' powinnaś zostać kocią wolontariuszką :)
OdpowiedzUsuń