Jak pewnie wiecie, klasyczny Carmex jest dla mnie numerem jeden jeśli chodzi o balsamy do ust - jest na tyle mocny, że stosuję go tylko na noc, bo błyszczą mi się przy nim całe okolice ust ;) Jest jednak niezastąpiony. Postanowiłam ostatnio wypróbować jego nową wersję - miętowy balsam w sztyfcie. Szczerze mówiąc, nieco się zawiodłam...
Opis producenta i skład:
Gdzie i za ile: np. w SuperPharm, ok. 10zł / 10g
Moja opinia:
Balsam zamknięty jest w tubce - zdecydowanie bardziej pasuje mi sztyft, ale byłam ciekawa tej wersji zapachowej, a ona dostępna jest tylko w tubce. O dziwo, okazuje się, że kulisty aplikator jest całkiem praktyczny - nie jest to obracająca się kulka, ale rozprowadza balsam równo na ustach. Zostaje go nieco na obrzeżach "kulki", ale wystarczy otrzeć i jest ok. Zapach, który robił mi wiele nadziei, okazał się nieprzyjemny - bardzo sztuczny, ani to mięta, ani nawet mentol. Na szczęście znika z ust po paru minutach. Samo działanie jest zbliżone do klasycznego sztyftu, choć nieco słabsze - w sam raz do używania na co dzień. Jak jest napisane na opakowaniu - koi, nawilża i chroni - z tym się zgadzam. Nie tworzy też filmu dookoła ust, co jest plusem, jeśli mamy go używać w ciągu dnia, prawda? Wszystko byłoby pięknie (poza zapachem ;)), gdyby nie okazało się, że po kilku dniach regularnego stosowania balsamu wokół ust pojawiły mi się krostki. Żadne uczulenie, tylko zwyczajne drobne pryszcze - nic fajnego. Odstawiłam na trochę ten balsam, teraz go nadal używam, ale raz, góra dwa razy dziennie, żeby znowu nie wyglądać jakbym całowała się z ropuchą ;)
Jeszcze co do efektu na ustach - nie mrowi, ale lekko chłodzi. Nadaje ustom lekki połysk, nie taki jak błyszczyk, ale zdrowy, ładnie wyglądający. Balsam jest bezbarwny, więc poza połyskiem, usta wyglądają jak gołe ;) Trzyma się na ustach przez 2-3 godziny, chyba, że w międzyczasie będziemy coś jeść. Dla porównania, Carmex klasyczny w sztyfcie jest tak mocny, że trzyma się całą noc, choć rano błyszczę się cała :P
Podsumowanie? Użyty z umiarem i z zatkanym początkowo nosem jest jak najbardziej w porządku. Robi się gorzej, gdy nakładamy go za często. Nie jest zły, ale jednak pozostaję przy klasycznym sztyfcie na noc i czymś delikatniejszym na dzień.
Jakich wariantów Carmexa używałyście? Które są Wasze ulubione, a które omijacie szerokim łukiem?
U mnie on też się raczej nie sprawdził... Na początku zachwyt, a potem wokół ust zrobiły mi się czerwone plamki - coś jak zajady, tylko nie popękane... Kiepsko.
OdpowiedzUsuńCzyli podobnie, a już myślałam, że to ze mną jest coś nie tak :P
Usuńmiałam to samo! Lubie go ale od czasu do czasu i chyba wrócę do wersji klasycznej
UsuńI też w przypadku mięty?
Usuńlubię klasyczny Carmex ;)
OdpowiedzUsuńTestowałam już wszystkie które były do tej pory i najbardziej lubię klasyczny ale miętowy wypróbuję na pewno też.
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy warto :P
UsuńLubię klasyczny Carmex, ale te wersje kombinowane zazwyczaj mi nie pasują...
OdpowiedzUsuńJa do tej pory na żadną kombinację się skusiłam, ale może to i dobrze? ;)
UsuńChoć zielona herbata i jaśmin kuszą ;)
Ciekawi mnie ten Carmex, ale na razie mam inne balsamy do ust do zużycia.
OdpowiedzUsuńSpoooko, ja mam chyba 12 :P
UsuńOwszem, klasyczna wersja najlepsza :))) Ale mi akurat ten przypadł do gustu, zdecydowanie bardziej niż wiśniowy ;)
OdpowiedzUsuńJa bez próbowania wiśniowego mogę już napisać, że się zgadzam - nienawidzę wiśni :P
UsuńJa mam zwykły Carmex w pudełeczku i w sztyfcie. Ten w pudełeczku stosuję na noc, sztyft zostawiam sobie na zimę. Jeśli chodzi o wersję w tubce, to mam wiśniową i zapach też jest sztuczny, nie mówiąc o smaku :P Ale czy jesteś pewna, że właśnie po Carmexie w tubce zrobiły Ci się te krostki? Skoro nie masz ich po zwykłym, to byłoby to dziwne.
OdpowiedzUsuńNa pewno po nim, bo wtedy tylko jego używałam, a nigdy wcześniej nie zrobiło mi się coś takiego, że tylko w okolicach ust.
UsuńMoże dlatego, że nakładałam go częściej, niż zwykle nakładam klasyczny sztyft.
Carmexa jeszcze nie miałam. Ale czaję się na jakiś ;]
OdpowiedzUsuńOoo, nie sądziłam, że są jeszcze takie osoby :P
UsuńNie miałam jeszcze Carmexa ale do ust mam swój taki jakby miodzik do zadań specjalnych firmy Oriflame:) rewelacyjny:) świetni nawilża,chroni usta przy niesprzyjającej pogodzie i super regeneruje przez noc:)
OdpowiedzUsuńMam jego avonowy odpowiednik i też bardzo lubię :)
UsuńMam naturalny i truskawkowy i ten naturalny bardziej lubię ;)
OdpowiedzUsuńBo ten truskawkowy podobno jest sztuczny do granic możliwości :P
Usuńja z kolei dużo bardziej lubię wersję w tubce, bo sztyft zostawia bardzo grubą warstwę i jego opakowanie jest wiecznie brudne po bokach i na nakrętce. Uwielbiam truskawkowy, ale jestem przeciekawa mięty, muszę ja gdzieś dorwać!:)
OdpowiedzUsuńO, ja nie mam tego problemu przy sztyfcie...
Usuńjestem zakochana w carmexsie wiśniowym w tubce. *.* może kiedyś w przyszłości rozejrzę sie za tym zwykłym ale wątpię ;D. mięty nie zdzierże wiec nie ma mowy o miętowym O_o
OdpowiedzUsuńTo ma niewiele z miętą wspólnego :P
UsuńJa mam jaśminową zieloną herbatę i wg mnie jest idealna właśnie na lato. :)
OdpowiedzUsuńZwykły sztyft też bardzo często stosuję na noc, bo świetnie nawilża, ale przyznam Ci rację, że świeci się o wiele bardziej niż ten w tubce :)
Oooj, kusi mnie ta herbatka ^^
UsuńJa wypróbowałam już wszystkie i muszę przyznać, że najbardziej podchodzi mi wiśniowy w słoiczku. Ewentualnie klasyczny. Ale za miętowy się chyba nigdy nie wezmę :) Jakoś zupełnie nie podoba mi się zapach. Spróbowałam raz od koleżanki i stwierdziłam kategorycznie nie.
OdpowiedzUsuńBo zapach jest paskudny, to prawda...
UsuńMam fo tylko w wersji wiśniowej.
OdpowiedzUsuńWiśnie bleee :P Klasyczną spróbuj ;)
UsuńA wcale, że nie takie blee... ;)
UsuńTo chyba jedyne owoce, za którymi nie przepadam :P
Usuńgenialna jesteś, już wiem skąd się wzięła uparta krostka przy ustach, jakoś wcześniej nie powiazalam tego z Carmexem :/
OdpowiedzUsuńjako maniaczka mięty kupiłam go jak tylko zobaczyłam w Rossmannie i niestety również mnie zapach nieco rozczarował. Na szczęście przez ten niby mentol przebija się kamfora, której zapach lubię ( tak wiem, jestem dziwna :p). Działanie ok, chociaż tak jak pisalas sztyft jest bardziej tresciwy. Miałam ochotę wypróbować jeszcze ten w sloiczku, ale zaraz po zakupie mój kotek gdzieś go zaturlał i do tej pory go nie znalazłam ;)
Do usług ;)
UsuńUwielbiam ten balsam :)
OdpowiedzUsuńMam o zapachu zielonej herbaty :)
Pachnie naturalnie?
UsuńA o tym jeszcze nie słyszałam...
UsuńTo ten jaśmin+zielona herbata, najnowszy na rynku :)
UsuńMuszę to jak najszybciej wybadać. Brzmi ciekawie... Wąchałaś już?
UsuńNie miałam okazji :<
Usuńmam tylko klasyczną wersje w sztyfcie, kusi mnie jednak błyszczyk wisnowy
OdpowiedzUsuńBłyszczyk? W sensie tubka?
UsuńMam zwykły właśnie w tubce, używałam zimą i zastępował mi błyszczyk. Teraz chętnie bym wypróbowała zielona herbatkę :)
OdpowiedzUsuńJa też, ale mam nadzieję, że zapach jest mniej sztuczny ;)
UsuńO dziwo nie miałam jeszcze żadnego carmexa,, ;)
OdpowiedzUsuńNie sądziłam, że się takie osoby jeszcze uchowały :D
UsuńAha, zapomniałam zapytać. A o tego już próbowałaś? http://nothingbutbeauty7.blogspot.ie/2011/10/latest-purchased.html
OdpowiedzUsuńNie i nie zamierzam, to zupełnie nie moja bajka :) Nie przepadam za kolorowymi balsamami do ust ;)
UsuńFair enough :) Ale w tej formie jest jeszcze klasyczny i muszę powiedzieć, że chyba lepiej mi podchodzi niż tradycyjny sztyft. Mam wrażenie, że nie jest taki "ciężki" na ustach. Jakby miał jakąś bardziej miękką formę. Aha, zapraszam do siebie na giveawaya, jeśli masz ochotę...
UsuńBędę się tak czy siak musiała rozejrzeć za klasycznym albo czymś zbliżonym niedługo, bo mój sztyfcik już się kończy :)
Usuńja ostatnio kupiłam jaśmin i zielona herbata i jak na razie żadne krostki mi się na szczęście nie pojawiły :)
OdpowiedzUsuńA jak pachnie?
UsuńNigdy nie miałam żadnego Carmexa, muszę się skusić na klasyk :D
OdpowiedzUsuń