Dawno dawno temu wygrałam na Papilocie zestaw kosmetyków Bielendy. Wśród nich było opakowanie o tajemniczej i jakże intrygującej nazwie... algi do mycia ciała. Strasznie byłam tych alg ciekawa, ale chciałam je zostawić na "specjalną okazję". Specjalna okazja się znalazła - wygrzebałam je z półki i zobaczyłam, że zbliża się termin ważności - oto okazja ;) Cóż, przyznaję, że po takiej nazwie spodziewałam się cudów i dziwów. Trochę się zawiodłam...
Opis producenta:
Gdzie i za ile: ok. 22zł / 80g (200ml), ale gdzie - nie mam pojęcia
Skład:
Moja opinia:
Sama nie wiedziałam, czego się spodziewać po tych algach - dlatego zżerała mnie ciekawość co do nich... Moja Mama się śmiała, że po zetknięciu z wodą zmienią się w plątaninę wodorostów i czegoś takiego się spodziewałam, choć oczywiście nie w takiej skali - tzn. myślałam, że napęcznieją i zmiękną, a nic takiego się nie stało. No, ale może po kolei...?
Opakowanie alg to plastikowy dwuwarstwowy słoiczek, częściowo przezroczysty, z zieloną nakrętką. Bez tekturowej nakładki, na której znajdują się wszystkie informacje, nie wygląda wcale imponująco. Po odkręceniu mamy zabezpieczające sreberko - tak sztywne i grube, że można się nim pociąć - dlatego ja zdarłam je całe od razu. Pod spodem kryją się algi pod postacią drobnych granulek, raczej suchych, ale zbrylonych. Pomiędzy nimi znalazłam miarkę. Granulki są zielone z czarnymi ziarenkami czegoś ;) Pachną specyficznie, takim morskim błotkiem. O dziwo, choć lubię takie zapachy, ten średnio przypadł mi do gustu.
Po zwilżeniu na skórze nie stało się nic - grudki alg stały się mokrymi grudkami alg, wcale nie zmieniły swojej konsystencji ani twardości, nic. Puściły tylko nieco zielonego barwnika - nie łudzę się nawet, że naturalnego, zwłaszcza, że barwniki mamy jak byk w składzie. Nałożyłam tę breję na skórę i próbowałam rozsmarować - szło jak krew z nosa. Tępo, drapiąco, nieprzyjemnie. Wtedy uznałam, że potraktuję to nie jako coś do mycia ciała, jak wskazuje producent, a jako peeling - i tu sprawdził się znacznie lepiej. Wzięłam nieco mniejszą ilość i rozmasowywałam po skórze - dawno nie używałam tak dobrego zdzieraka. Sprawił, że skóra była gładka i idealnie wręcz złuszczona. Muszę jednak przyznać, że wcale się umyta nie czułam, więc żel pod prysznic i tak był koniecznością.
Podsumowując, jeśli potraktujemy to cudo jako peeling - będzie super. Ale nie próbujcie się tym myć ;) Nie wiem właściwie, czy zachęcać Was do zakupu, bo nigdy nie widziałam tych alg w sklepach. Wiem, że można je kupić w necie, ale nawet na stronie Bielendy nie ma już informacji o tej serii. Czyżby ją wycofali?
Używałyście tego typu dziwactw? Może macie na nie jakieś patenty?
Lubię próbować takie cudaki :D Ale pewnie jak zwykle z tego typu kosmetykami, nigdzie nie można ich znaleźć...
OdpowiedzUsuńNo właśnie... Tylko w necie widziałam...
UsuńPo bliskim spotkaniu z peelingiem Bielendy, który po prostu robił nic, nie wrócę już do tej firmy.
OdpowiedzUsuńTo teoretycznie peeling nie jest, ale działa jak świetny peeling, więc coś się Bielendzie pomieszało :P
UsuńAz takich dziwactw nie używałam;)ale szukam dobrze zdzierajacego peelingu do ciała więc takie coś byłoby idealne:)
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc, są też inne zdzieraki, łatwiej dostępne, tańsze i przyjemniejsze w użytkowaniu - np. Lirene ;)
Usuńto mój ulubiony peeling ;) ale fakt, straszliwie ciężko go dostać, długo się nachodziłam zanim w końcu go znalazłam.
OdpowiedzUsuńI gdzie go dorwałaś? Był też miód z tej serii? Czaiłam się na niego od dawna, a później jakoś zniknął...
Usuńnigdzie nie widziałam miodu :( algi znalazłam dopiero w Krakowie, w drogerio-aptece Mediq (w Kielcach, gdzie mieszkam nigdzie ich nie mieli)
UsuńSzkoda, pewnie za długo się czaiłam :(
Usuńpierwsze słyszę o algach do mycia :P ale ja zobaczyłam zdjęcie to od razu pomyślałam, że nadawały by się jako peeling i widzę, że wpadłaś na to samo :P
OdpowiedzUsuńProducent w sumie też na to wpadł, ale w ogóle nie rozumiem, czemu i tak nazwał to algami do mycia ciała -.-"
UsuńNigdy o czymś takim nie słyszałam, ale takie dziwactwa mnie ciekawią!
OdpowiedzUsuńTo takie nasze kobiece przekleństwo, że wystarczy coś nazwać nietypowo, żeby nas zainteresowało :P
UsuńPierwszy raz słyszę/czytam o tym kosmetyku.
OdpowiedzUsuńNigdzie się z nim nie spotkałam.
Stacjonarnie też go chyba nigdy nie widziałam...
UsuńMam ochotę na kupno takich normalnych, sproszkowanych alg do dosypywania do kąpieli, ale to cudo wygląda nieco dziwnie :D
OdpowiedzUsuńA w jakim celu chciałaś te sproszkowane?
UsuńKonsystencja nie jest zbyt zachęcająca.
OdpowiedzUsuńMimo wszystko spodziewałam się zielonej brei :D
Ja też :D Ale jako peeling naprawdę jest OK :)
UsuńCzyli generalnie dziwna sprawa, ale dość skuteczna ;)
OdpowiedzUsuńTak, choć nie w tym celu, co producent założył :P
UsuńCzyli fajny peeling, dziwne, że producent nazwał to jak nazwał...
OdpowiedzUsuńDokładnie. Chyba, że ktoś by był naprawdę bardzo brudny - peeling by zdrapał ten brud i voila, mamy mycie ciała :P
UsuńPóki co - nie używam takich "wynalazków" :) i nigdzie tego stacjonarnie nie widziałam :O. Wolę postawić na dobry peeling ;).
OdpowiedzUsuńTo jest dobry peeling. Ale pod złą nazwą :P
Usuńodstręczające :P
OdpowiedzUsuńCzemu? :>
Usuńtego jeszcze nie widziałam, ale fajnie wygląda. :D
OdpowiedzUsuńGłównie wygląda :P
UsuńAle cudak! Jeszcze nie słyszała o takim produkcie :)
OdpowiedzUsuńBo wydaje mi się, że ta seria EcoCare została wycofana jakiś czas temu...
UsuńJeszcze nie znam peelingu, który by i super ścierał i do tego jednocześnie mył jak żel pod prysznic.
OdpowiedzUsuńJa długo używałam lirene anty-celluitowego, teraz postanowiłam przetestować kilka innych, m.in peeling solny ze starej mydlarni- jest ok, ale sama sobie chyba zrobię jeszcze lepszy składowo.
Takich to chyba nie ma, ale uwielbiam peelingi Lirene, są świetne pod tym względem ;)
UsuńNo bywają żele z peelingiem, ale mało ścierają zwykle, a do tego żeby było smieszniej słabo myją.
UsuńChociaż dzisiaj otworzyłam kupiony w tk maxx żel greeland z elementami peelingującymi i z tego co widzę może się sprawdzić w dwóch funkcjach, chociaż wiadomo to takie delikatne ścieranie na co dzień.
Ja muszę wrócić do używania moich 'narzędzi tortur' czyli różnych rękawic do masażu czy szorstkiej szczotki, też pomagają w ścieraniu naskórka, do tego działają anty-celluitowo i dają ulgę nogom po całym dniu (tylko trzeba masować od dołu w górę)
Ile dałaś za ten żel w TK Maxxie? Widziałam je w Hebe, ale strasznie drogie...
UsuńA w składzie jest spirulina, tak więc zielony kolor będzie pochodził raczej od niej ;)
OdpowiedzUsuńPo co więc barwniki jeszcze na końcu?
UsuńMoże dla ładniejszej zieleni, nie wiem.
UsuńBessęsu :P
UsuńPierwszy raz o nim słyszę:)
OdpowiedzUsuńEeee...jestem na nie, nie wypróbowałabym...:/
OdpowiedzUsuńmój ulubiony peeling do pary z tym koralowym też Bielendy! Ja zawsze kupowałam w Kauflandzie, ale ostatnio ich nie widziałam ;-( mocne zdzieraki, tak jak lubię
OdpowiedzUsuńJaki to peeling?
Usuńhttp://wizaz.pl/kosmetyki/produkt.php?produkt=28698
Usuńma bardzo przyjemną konsystencję, a przy tym jest mocnym zdzierakiem
O, tego to z kolei ja w życiu na oczy nie widziałam :D Wygląda ciekawie :)
Usuńpierwszy raz widzę to cudo :) ale jako peeling rzeczywiście zapowiada się świetnie ;)
OdpowiedzUsuńwygląda ciekawie :P
Szkoda, że trudno dostępny, bo ja uwielbiam takie specyfiki do ciała. Chętnie bym wypróbowała. Zdradzisz gdzie kupiłas?
OdpowiedzUsuńNapisałam na samym początku notki - wygrałam to.
UsuńA ja już sobie wyobraziłam Dominikę pływającą w wodorostach niczym w akwarium z rybkami :D Zawiodły mnie te algi.... :))
OdpowiedzUsuńTeż miałam nadzieję na bycie Arielką, a tu lipa :P
UsuńMam z tej serii peeling kokosowy, niedawno go recenzowałam. Jako peeling sprawdza się dobrze, niestety ani trochę nie czuję w nim kokosa, więc jak zużyję to na pewno nie kupię ponownie. Poza tym jest bardzo mało wydajny.
OdpowiedzUsuńPeelingi Bielendy chyba już mają "w genach" tą niewydajność...
UsuńNie wiedziałam, że Bielenda ma algi. Fajna recenzja.
OdpowiedzUsuńBo już chyba nie ma :<
UsuńMiałam dawno temu te algi i uwielbiałam je. Nic innego tak nie zdzierało ze mnie skóry. Czułam jakbym się szorowała sproszkowanym papierem ściernym.
OdpowiedzUsuńPrzypomniałaś mi o nich, dzięki :) Muszę koniecznie kupić.
Jak gdzieś znajdziesz, zerknij proszę, czy mają też miód do ciała ;)
UsuńPierwszy raz go widzę, ale wygląda ciekawie :)
OdpowiedzUsuń