Hej hej! Jak już pewnie zdążyłyście zauważyć, wczoraj wróciłam z wakacji. Pojechałam z Ukochanym do Swornychgaci - w miejsce, w które za dzieciaka jeździłam co roku w odwiedziny do wujka. Cudnie było zobaczyć stare kąty po latach, zwłaszcza, że kąty te same w sobie są piękne. Rzeka, lasy, jezioro... Uwielbiam te okolice!
Oczywiście mam dla Was porcję zdjęć! Może opowiem więcej o wakacjach już pod poszczególnymi widoczkami ;)
Do jeziora mieliśmy może ze 100 m. A właściwie do urokliwej alejki tuż przy brzegu jeziora. Można tu było karmić ptactwo wodne (choć łabędzi to ja się z jakiegoś powodu boję... :x), wypożyczyć kajak czy rower wodny (były też takie, które wyglądały zupełnie jak wodujące trabanty :D Tylko oczywiście były 2x droższe...). Do plaży za to trzeba było iść aż kilometr, bo większość gruntów nad samym jeziorem jest wykupiona przez różne gospodarstwa agroturystyczne itd. Plaża jednak była ładna i czysta, więc codzienny spacerek nam nie przeszkadzał ;)
Przy tej właśnie alejce stały także przycumowane różne żaglówki - tu przykład jednej z nich ;)
Tuż przy plaży była szkoła windurfingu. Nie powiem, kusiło mnie, żeby wypróbować, ale jam nieśmiałe dziewczę, wstydziłabym się wywalać z tym co chwila tuż przy kąpiących się ludziach ;) Poza tym... orły nie umieją pływać, wiecie...? ;)
A tak wyglądała sama plaża ze środka jeziora - zrobiłam to zdjęcie z roweru wodnego ;) Plaża była niewielka i niezatłoczona, ale strzeżona i czysta. W pobliżu był też letni amfiteatr, którego sceną był statek - widać go po prawej. Oczywiście nie jest to prawdziwy statek, ale wygląda świetnie - żałuję, że nie mam lepszego zdjęcia całości.
Chodziliśmy też na spacery po okolicy, na tym zdjęciu widać wszystko, z czym wiążą się miliony moich wspomnień. Plebania i kościół. Wujek był tutaj proboszczem. Ja nie jestem jakoś szczególnie religijna, ale jednak wujek był dla mnie jak dziadek i te okolice strasznie mi go przypominają... Umarł trzy lata temu, ale pięć lat temu przeprowadził się do nas do Torunia na emeryturę. Byłam baaardzo mile zaskoczona, bo rozmawiałam z kilkoma mieszkańcami i wszyscy dobrze pamiętają wujka i miło go wspominają. Aż się ciepło na serduchu robi...
Raz też wybraliśmy się kajakiem na mały spływ Brdą ;) Popłynęliśmy rzeką aż do kolejnego jeziora i z powrotem. Przez całą drogę wiosłował sam Ukochany, który stwierdził, że on tu przyjechał na trening, a ja mam się opalać. Więc się opalałam, jak widać na zdjęciu powyżej, choć wróciłam z nogami nadal białymi :D
Swoją drogą, specjalnie dla mnie wypożyczył fioletowy kajak ^^
A skoro już mowa o treningu Ukochanego... Codziennie wieczorem szedł poćwiczyć swoją walkę bronią - wkrótce czeka go znowu kilka pokazów. Czasem chodziłam z nim na te treningi (tu akurat robiłam zdjęcia jak ćwiczył na statku-amfiteatrze), a czasem zostawałam w pokoju i czytałam / sprzątałam / odpoczywałam od niego :P Do tej pory zachwyca się tym, co mu powiedziałam ostatniego wieczora - kazałam mu iść na trening, "bo ja muszę posprzątać". Uznał, że będę świetną żoną - to się okaże! :P
No właśnie, to się okaże, bo na powyższym zdjęciu macie szczyt moich możliwości kulinarnych - makaron z sosem z paczki (ba, tutaj jako sos posłużył mi w dodatku Gorący Kubek), pomidor, szczypiorek, cebulka i trochę przypraw. Nie było nas stać na to, żeby codziennie wychodzić gdzieś na obiad (choć pod nosem mieliśmy świetną, dość tanią restaurację), więc parę razy musieliśmy sami zrobić sobie coś do zjedzenia... Nie powiem, to powyższe jest bardzo smaczne, ale gości bym na to nie zaprosiła :P Na szczęście pieczenie wychodzi mi lepiej :P
A tak spędzałam wieczory - z książką. A właściwie z Kindlem, z którym się już nie rozstaję, pokochałam go miłością wielką i wieczną ;) Przeczytałam kilka książek, głównie odmóżdżające historyczne romansidła, ale nie tylko ;) Niedługo przygotuję dla Was kolejny post z serii "Coś do poczytania" :)
Kiedy nie chciało nam się czytać, oglądaliśmy do późna seriale - Ukochany wziął netbooka, właściciele pokoju udostępnili nam internet i było super ;)
A to nasz mały codzienny budzik :) Musiał mieszkać gdzieś w okolicy, bo codziennie wcześnie rano siadał tuż przy naszym oknie (pokój mieliśmy w piwnicy, więc okno tuż przy ziemi...) i darł się wniebogłosy. Był jednak przesłodkim pieszczochem, więc dało mu się to wybaczyć. Jeśli raz się go pogłaskało, to nie odpuścił, dopóki nie miał dość pieszczot ;) To jeden z kilku powodów, dla których Ukochany zmienił zdanie co do kota w domu, więc wychodzi na to, że gdy już będziemy na swoim... będę miała kotka :D
I jeszcze nasza mała sąsiadka z oczka wodnego w ogródku naszych gospodarzy. Ta żaba była ogromna, wielkości mojej dłoni, ale wyjątkowo bała się aparatu. Kiedy tylko siedziałam przy tym oczku, ona wylegiwała się na liściach i można ją było wręcz dotknąć, ale kiedy tylko zbliżałam się z aparatem, natychmiast się chowała. Nieśmiała chyba... ;) To najlepsze zdjęcie, jakie udało mi się jej zrobić.
Podsumowując, nasz wyjazd był baaardzo udany, będę go długo mile wspominać :)
A jak mijają Wasze wakacje? :)
Świetne zdjęcia! Polecam też wyprawę do Charzykowa. Tam jest spora plaża i jezioro ma śliczne zatoczki :) Moja rodzina też jest związana ze Sworami. A wokół tego kościoła na cmentarzu leży kilka osób z mojej familii. Lubię te tereny :)
OdpowiedzUsuńCharzykowy też dobrze znam, choć jednak zdecydowanie więcej czasu spędziłam w Sworach :)
UsuńA, i kupiłam niedawno Kindla lubemu na urodziny. Jest zachwycony :)
UsuńMoże się tam spotkamy kiedyś w wakacje :) W przyszłym roku na pewno tam będę z maluszkiem :)
UsuńByłoby super! Choć nie jeżdżę już tam tak często jak kiedyś, teraz byłam pierwszy raz od czterech czy pięciu lat...
UsuńA że małż Kindlem zachwycony to wcale się nie dziwię :D Też na nim czytasz? Jak wrażenia?
UsuńHaha, jasne. Od kiedy go dostał to nawet go na oczy nie widziałam :P Wrażenia super. Dostał Kindle 4 Touch. Dosyć drastycznie uszczuplił moje konto ;) Brakuje nam tylko pokrowca.
UsuńNo tak, czyli faktycznie się spodobał :D
UsuńUwielbiam rude kociaki <3, chcę mieć w przyszłości takiego w domu. Jednak mój P. uparcie twierdzi, że rudego kota w naszym domu nie będzie i koniec dyskusji. Mam poszukać normalnego kota, jakby rudy taki nie było :p chyba partner do wymiany :D
OdpowiedzUsuńMój w ogóle zwierzętom w domu był przeciwny, zwłaszcza kotom, maść nie miała znaczenia ;) A że ja domu bez zwierząt sobie nie wyobrażam, od dawna go męczyłam, że musi się do kotów przekonać ;) I też najchętniej właśnie małego rudzielca bym wzięła, ale innego oczywiście będę kochać tak samo ;)
UsuńMój kocurek właśnie mlaszcze mi z zadowoleniem, ale jego nie będę mogła wziąć na swoje, rodzinka nie pozwoli ;)
Niezwykle urokliwa nazwa miejscowości :)
OdpowiedzUsuńA jej geneza nie ma nic wspólnego z elementem garderoby ;)
UsuńFajne wakacje ;)Takie oderwanie od rzeczywistości ;) I cudowny klimat nad jeziorkiem :D Kotek też bardzo ładny ;)
OdpowiedzUsuńOj, oderwanie od rzeczywistości to my mieliśmy dwa i trzy lata temu - jeździliśmy nad jezioro pod namiot w kompletną dzicz, gdzie do najbliższej wsi było parę kilometrów. To dopiero był odpoczynek od cywilizacji ;)
UsuńJak tam pięknie! Przydałyby mi się takie wakacje ;p
OdpowiedzUsuńPolecam :P
Usuńrudzielce maja to do siebie ze sa pieszczochami chyba bo moj tez jak sie zacznie pieszczochac to konca nie ma ;)
OdpowiedzUsuńMój pasiasty ma tak samo, więc to chyba ogólnie koty mają to do siebie ;P
UsuńSuper wycieczka, fajne zdjęcia, miło się czytało :)
OdpowiedzUsuńJa do Kindle'a jakoś nie jestem przekonana, może dlatego, że rzadko czytam, a jak już to jednak wolę czytać "normalną" książkę, papierową.
A próbowałaś czytać na Kindle'u? ;)
UsuńJa tam wolę zwykłe ksiazki, ktore i tak raz tylko czytam, i nie muszę płacic za udostepnianie na kindle'a, tylko drobna oplate na biblioteke z ktorej kupowane sa nowe ksiazki :)
OdpowiedzUsuńŁadna okolica na wakacje, ale plaza 1 km to dalekooo :)
Nic nie trzeba płacić przy Kindle'u ;)
UsuńSwornegacie to tylko kilkadziesiąt km ode mnie :> Jeszcze nigdy nie wyjechałam nad żadne jezioro,dosyć fajnie tam..Ja teraz wypoczywam w górach, zdjęcia również u mnie więc zapraszam do podziwiania widoczków :)
OdpowiedzUsuńKocham góry, więc zaraz do Ciebie zajrzę ;)
UsuńPiękne widoki <3
OdpowiedzUsuńA jaki spokój *.*
Usuńsuper zdjęcia :) naprawdę musiało być fajnie :D
OdpowiedzUsuńI było :)
Usuńno to zazdroszczę :)
UsuńSama dopiero co zamieściłam swoją fotorelację z wakacji, także z przyjemnością obejrzałam Twoją ;-) Fajne miejsce, widać, że o wiele spokojniejsze niż te oblegane nadmorskie miejscowości ;)
OdpowiedzUsuńO tak, zdecydowanie. Takie nadmorskie tłumy i smażenie się na plaży zdecydowanie nie są dla mnie...
UsuńBoję się aż takich małych miejscowości :d
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o Polskę, to jeździłam do Gdańska- każdego to dziwi, ale plaże mniej zatłoczone niż w dużo mniejszych miasteczkach.
Byłam tam też w tym roku, ale żebym mega wypoczęła to powiedzieć nie mogę.
I teraz byłam tydzień jeszcze na Fuerteventurze.
Dobrze, że tż się przekonał do kotów.
Czemu się boisz? :>
UsuńTo i tak szczyt cywilizacji w porównaniu do naszych wcześniejszych wakacji pod namiotem w dziczy ;)
Za cicho, za pusto, dziwnie mi po prostu.
UsuńJak człowiek nastawiony do szybkiego tempa życia to organizm ma szok wręcz:D
Chociaż takie bardzo imprezowe i głośne zagraniczne kurorty to też nie dla mnie.
Lubię taką pośrednią opcję.
Zależy od pogody też- jak jest cały czas ładnie, słonecznie to siedzę i ładuję baterie i mniej mnie interesuje gdzie jestem, ale jak jest szaro i ponuro to zaczyna mnie skręcać powoli.
Po drugie lubię mieć dostęp do cywilizacji- jakiś empik itd :D Sklepy też ubraniowe nie zaszkodzą, bo przy dłuższym pobycie to akurat mam zawsze jakiś czas, na co dzień różnie z tym czasem i energią bywa.
A dwa, że jak się nie mieszka z tżtem na co dzień to jest szansa się sobą nasycić ( z podtekstem i bez:P) i inaczej się na wyjazd patrzy.
UsuńNo ja właśnie na wakacje zwykle wolę takie odludzia, żeby w tej właśnie ciszy i spokoju odpocząć. Zwłaszcza, jeśli okolice są takie piękne <3 :)
UsuńPrawda, ale tu nie ma znaczenia już, gdzie się jedzie :D
UsuńA swoją drogą, pani u której wynajmowaliśmy pokój, reklamowała go, że ściany są grube :x
Reklama dźwignią handlu ;)
UsuńA poza tym fajna nazwa miejscowości, łatwa do zapamiętania ;)
No nie? :D
UsuńAle wbrew pozorom nie ma nic wspólnego z gaciami :P
moi rodzice mieszkają w tych okolicach, jako dziewczynka spędziłam mnóstwo czasu w Małych Swornychgaciach ;)
OdpowiedzUsuńTeż ładne okolice :)
Usuńjaka sielanka... zazdroszczę :)
OdpowiedzUsuńco do kotka to loteria, chciałam mieć kolankowego przytulasa, a trafiła mi się nielubiąca pieszczot czarna wredota ;)
Czarne wredoty też są kochane :D
UsuńMoja babcia jest rozkochana we fiolecie miłością dozgonną xD
OdpowiedzUsuńOj niedobra żaba widzę :D
Jak to jest szczyt Twoich możliwości kulinarnych, to ja w takim razie jestem kompletnym dnem :D a Wojtek, to jakiś ninja, czy jak :D ;)? joke :)
Też jestem maniaczką fioletu, co widać choćby po tym blogu ;)
UsuńA Wojtek trenuje taką mieszaninę sztuk walki, zamierza stworzyć szkołę :)
No to widzę, że wypoczęłaś:)
OdpowiedzUsuńOj, i to jak ;)
UsuńAle mieliście tam pięknie,i tak blisko do wody:)
OdpowiedzUsuńDo samej wody tak, ale na plażę kawałek był ;)
Usuńteż mam taki budzik ;)
OdpowiedzUsuńNajlepszy model pod Słońcem :D
UsuńWyjazd musiał być udany :) Fajnie, że doceniacie takie mniejsze miejscowości, przynajmniej z dala od tłumów turystów :)
OdpowiedzUsuńPo to jeździmy na wakacje, żeby właśnie odpocząć od tłumów ;)
Usuńale piękne widoczki. Mi się marzy Kindle
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że to chyba najlepiej wydane 400zł w moim życiu ;)
Usuńha, ja też się z kindlem nie rozstaję ;)
OdpowiedzUsuńCzłowiek się uzależnia ;)
UsuńDo kindla sama byłam sceptyczna, ale teraz sama sie z nim nie rozstaje od kiedy go mam ;-) mimo iz nie pachnie książkami jakoś wygoda, a zwlaszcza miejsce w bagazu w trakcie wakacji czy podrozy bezcenna ;D
OdpowiedzUsuńOtóż to, poza tym łatwiej zdobyć eBooka, niż papierową książkę czasem ;)
Usuń